wtorek, 19 marca, 2024
Strona głównaKulturaGry wideoW to się grało #13: „Mario Forever”. Polski klon znanej platformówki

W to się grało #13: „Mario Forever”. Polski klon znanej platformówki

"Mario Forever" to polska wersja popularnej platformówki, wydana na lewo i dostępna całkowicie za darmo. Jej twórcy nic sobie nie zrobili z tego, że nie mieli żadnych praw do postaci skaczącego hydraulika, a sama produkcja pozostaje rozwijana od prawie 20 lat.

Wygląda jakoś… no właśnie. Ale jak masz siedem lat, to się nie zorientujesz, że nie grasz w oryginał.

Nie znam osoby, która nie kojarzyłaby postaci włoskiego hydraulika Mario. Nawet jeśli ktoś nie zna się na grach komputerowych i taka forma rozrywki jest dla niego kompletną stratą czasu, i tak zapewne obraz skaczącego wąsacza w czerwonej czapce stanowi dla niego coś, co choć odrobinę kojarzy. I tak naprawdę z powodu swojej dużej popularności Mario jawi się jako postać, którą bardzo trudno sensownie opisać. Bo wszystko, co miało zostać o nim napisane, już dawno napisano.

Dzisiaj jednakże chciałbym skupić się nie na oficjalnych częściach przygód hydraulika, a na fanowskiej i polskiej wersji platformówki z jego udziałem, która po raz pierwszy została za darmo udostępniona w 2003 roku i po dziś dzień za sprawą fanów jest modyfikowana i wydawana w zupełnie nowych wersjach. A to wszystko polane sosem małej kontrowersji.

„Mario Forever”. Polacy nie gęsi, swego Mariana mają

Kiedy byłem dzieckiem, nie orientowałem się w tych wszystkich przepychankach pomiędzy poszczególnymi producentami gier. Nie interesowało mnie, czy Nintendo wydaje swoje gry na komputery stacjonarne i czy Mario jest tworem japońskim albo polskim. Zakładałem, że skoro gram w Mario Forever, które bardzo łudząco przypomina pegasusowe Super Mario Bros., to jest ono po prostu oficjalną kontynuacją, a włoski hydraulik musiał powstać za sprawą Polaka, skoro pod projektem podpisał się Michał „Buziol” Gdaniec. Tak było. Nie zmyślam.

W rzeczywistości – i to chyba nie powinno spotkać się z dużym zaskoczeniem – Mario Forever stanowiło fanowską grę platformową, w której zdecydowana większość grafiki pochodziła z 16-bitowej wersji Super Mario Bros. na SNES-a. Różnica polegała na tym, że pikselozę znacznie wygładzono, a i fizyka prezentowała się nieco odmiennie. Mario skakał bardzo wysoko w porównaniu z oficjalnymi i klasycznymi odsłonami, dlatego później, kiedy ogrywałem oficjalne Super Mario Bros. 3 na Pegasusie, naprawdę ciężko było mi przyzwyczaić się do jej zasad.

Można powiedzieć, że Mario Forever jako gra stanowiła pewnego rodzaju fenomen. Raz, że była polska. Dwa, że zdobyła uznanie w innych krajach. Trzy, że mogłeś ją pobrać i ogrywać zupełnie za darmo. Nawet nie dysponując połączeniem internetowym, a w tamtym okresie nadal jawiło się to jako usługa iście ekskluzywna, od czasu do czasu istniała możliwość natknięcia się na Mario Forever w różnych czasopismach. Zazwyczaj Mariana dodawano jako „minigrę” albo po prostu umieszczano w dziale freeware.

Buziol co jakiś czas publikował uaktualnione wersje swojej produkcji, które wprowadzały nowe poziomy, bardzo często ukryte, i które teoretycznie miały łatać błędy obecne w poprzednich wersjach. Teoretycznie, ponieważ w praktyce czasem nawet dochodziło do tego, że pojawiały się nowe bugi, które wcześniej nie występowały. Lecz kto by tam wybrzydzał, skoro mamy grę za darmo?

Fabuła nie jest zaskakująca: oto księżniczka Peach standardowo zostaje porwana przez złego Bowsera, a włoski hydraulik rusza jej na ratunek. I to właściwie tyle. Rozgrywka także opiera się na znanych z oryginalnych Marianów koncepcjach. Muchomorek sprawia, że rośniemy, a dotknięcie kwiatu pozwala nam strzelać. Autor dodał jednak kilka nowych power-upów i tak na przykład najbardziej charakterystyczną dla Mario Forever innowacją jest burak zdolny rozwalać murki. Albo zielony owoc Lui pozwalający na wysokie skakanie.

„Mario Forever”. Buziol Games Software i kilka kontrowersji

Buziol stworzył wiele gier takich jak Bod Blob, Myster Muszel czy Urbagility, które nie tylko dla mnie, ale dla naprawdę wielu osób stanowiły kawał dzieciństwa. Z perspektywy czasu człowiek zaczyna dostrzegać, ile błędów posiadały te produkcje, lecz i tak skory jest przymknąć na nie oko. Jednakże jako osoba, która w wieku gimnazjalnym regularnie przebywała na forum Buziol Games Software (łamiąc przy tym ustawicznie regulamin, bo przecież jako dziecko mogę naginać zasady, prawda?) muszę przyznać, że na wizerunku twórcy znajduje się kilka rys.

Pamiętam, że kiedyś użytkownicy nieistniejącego już portalu Mario City zarzucali Buziolowi, że nie ma poszanowania do materiału źródłowego, na którym się opiera. W dużym skrócie, chodziło o to, że do gry dołączono wirtualny poradnik, gdzie zdecydowana większość przeciwników została niekanonicznie nazwana. Przykładowo Koopa Troopa (czyli tak zwany swojsko żółw) figurował jako Turtellos. Już nawet wtedy, gdy miałem trzynaście lat, takie czepianie wydawało mi się zwyczajnie głupie. Bo kto ma wiedzieć, ten wie. A kto nie wie i nie chce sprawdzić, ten stąpa po tym świecie jako ignorant. Zresztą, później naprawiono to niedopatrzenie. Trzeba spojrzeć na sytuację z innej perspektywy – najprawdopodobniej Mario Forever mocno spopularyzowało markę Nintendo w Polsce. Ludzie chcieli więcej i szukali informacji, a wówczas dowiadywali się różnych nowinek związanych z konsolami czy grami. Więc to jeszcze nie to, co mógłbym określić mianem kontrowersji.

Za to łamanie praw autorskich – tu już chyba mogę włożyć kij w mrowisko. Niestety Buziol – i mówię to z perspektywy wspomnień sprzed kilkunastu lat – najzwyczajniej w świecie zwariował. Jeden z administratorów Mario City napisał do niego, że coś złego dzieje z jego forum. Najprawdopodobniej jakiś atak hakerski, na skutek którego usunięto dużą część tematów, a w zamian zalano przestrzeń treściami dla dorosłych. Buziol zareagował i… usunął wszystko. Nie było strony ani forum. Nic prawie się nie ostało. Sam twórca bardzo rzadko cokolwiek na tych stronach robił, więc taka reakcja naprawdę mogła zszokować.

Jakiś czas później powstaje nowa strona Buziola o nazwie Softendo. Brzmi jak bootleg? Nie wiem, czy to było zamierzone, lecz po grach, jakie się tam pojawiały, mogę przypuszczać, że i owszem. Wypuszczono Zeldan Forever, gdzie postać odzianego w zieleń Linka przesuwała bloki (pierwotnie miała być to kontynuacja gry Bod Blob). Buziol do każdej swojej gry zaczął wpychać postacie należące do Nintendo albo pochodzące z anime Dragon Ball. Wstawiał także na stronę gry niewyprodukowane przez niego. Co więcej, w przypadku nieszczęsnego Zeldan Forever (to „n” naprawdę boli…) Softendo zażądało opłat za odblokowanie jej pełnej wersji. I okej, samo Mario Forever przecież też stanowiło prosty klon Super Mario Bros. i zapewne autor coś na nim zarabiał (pamiętam jego współpracę z portalem o2), ale w tym wypadku ewidentnie chciano sprzedawać gry z zastrzeżonymi prawnie postaciami Nintendo bez zgody tej firmy.

Ostatecznie do żadnych sankcji prawnych raczej nie doszło, a przynajmniej nie ujawniono takich informacji. Pozostał za to niesmak spotęgowany faktem, iż na swym kanale YouTube Softendo wstawia jakieś dziwaczne filmy w stylu Elsagate okraszone miniaturkami o wyraźnym podtekście seksualnym. Bo wiecie, „he, he, segzik” kluczem do sukcesu i przyciągnięcia uwagi.

„Mario Forever”. Po jakiego grzyba tyle krzyku?

Opisałem tutaj absolutne podstawy, jeśli chodzi o Mario Forever, a także pewne nie do końca wygodne fakty. Mógłbym na tym zakończyć i uznać, że moje zadanie zostało spełnione. Ci, którzy pamiętają, przeżyli nostalgiczne wspomnienia, a ci, którzy nie znali Mario Forever, może je sobie pobiorą i sprawdzą. Wtedy jednak nie ująłbym istoty sprawy, bo ta produkcja to naprawdę ciekawy przypadek gry, która choć niepozorna i będąca pospolitym klonem Mario, posiada obecnie naprawdę dużą grupę fanów. I to nie tylko samych graczy, ale i twórców.

Najpopularniejszymi sposobami wypuszczania nowych epizodów, w które potem ktoś będzie miał szansę zagrać, są zabawa w specjalnie przygotowanym edytorze o nazwie Mario Worker lub ściągniecie gotowych silników (istnieje ich kilka), które potem będzie można złożyć w logiczną całość za pośrednictwem specjalnego programu. Obie opcje dają bardzo dużo możliwości kreatywnego zagospodarowania przestrzeni gry, jednak jeśli zamierzacie samodzielnie wprowadzić jakiegoś przeciwnika, to Mario Worker niestety Wam na to nie pozwoli. Pozostaje zatem pogrzebanie w źródle produkcji.

Sam stworzyłem wiele poziomów, ale i zagrałem w liczne mapy wykreowane przez użytkowników. W Internecie zawarto tyle wersji Mario Forever, że praktycznie niemożliwością jest ukończenie ich wszystkich, zwłaszcza iż niektóre posiadają naprawdę wyśrubowany poziom trudności. Znajdziecie zatem nie tylko części, w których światy oznaczono kolejnymi literami alfabetu, ale i także znakami katakany i hiragany oraz cyframi rzymskimi. Naprawdę macie w czym przebierać. Na dodatek regularnie prowadzone są konkursy na stworzenie najciekawszych plansz, a internauci nagrywają przejścia poszczególnych poziomów na swoje kanały.

Czytaj także:

Mario Forever stanowi grę tworzoną przez fanów dla fanów i już dawno znalazła się poza zasięgiem działania pierwotnego twórcy, czyli Buziola. I bardzo dobrze, ponieważ tylko na tym zyskała. Najnowsze wersje wypuszczane przez Michała Gdańca są przesycone zbędnymi dodatkami wizualnymi, a i przy samej instalacji trzeba uważać, na co wyraża się zgodę. Jeśli nie zwrócicie uwagi na pomniejsze opcje, na komputerze pojawi się Wam dużo zbędnego barachła. Naprawdę dziwny, wręcz wirusowy kierunek obrało sobie Softendo, oferując swoje produkcje.

Niesamowite jednak jest to, że gra z 2003 roku, która od samego początku miała po prostu przenieść Mario na komputery osobiste, stała się początkiem hermetycznego fandomu. Polecam zatem zapoznać się z podstawową wersją Mario Forever jak i z wersjami innych twórców. Duża część ich plansz stoi na naprawdę wysokim poziomie i odznacza się wielką kreatywnością.

Polecamy:

Sebastian Jadowski-Szreder
Sebastian Jadowski-Szrederhttps://www.jadowskiszreder.pl/
Youtuber i pisarz, twórca zbioru opowiadań "Incydenty Antoniego Zapałki", hobbystycznie zbieracz filmów i pasjonat horrorów, a także starych gier. Główną sferą jego zainteresowań jest popkultura z wyraźnym zaakcentowaniem elementów retro.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze