piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaPolitykaTwitter 2.0. Czy Musk zaszkodzi opozycjonistom w dyktaturach?

Twitter 2.0. Czy Musk zaszkodzi opozycjonistom w dyktaturach?

Jest już właściwie potwierdzone, że Twitter zostanie sprzedany kontrowersyjnemu Elonowi Muskowi za 44 miliardy dolarów. Jednym z pierwszych pomysłów nowego właściciela będzie prawdopodobnie kwestia weryfikacji użytkowników przy pomocy ich prawdziwych danych jako forma walki z botami i płatnymi trollami. Może to jednak zaszkodzić dysydentom w tych krajach, gdzie Twitter to jedyna platforma gwarantująca wolność słowa.

Ta grafika stała się bardzo popularna wśród fanów miliardera – pytanie, czy nowa wolność słowa nie będzie oznaczała dobrych wieści dla amerykańskiej skrajnej prawicy, a złych dla demokratycznej opozycji w dyktaturach. (Fot. Pixabay).

Musk kupuje Twittera. W planach weryfikacja użytkowników

Co zatem zaplanował sobie Elon Musk? Przede wszystkim głosi on hasła powrotu do całkowitej wolności słowa na platformie, a także usunięcia z niej botów i kont spamerskich. Ma to jednak nastąpić poprzez weryfikację użytkowników, przez co można zastanowić się, czy dotychczas anonimowe osoby będą musiały ujawnić firmie swoją prawdziwą tożsamość.

Dotychczas na obowiązkową weryfikację nie zdecydowały się żadne inne większe social media, chociaż Facebook może zażądać niekiedy skanu naszego dokumentu tożsamości, jeśli algorytm poweźmie wątpliwość, czy jesteśmy człowiekiem. (Na marginesie – jak dystopijnie to w ogóle brzmi). Żądać od nas dowodu tożsamości może także algorytm Youtube’a w sytuacjach, jeśli chcemy oglądać filmy otagowane przez niego jako dozwolone od 18 roku życia.

No właśnie, skoro Twittera korzysta 400 milionów użytkowników na całym świecie, chociaż to rząd wielkości mniej niż liczby Facebooka, Instagrama czy Youtube’a, to i tak strona korzysta do zapewniania porządku głównie z algorytmów. Musk twierdzi, że gdy dorwie się do kodu strony, to wszystkie dane dotyczące automatycznego zarządzania stroną zostaną udostępnione na zasadach open-source, a kontrola dokonywana przez człowieka będzie wyraźnie wyróżniona.

Nadal nie wiadomo jednak, w jaki sposób ma wyglądać ta kontrola i co będzie ograniczać zakres wolności słowa. W szczególności amerykańska skrajna prawica z byłym prezydentem Donaldem Trumpem na czele mogą zacierać ręce, bo oni nie mają problemu z głoszeniem najbardziej idiotycznych tez pod własnym imieniem i nazwiskiem. Prawdopodobnie bana już nigdy nie dostaną też Janusz Korwin-Mikke, Grzegorz Braun i Łukasz Warzecha, mimo że zasługują na wylecenie nie tylko z Twittera, ale też z życia publicznego.

Jemeńczycy, obywatele jednego z najbiedniejszych krajów świata, na protestach arabskiej wiosny w 2011 r. Czy najbogatszy człowiek dodatkowo im zagrozi?

Weryfikacja na Twitterze. Ucierpią ruskie onuce, ale też dysydenci

Być może konieczność weryfikacji tożsamości każdego użytkownika jak przy zakładaniu konta bankowego pozwoliłaby jednak pozbyć się płatnych putinowskich trolli, siejących propagandę z kont typu „Kasia z Ząbek”. Dmitrij czy Iwan siedzący w kanciapie pod Archangielskiem będą mieli przynajmniej utrudnione zadanie. Jest też jednak druga strona medalu, o której na pierwszy rzut oka się nie myśli. Ludzie żyjący w dyktaturach, w których dostępny jest jednak Twitter, mogą nie być już w stanie swobodnie wyrażać swoich opinii po weryfikacji.

Social media odegrały kluczową rolę w zorganizowaniu protestów w ramach tzw. arabskiej wiosny w 2011 r., gdy w świecie islamu od Maroko po Iran doszło do antyrządowych protestów. Mimo że tylko Tunezja uległa pewnej demokratyzacji, do dzisiaj Twitter (i na mniejszą skalę inne media społecznościowe) służą jako tuba dla demokratycznej opozycji. Ten mechanizm nadal działa – w 2019 r. doszło do swoistego echa arabskiej wiosny, gdy protesty wybuchły w Algierii, Iraku, Libanie, Egipcie i Sudanie, a w tym ostatnim obalono nawet wieloletniego krwawego dyktatora Omara al-Bashira.

Obecnie arabscy dysydenci boją się o swoją przyszłość. Egipski bloger Big Pharaoh, zachowujący anonimowość od 2004 r., powiedział dla Al Jazeery, że wprawdzie chciałby, by płatne boty zniknęły, ale zakazanie anonimowych kont to nie jest dobra droga. Big Pharaoh podkreśla dobitnie, że dopiero po 2008 r., gdy Twitter zaczął zyskiwać popularność, można było w jego kraju przedstawiać poglądy alternatywne do tych, które głosił ówczesny reżim Hoshniego Mubaraka. Dysydenci mogą zostać zmuszeni do szukania sobie nowych platform komunikacji, takich jak Telegram, chociaż jego rosyjskie afiliacje też budzą wątpliwości.

Przyjmujemy zakłady, czy Musk wie, że różne kraje mają różne prawodawstwo w zakresie wolności słowa.

Twitter współpracuje z Turcją. Nie zacznie z gorszymi krajami?

Dyktatury oczywiście walczą z social mediami, jak mogą. Rosja po inwazji na Ukrainę dość szybko zablokowała Facebooka i Twittera, wprowadzając też przepisy, zgodnie z którymi za krytykę rządu grozi 15 lat kolonii karnej. Obecnie analogiczne przepisy wprowadził do prawodawstwa Syrii wierny uczeń Putina Baszir al-Asad. W innych łagodniejszych krajach, jak w Turcji, użytkownikom obecnie tylko utrudnia się korzystanie z serwisu.

Do tego powstaje dodatkowe pytanie, czy dane użytkowników będą w rękach portalu bezpieczne i czy nie zostaną na przykład wydane autorytarnym rządom. Sam Musk napisał, że „przez wolność słowa rozumie to, co jest zgodne z prawem”, jednak nie sprecyzował, z jakim. Nawet przy założeniu, że chodzi o prawo USA, to i tak wiadomo, że Twitter współpracuje z rządami różnych krajów, którym udostępnia dane na zasadach określonych w ich prawodawstwie.

Czytaj także:

I tak Turcja, która nie od dziś działa przeciwko Kurdom w sposób urągający prawom człowieka, zgłasza ok. 30% światowych żądań wobec platformy dotyczących usuwania treści, z czego ok. 1/3 faktycznie zostaje skasowana. Twitter w 2021 r. ugiął się pod tureckim prawodawstwem i zgodził się na dostosowanie się m.in. do wymogu przechowywania danych na terytorium tego kraju. Jeśli teraz portal zacznie żądać od użytkowników weryfikacji z imieniem i nazwiskiem, może się okazać, że prezydent Erdogan dostanie te dane jak na talerzu. A to może być dopiero początek.

Polecamy:

Bartłomiej Król
Bartłomiej Król
Prawnik, publicysta, redaktor. Na TrueStory pisze głównie o polityce zagranicznej i kulturze, chociaż nie zamierza się w czymkolwiek ograniczać.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze