środa, 4 grudnia, 2024
Strona głównaKulturaLiteratura"Dzieci" Jacka Paśnika. W poszukiwaniu czasu straconego przed kompem

„Dzieci” Jacka Paśnika. W poszukiwaniu czasu straconego przed kompem

"Dzieci" Jacka Paśnika, zaprzyjaźnionego z Truestory autora, to pozycja nie tylko dla tych, którzy chcą sobie powspominać własne dzieciństwo. To dokładne studium dorastania w konsumpcyjnym kapitalizmie, w którym przedmioty są tak samo ważne, jak uczucia. Autorowi udaje się przy tym nie wpaść w pułapkę nostalgicznej ckliwości - nie mówi, że kiedyś to było, tylko opowiada, jak kiedyś było.

(Fot. materiały promocyjne)

„Dzieci” Jacka Paśnika. O czym jest powieść?

Głównym bohaterem i jednocześnie narratorem powieści jest Teodor, chłopiec z przeciętnego miasta wojewódzkiego, który opowiada czytelnikowi historię swojego dorastania w rodzinie z klasy średniej. Jego oczami obserwujemy najważniejsze wydarzenia jego życia. Narodziny. Pierwszy kontakt z panem nianią. Pierwszy dzień w szkole. Pierwsza komunia (która akurat zbiegła się w czasie ze śmiercią Papieża Polaka). Wizyty w domach kolegów i wspólne siedzenie „na komputerze”.

Szkolne wycieczki, na których zawsze jakimś trafem działy się rzeczy istotne. Szkolne dyskoteki (tu właściwie bal gimnazjalny), których skali dramatu nie wymyśliłby sam Szekspir. I w końcu TO wydarzenie, którego nie będę spojlował, ale które oddziela grubą kreską dzieciństwo od dojrzałości. A przecież na koniec książki życie Teodora dopiero się rozpoczyna.

https://i.pinimg.com/originals/e6/6f/74/e66f74037d96e5bdb96616661adc8efb.jpg
Proust po lekturze „Dzieci” zazdrości Paśnikowi mnogości rekwizytów (Fot. Pinterest)

„Dzieci”. Wystawa „życie codzienne przełomu wieków”

Paśnik snuje swoją historię przez przedmioty, stanowiące tytuły kolejnych rozdziałów powieści. Dorastanie w latach wczesnego polskiego kapitalizmu siłą rzeczy miało charakter mocniej powiązany z rekwizytami niż kiedykolwiek wcześniej. Marcel Proust miał tylko jedną magdalenkę, a my mieliśmy całe pudła ciastek różnego rodzaju i smaku. Dodajmy, że w większości przypadków autor stara się nadać opowieści rangę uniwersalności, przykrywając marki przedmiotów opisami – jednak znaczną większość z nich czytelnicy odcyfrują bez żadnego problemu.

I tak mamy tu kartridż z gorylem (właściwie gra Donkey Kong na Game Boya), cebulowe chrupki piłki (Cheetosy o smaku zielonej cebulki w wersji z 2004 r.), diabełki (kto był kiedyś na wycieczce szkolnej, ten wie) czy najważniejsze z tego zestawu, okładkowe trampki z żółtą podeszwą, będące w tej książce strzelbą Czechowa. Te charakterystyczne buty stają się niejako osobnym bohaterem powieści, a ich sznurówki wiążą losy właściciela – Adama zwanego Wariatem – z historią Teodora. Główny bohater i jego koledzy bywają nudnawi, a to właśnie Adam, młodociany punkowiec z rozbitej rodziny, wprowadza w ich życie odrobinkę szaleństwa, jak wtedy, gdy wynosi hostię z kościoła, albo gdy puszcza kolegom pornosy na DVD. Jak sobie przypomnę, znałem przynajmniej kilku takich Wariatów.

„Dzieci”. Nie ma miejsca na ckliwy sentyment

W książce miejscami spod samej narracji dotyczącej przebiegu wydarzeń gdzieniegdzie przebija się odautorska eseistyka dotycząca produktów, wyrobów i miejsc. To dzięki niej historię trampek poznajemy równie dogłębnie jak backgroundy drugoplanowych bohaterów. Miejscami ilość zaserwowanych detali bywa nawet irytująca, gdy Teodor zmienia się w gawędziarza-duchologa i daje nura w milion szczegółowych określników budynków i rekwizytów. To jednak paradosalnie pozostaje spójne z charakterem tej opowieści.

Cenne jest to, że Jacek Paśnik nie kapitalizuje bezmyślnie nostalgii za bezpowrotnie utraconym dzieciństwem. Jeszcze parę lat temu na fali entuzjazmu po „Stranger Things” z Netflixa wzdychaliśmy za latami 80., ale obecnie w modzie czy muzyce wracają jakieś nieszczęsne trendy z przełomu lat 90. i 00. W sumie nie jest to dziwne, skoro do kina można było ostatnio iść na nowego Matrixa, a w drodze w radiu posłuchać Avril Lavigne brzmiącej jak za czasów „Sk8er boi”. „Dzieci” odcinają się od tego, a wręcz stają się wobec tej postawy krytyczne.

https://fwcdn.pl/webv/13/38/11338/330588_1.11338.4.jpg
W jednej z ważnych scen bohaterowie oglądają pierwszych „Szybkich i wściekłych”, ale narrator nie wspomina o tym, że kiedyś filmy były lepsze (Fot. mat. prasowe)

„Dzieci”. Korporacje jako trzeci rodzic

Bo przecież finalnie okazuje się, że opowieść o produktach – markach, towarach, kupowaniu i konsumpcji – staje się tak samo ważna, jak samo dzieciństwo głównego bohatera, jak jego przeżycia czy emocje. Teodor dorasta w rzeczywistości, w której tak samo istotna jest osobowość kolegi, jak i marka butów, które nosi. Wychowując się na przełomie stuleci staliśmy się potomkami kapitalizmu w takim samym stopniu, jak naszych własnych rodziców.

Wielkie korporacje ukształtowały nasze gusta i poglądy, wciskając się na dopych obok naszych matek i ojców. Być może to dlatego dla kogoś jak ja, rocznikowo bliskiego bohaterowi powieści, przedstawione w niej wydarzenia rezonują tak mocno, chociaż są raczej jak prześnione – zaskakująco podobne, ale nie identyczne. Przedmioty i ich marki stanowią doświadczenie unifikujące, potężny oręż globalnych korporacji, i pewnie gdyby spytać dzieci z innych państw o podobnej stopie życia co Polska lat 90. i 00., pewnie też byłoby wiele zbieżności.

Bo okazuje się, że choć nie miałem Donkey Konga na mojego Game Boya, taką samą estymą obdarzam Super Mario Land. Pewnie jadłem na podwórku te same Cheetosy-piłki, chociaż zawsze wolałem te podłużne keczupowe. Do bogatego kolegi mieszkającego w domku chodziłem na komputer, tyle że łupaliśmy wtedy w Tibię, a nie w World of Warcraft. Na wycieczkach kupowałem na tony pierdzące gluty, klejące się łapy i smrodobomby, bo uważałem je za zabawniejsze od diabełków. Za to nosiłem trampki z żółtą podeszwą na prawie każdą okazję – chociaż w moim mieście powiatowym były one znacznie tańsze, niż w tym, w którym dzieje się akcja powieści.

Jeśli pamiętasz tę uliczkę, to miałeś zajebiste dzieciństwo. Ale bez spiny, bo grając w WoWa też mogłeś je mieć

„Dzieci”. Nie jesteśmy cyfrowymi zombie

Z drugiej strony, nie jest tak źle, że wyroby konsumpcyjne czy też cyfrowe zabiły całe nasze dzieciństwo, jak biadolą niektórzy mądrale. One raczej stały się jego naturalną częścią, podobnie jak elementem naszej rzeczywistości są zjawiska przyrodnicze. W końcu jednak moje „realne” doświadczenia szkolnych wycieczek, dyskotek czy oczekiwania, aż dziewczyna odpisze, też wyglądały mniej więcej tak samo, jak Teodora. Tak, graliśmy godzinami na komputerach, no i co z tego? Wszystko, co w tej powieści ważne, dzieje się w świecie rzeczywistym, a nie przed ekranami, i mimo andronów o „cyfrowych zombie” i „niewolnikach smartfona” założę się, że dla kolejnych roczników nie będzie wcale inaczej.

Czytaj Jacka Paśnika na Truestory:

Jeśli pierwszą cyfrą w waszym PESELu jest dziewiątka i nie wychowywaliście się pod kamieniem, to prawdopodobnie zrozumiecie, o co chodzi w tej książce. Fajnie, że powieść Jacka Paśnika to nie jest kolejna bildungsroman, to NASZA bildungsroman. Nasza, czyli chłopaków urodzonych w latach 90. (jak twierdzi autor, jednym z roboczych tytułów byli nawet „Chłopcy”).

Z głównym bohaterem, w odróżnieniu od miliona literackich wariacji na temat proustowskiego Marcela, w końcu możemy się utożsamić jeden do jednego. No, chyba, że jesteście jak pewien autor recenzji, który zarzucił autorowi i pośrednio jego bohaterowi, że za mało jest w nim buntu. No cóż, przepraszamy, ale nie każdy z nas jest Adamem Wariatem.

Jacek Paśnik, Dzieci, wyd. W.A.B., 2022.

Polecamy również:

Bartłomiej Król
Bartłomiej Król
Prawnik, publicysta, redaktor. Na TrueStory pisze głównie o polityce zagranicznej i kulturze, chociaż nie zamierza się w czymkolwiek ograniczać.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze