czwartek, 18 kwietnia, 2024
Strona głównaNostalgiaHugo. Najpiękniejszy troll Polsatu

Hugo. Najpiękniejszy troll Polsatu

Nie ma co się oszukiwać – jeśli urodziłeś się w latach 90., to jeśli nie wychowywałeś się w jaskini, miałeś przyjemność oglądać grę o sympatycznym trollu w weekendowe poranki na Polsacie. Nic tak nie podnosiło ciśnienia jak przypatrywanie się nieudacznym próbom kolejnych graczy, którzy rozbijali się Hugokopterem o drzewa albo dawali się zrzucać z lian wrednym małpom. Czy jednak gra była ustawiona na niekorzyść gracza od samego początku?

„Jest tam kto po drugiej stronie ekranu?”

Format programu, emitowanego nad Wisłą w latach 2000-2009, pochodził z duńskiej telewizji, która to opracowała system prostych gierek zręcznościowych, sterowanych tonowo – za pośrednictwem klawiszy telefonu. Gracze mieli za zadanie przejść kilka losowanych przez prowadzących, stosunkowo prostych poziomów danej gry, celem uwolnienia żony i dzieci protagonisty z rąk okrutnej Scylli. Sama rozgrywka była banalna – Hugo sam poruszał się przed siebie, wystarczyło co jakiś czas kliknąć odpowiedni klawisz celem uniknięcia przeszkód.

Program początkowo prowadzili aktorzy Wojciech Asiński i Andrzej Krucz, zaś głosu tytułowej postaci użyczał Andrzej Niemirski. Jako ciekawostkę można przytoczyć to, że ten ostatni korzystał z rodzaju kasku, używanego przez niektórych aktorów grających we „Władcy Pierścieni”, który to odzwierciedlał u animka wyraz twarzy dubbingującego go człowieka.

Bardzo się starałeś, lecz z gry wyleciałeś

Szkopuł polegał na tym, że sterowanie w grze nie odbywało się w czasie rzeczywistym. Gdzieś w studiu programu znajdowała się gra włączona na lokalnym komputerze, ale już input graczy musiał tam dotrzeć za pośrednictwem kabla telefonicznego albo sygnału przez satelitę. Obecnie dzięki technice światłowodowej rozkwitają serwisy gamingu w chmurze, takie jak np. Geforce Now albo Google Stadia. Odpalenie na nich jakiejś produkcji przy stabilnym łączu o sensownej prędkości praktycznie niczym nie różni się od korzystania z własnego sprzętu.

Niemniej jednak porównanie tego do systemu, na którym hulał Hugo, to jak porównywać sportowe Ferrari do Fiata 125p. W efekcie czas reakcji sympatycznego trolla wynosił przynajmniej kilka sekund, co w niektórych etapach powodowało właściwie niemożność ominięcia pewnych pułapek, a podpowiedzi prowadzących zdawały się na nic. Dodajmy, że często spotykana teoria spiskowa mówiła, jakoby twórcy celowo sabotowali wysiłki graczy, żeby nie dostali nagród, zostało to jednak po latach zdementowane.

Nieważne, jak byłeś dobry, na końcu i tak było tylko 33% szans na wygraną…

Na końcu gry trzeba zagrać w kasynie

Drugim, zdecydowanie większym problemem było to, że nawet gracz, który po mistrzowsku przeszedł pierwszy poziom, musiał zmierzyć się z siłą przypadku. Do 2003 r. należało wybrać jedną z trzech dźwigni, a później jedną z trzech butelek, losowanych przez małpę. To drugie charakteryzowało się wyjątkową perfidią – ruchy małpy znacząco przyspieszano (prędkość zależała ponoć od wieku gracza), ale w końcowym rezultacie prawidłowa butelka była wybierana losowo. Miało się zatem tylko 33% szans na wygranie głównej nagrody.

Tą pierwotnie był wyłącznie „komputer multimedialny” – czyli urządzenie, dystrybucja którego zabijała tak naprawdę konieczność gry w Hugo. Jednak w 2003 r. przed finałem wprowadzono też losowanie dotyczące tego, o jaką nagrodę się walczy. Komputer był już jedną z trzech opcji – pozostałe dwie to mały i wielki koszyk nagród. O ich dokładnej wartości nie wiemy, jednak twórcy poinformowali, że same nagrody pocieszenia, które otrzymywał każdy gracz, miały wartość ok. 900 zł. W koszykach ponoć mogły ponadto znajdować się gry czy rowery; jeden ze szczęśliwców, którym udało się wygrać mały koszyk, przekazał, że znajdowały się w nim magnetofon z CD, multimedialna encyklopedia PWN i książki.

Hugo był żyłą złota… do czasu

Program emitowano raz w tygodniu, a podczas każdego odcinka grało zaledwie kilka osób. Tymczasem w peaku swojej popularności program mogło oglądać ok. 2,5 do 3 milionów widzów. Tylko producenci wiedzą, ile osób mogło w danym momencie próbować dodzwonić się do programu, ale te liczby musiały iść w w dziesiątki tysięcy. Świetny model biznesowy, powtarzany później latami przez stacje telewizyjne.

Sukces produkcji pozwolił na powstanie spin-offów. Pierwszy to wyprodukowany w 2002 r. Hugo Family, w którym mieli mierzyć się ze sobą członkowie rodzin. Ta edycja wyróżniała się przewagą gier logicznych, a nie zręcznościowych i brakiem finału opartego wyłącznie na losowości. Rok później Polsat wypuścił także Hugo Express – wersję gry bez prowadzących oraz bez finału.

W 2005 r. dokonała się jednak zmiana charyzmatycznych prowadzących, a program zaczął powoli umierać. Niewątpliwie udział w tym miało znaczące rozpowszechnienie się niedrogich komputerów stacjonarnych i konsol. Gry dostępne na domowym sprzęcie zwyczajnie biły na głowę wszystko to, co mógł zaoferować kanciasty Hugo, działający z opóźnieniem, do którego i tak nie dało się dodzwonić.

Polecamy:

Ostatecznie w 2009 r., w roku, gdy 70% polskich gospodarstw domowych miało już komputer, wygasła uzyskana przez Polsat licencja, która nie została odnowiona. Sama franczyza, która w pewnym momencie prężnie się rozwijała, zwinęła się tak naprawdę razem z programem. Seria gier komputerowych, która ukazywała się razem z programem, wygasła w 2013 r., nie mówiąc już o Hugo występującym na płytach CD z piosenkami, książeczkach dla dzieci albo produktach spożywczych.

Bartłomiej Król
Bartłomiej Król
Prawnik, publicysta, redaktor. Na TrueStory pisze głównie o polityce zagranicznej i kulturze, chociaż nie zamierza się w czymkolwiek ograniczać.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze