środa, 4 grudnia, 2024
Strona głównaKulturaMuzykaBoomer słucha Young Leosi. "Powinnaś iść w stronę popu"

Boomer słucha Young Leosi. „Powinnaś iść w stronę popu”

Chyba nie ma innej takiej branży, która byłaby tak zmaskulinizowana jak polski rap. Wykonawczyń, które osiągnęłyby komercyjny status na poziomie odpowiadającym popularności, które za oceanem osiągnęły Nicki Minaj czy Cardi B, nad Wisłą można szukać ze świecą. W Polsce prawdopodobnie łatwiej znaleźć kobietę osiągającą sukces na przodku w kopalni aniżeli za mikrofonem. Young Leosi w 2021 roku udało się w pewien sposób skruszyć mur, za którym pochowali się bogaci wykonawcy tej dyscypliny muzycznej. Czy jednak różowowłosa raperka okaże się jaskółką pierwszych zmian?

Nikt nie da nam tak dobrego wglądu w świat „zoomerów” jak Young Leosia i Mata (źródło: Youtube)

„Szklanki” usłyszałem po raz pierwszy gdzieś w głębokim, zimowym lockdownie, kiedy szczepionka na covid dostępna dla każdego pozostawała utopijną wizją szaleńców, a na spotkanie towarzyskie należało się wymykać po kryjomu. Piosenka zarapowana radosnym głosem na hip-house’owym bicie rzeczywiście mimo pewnej infantylności mogła dawać nadzieję na lepsze jutro. Nie bójcie nic, teraz jesteśmy w czarnej dupie pod kolejną falą, ale będzie dobrze, otworzą nam kluby i tak dalej. Tak, odpowiadając Patrycji Tarkowicz z impuls.press, wtedy jarałem się Young Leosią nieironicznie.

Na marginesie – uważam, że podział na słuchanie muzyki ironicznie i nie, czy też wyszczególnianie jakichś wykonawców jako guilty pleasure, nie ma większego sensu. W dobie cdków czy kaset ten problem nie istniał – wybór własnej muzyki wymagał zakupu fizycznego nośnika i nikt normalny nie kupowałby sobie płyt Britney, gdyby nie zamierzał ich odsłuchiwać. Jednak obecnie możemy do woli odtwarzać sobie Young Leosię z cyfrowych źródeł bez wydawania na to grosza. Dlatego jeśli twierdzisz, że włączasz raperkę dla beki, albo po wódce na imprezce, to przestań się oszukiwać i przyznaj, że ta muzyka po prostu ci się podoba. Ja w epoce fizycznych nośników raczej nie kupiłbym sobie debiutanckich „Hulanek”, ale pocztówkę muzyczną ze „Szklankami” – czemu nie?

No właśnie, po upływie niecałego roku doczekaliśmy się właśnie wspomnianej wyżej epki i możemy sobie zadać pytanie, co Leosia już osiągnęła, a co jeszcze może być przed nią. Dziewczyna z pewnością stała się zjawiskiem medialnym o dużej skali – 1,3 miliona słuchaczy na Spotify, tak jak i pokrycie się płyty platyną, piechotą nie chodzi. Dla porównania – przejawiająca pewne rapowe aspiracje Dziarma zgromadziła zaledwie niecałe 300 tysięcy słuchaczy. Została zresztą poddana ostracyzmowi po wycieku informacji, że teksty piszą jej ghostwriterzy (podejrzewano Oskara z PRO8L3Mu). Na Leosię wystarczy zaś popatrzeć i staje się jasne, że wszystkie przedstawione linijki pochodzą od niej. Osobnym fenomenem jest seria memów narosłych wokół postaci Leosi (youngleosiaposting), w których młoda twórczyni przedstawiana zostaje jako królowa i najwspanialsza osoba na ziemi, zbawczyni muzyki popularnej. Jednocześnie należy pamiętać, że mają one też oczywiście drugą stronę medalu. Sfrustrowani nieletni fani Konfederacji, jak i muzyczni elitaryści ramię w ramię szkalują Leosię i odsądzają ją od czci i wiary.

Young Leosia. Feministyczna iskierka

Co tak kole w oczy malkontentów? Wydaje mi się, że chodzi o cechę Leosi, która w polskim rapie chyba nigdy wcześniej się nie pojawiła – dziewczyńskość. Znakomita większość toposów przewijających się przez rapowane teksty kręci się wokół facetów i ich spraw – koledzy, osiedlowe życie, związki, problemy z prawem, przemoc itd. Kobieta to najczęściej nie podmiot, a przedmiot tych narracji. Tymczasem u Leosi, chłopcy ukrywają się gdzieś tam na dalszym planie, sprowadzeni właściwie do najbardziej podstawowych cech („gdzie chłopakom chodzi tylko o jedno”; „dla tych chłopców ja tu queen”). Właściwie we wszystkich utworach na „Hulankach” teksty dotyczą potrzeb, marzeń i ambicji dziewczyn. Pod tym względem, i nie ma co tu kryć, jest to album wybitnie feministyczny i naprawdę świetnie się stało, że Leosia może się swobodnie wypowiedzieć, a słuchaczki z tymi wypowiedziami utożsamić (albo i nie).

Motyw jarania blantów powraca jak bumerang w kolejnych piosenkach

Jakie zatem potrzeby przedstawione zostają przez artystkę na epce? Tak naprawdę z pozoru wydawałoby się, że głównie te, które nastoletnia imprezowiczka mogłaby uznać za ważne. Leosia, gdy nie może wyjść na imprezę z uwagi na covid, robi domówkę i zaprasza koleżanki. Czasami relaksuje się z jointem w wannie, a czasem woli zgrabnie tupać nóżką. Zamierza zwiedzić świat i pić drinki z palemką w egzotycznych miejscach. Nie chcę tego oceniać, dajmy ludziom żyć i marzyć, dopóki nie nastąpi zderzenie czołowe z inflacją, sytuacją na rynku pracy czy cenami mieszkań. Wszechobecny na płycie zachwyt nad marihuaną to zresztą dobry probierz nastrojów społecznych w tym temacie. Jednak na „Hulankach” pojawiają również wersy co najmniej frapujące: „nie mam prawka, bo i tak codziennie jazda/nawet jak nie piję, to się czuję skołowana/może to dlatego, ze znowu roluję blanta/może to dlatego, że nie jestem tak odważna/i tak wiecznie na życiowym zakręcie”. Naprawdę przydałoby się na tej płycie więcej takiego odkrycia się zamiast pozostawania za maską radosnej imprezowiczki.

Young Leosia. Zabrakło czasu na dopracowanie płyty?

Niestety od strony technicznej płyta, podobnie jak w przypadku debiutu Maty, sprawia wrażenie robionej na szybko. Leosia nieźle wypada na nowoczesnych bitach, jednak jej jednostajne flow momentami staje się nużące. W niektórych zwrotkach w ogóle nie moduluje głosu, a całość brzmi tak, jakby ktoś miał nałożyć jeszcze na to efekt autotune, ale z jakiegoś powodu zapomniał to zrobić. Paradoksalnie odniosłem wrażenie, że artystka lepiej śpiewa, niż rapuje – tak jak w refrenie spokojnych „Wysp”, chyba moich ulubionych z tej płyty. Reszta kawałków nadaje się bardziej do tańczenia niż słuchania i zdecydowanie taki przyświecał tu zamiar. Taki, a nie inny rozkład umiejętności potwierdza wywiad dla Newonce (jeszcze z zeszłego roku!), w którym Leosia opowiada, że najlepiej idzie jej śpiewanie, później produkcja dźwięku, a dopiero na końcu tekściarstwo.

Skłania mnie to do wniosku, że może artystka powinna dać sobie spokój z pop-rapem, w którym chyba jednak średnio się odnajduje, i po prostu pójść w stronę czystego popu. W ten sposób wzbogaciłaby rodzimy pejzaż nudnych do bólu wokalistek tworzonych jak z kopiuj-wklej (nadal czekam na polską Carly Rae Jepsen), jednocześnie nie brnąc dalej w toksyczne środowisko rapowe. W tej konwencji nie jest bowiem aż tak mocna, by zrobić jakościową różnicę pod względem artystycznym. Mimo to, jeśli Leosia finalnie dołoży cegiełkę do emancypacji uprzedmiotowionej dotychczas kobiety w rapie, to i tak zrobi więcej, niż jej wszystkie poprzedniczki razem wzięte. W nadwiślańskich realiach 2021 roku wydaje się to potrzebne jak nigdy wcześniej.

Polecamy:

Bartłomiej Król
Bartłomiej Król
Prawnik, publicysta, redaktor. Na TrueStory pisze głównie o polityce zagranicznej i kulturze, chociaż nie zamierza się w czymkolwiek ograniczać.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze