piątek, 29 marca, 2024
Strona głównaKulturaCleese nie usunie "transfobicznej" sceny. Walka z cenzurą

Cleese nie usunie „transfobicznej” sceny. Walka z cenzurą

John Cleese, członek legendarnej grupy Monty Pythona, zdementował plotki, jakoby z teatralnej wersji „Żywota Briana” miała zniknąć jedna ze scen, która określona została mianem transfobicznej przez pewne społeczności. Jego stanowisko w tej sprawie jest klarowne – segment nazwany „Loretta” zostaje, a obecna rzeczywistość nie będzie miała na to wpływu.

Fot. Wikimedia i kadr z filmu

Cleese. Człowiek nieugięty wobec poprawności politycznej

„Żywot Briana” stanowi komedię z 1979 roku, która opowiada o losach zamieszkującego Jerozolimę Briana Cohena. Urodził się on dokładnie tego samego dnia co Jezus Chrystus, a – jakby tego było mało – miało to miejsce w sąsiedniej stajence. Zbieżność ta spowodowała, iż omyłkowo wzięto go za mesjasza. Niedługo widzom będzie dane zobaczyć teatralną adaptację tego dzieła.

W ostatni weekend za sprawą tabloidu „Daily Mail” pojawiły się doniesienia, że John Cleese zamierza usunąć z teatralnej adaptacji „Żywota Briana”, która ma zostać wystawiona w Wielkiej Brytanii, jedną ze scen. Aktor miałby zrobić to pod wpływem sprzeciwu opinii publicznej jak i nacisków członków obsady, którzy odnaleźli w analizowanym fragmencie treści transfobiczne. Wszystko to okazało się jednak połowiczną plotką, a głos w tej sprawie zabrał sam Cleese:

Mamy tu więc scenę, na którą przez 40 lat nie było żadnej skargi, o której mógłbym słyszeć – i nagle nie możemy jej przedstawić, bo zaczęłaby obrażać ludzi. Co w ogóle można z tego wywnioskować? Kilka dni temu rozmawiałem z publicznością poza Londynem. Powiedziałem ludziom, że szykuję nową wersję „Żywota Briana”, która będzie sztuką teatralną a nie musicalem. Dodałem, że rok temu odbyliśmy w Nowym Jorku czytanie wstępnej wersji scenariusza i wszyscy aktorzy – w tym kilku zdobywców nagrody Tony – zdecydowanie doradzili mi, abym usunął scenę z Lorettą. Oczywiście, że nie mam zamiaru tego zrobić.

Kontrowersyjna scena. O co tyle szumu?

Warto w tym miejscu streścić scenę, która rzekomo miała zostać uznana za nieodpowiednią. Pojawiają się w niej żydowscy partyzanci. Jeden z nich uważa, że jeśli apel skierowany jest do „braci”, to powinien również zostać skierowany do „sióstr”. Zapytany o powód takiego postawienia sprawy, partyzant oznajmia zebranym, że czuje się kobietą i chciałby, aby inni zwracali się do niego Loretta. Przy tym także dodaje, że chce urodzić dzieci i posiada do tego pełne prawo. Pozostali słuchacze protestują, tłumacząc mu, że to, o czym mówi, jest biologicznie niemożliwe. W kontrze do tego stwierdzenia mężczyzna prosi o to, by go nie prześladować.

Pod koniec sceny wszyscy bohaterowie dochodzą do konkluzji, że warto zawalczyć o symboliczne prawo Loretty do rodzenia dzieci. „To symboliczne dla naszych zmagań z opresją” – zauważa Loretta, na co inny bojownik dodaje: „To symboliczne dla jego zmagań z rzeczywistością”. Scenę prezentuję poniżej.

„Daily Mail”, który nagłośnił całą sprawę, sugeruje, że obecna rzeczywistość polityczno-społeczna powoduje, iż ta sekwencja wzbudza więcej kontrowersji aniżeli kiedyś. Cleese został w tej kwestii poinstruowany, ale postawił na swoim.

Komedia a kultura narcyzów

Jakiś czas temu pisałem o tym, jak idea cancel culture niszczy sztukę, stanowiąc dla niej zagrożenie.  Spotkałem się wówczas między innymi z komentarzem, że coś takiego jak kultura unieważnienia nie istnieje. Jak jednak można mówić, że ona nie istnieje, skoro powstał szereg publikacji socjologicznych, zarówno polskich jak i zagranicznych, których autorzy przyjrzeli się bacznie temu zagadnieniu. Sam fakt, że streamerzy niekiedy byli agresywnie atakowani przez w teorii tolerancyjne grupy osób tylko dlatego, że odważyli się zagrać w „Dziedzictwo Hogwartu”, stanowi dowód na to, że cancel culture istnieje i jest szkodliwe.

Czy czasy się zmieniają? Owszem. Czy zmienia się poczucie humoru? Jak najbardziej. Jednak nie zmieniła się jedna rzecz – to, co sprawia, że jedni śmieją się do rozpuku, u innych wywoła ziewanie, a nawet żenadę. Żadne lobby nie posiada monopolu na to, z czego mam prawo się śmiać. Pokolenie narcyzów i ludzi, którzy chcą za wszelką cenę zaistnieć w społeczeństwie, próbuje narzucić nam swoje subiektywne standardy ulepione na wzór obiektywnych. Problem polega na tym, że bez względu na to, czy Loretta zniknie ze spektaklu, czy też nie, biologiczny mężczyzna dziecka po prostu nie urodzi.

Niedawno nieco podobna sytuacja miała miejsce u Sanah, której piosenkę jedna ze stacji radiowych wycofała, gdyż padła tam nazwa marki Marlboro. Dopiero po zmodyfikowaniu utworu ponownie mógł on rozbrzmiewać z głośników. Pytanie, czy rozwiązało to problem raka płuc wynikającego z palenia papierosów? Nie. Ale dało rozgłos i iluzję „robienia czegoś ważnego”.

Inna sprawa, że każda taka próba cenzury dla teoretycznego wyższego dobra kończy się efektem wprost przeciwnym do zamierzonego. Im bardziej ktoś czegoś zakazuje, tym bardziej ludzie do tego lgną, pragnąc zgłębić temat. Co więcej, „Żywot Briana” już w 1979 roku uchodził za film kontrowersyjny, gdyż jawnie naśmiewający się z chrześcijaństwa. I wówczas też podnoszono larum. Czy nadwrażliwy odłamek aktywistów LGBT (bo przecież na pewno nie wszystkich) chce iść torem religijnego fanatyzmu? Ja na to pytanie nie odpowiem, ale warto to przemyśleć.

Czytaj także:

Sebastian Jadowski-Szreder
Sebastian Jadowski-Szrederhttps://www.jadowskiszreder.pl/
Youtuber i pisarz, twórca zbioru opowiadań "Incydenty Antoniego Zapałki", hobbystycznie zbieracz filmów i pasjonat horrorów, a także starych gier. Główną sferą jego zainteresowań jest popkultura z wyraźnym zaakcentowaniem elementów retro.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze