sobota, 27 kwietnia, 2024
Strona głównaKulturaFilmWszystko wszędzie naraz, czyli recepta na oscarowy kryzys

Wszystko wszędzie naraz, czyli recepta na oscarowy kryzys

Film „Wszystko wszędzie naraz”, który nominowany był w 11 oscarowych kategoriach, zdobył aż 7 złotych statuetek. Ten niewątpliwy triumf nie tylko udowadnia, że popkultura z elementami fantastyki, sci-fi i komedii stała się pełnoprawnym członkiem gatunkowego panteonu tak zwanego „dobrego kina”. Oznacza również, że członkowie Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej obrali konkretny kierunek w poszukiwaniu nowej drogi dla Oscarów. Tylko czy słuszny?

Kryzys Oscarów

Od kilku lat obserwujemy kryzys Oscarów. Społeczeństwo zachodnie jest coraz mniej zainteresowane nie tylko tym, jakie filmy otrzymają wyróżnienie – zdaje się również zmęczone narzucanym nam obrazem próżniaczej klasy Hollywood, paradującej po czerwonych dywanach w mniej lub bardziej widowiskowych kreacjach. W 2021 roku oglądalność gali była rekordowo niska i wyniosła niecałe 10 milionów widzów; w zeszłym roku nieco odbiła się od dna z wynikiem ok. 15 milionów oglądających. Wciąż jest to jednak porażka – wystarczy przypomnieć sobie, że na początku XXI wieku transmisje gali oscarowych gromadziły przed ekranami nawet ponad 40 milionów osób.

Wisienką na szczycie kryzysowego tortu była zeszłoroczna afera z Willem Smithem i Chrisem Rockiem, po której głośno komentowano opieszałość Akademii w wyciąganiu adekwatnych konsekwencji względem Smitha. Przypomnijmy – chwilę po wtargnięciu na scenę i spoliczkowaniu komika Chrisa Rocka, Will Smith ze łzami w oczach odbierał Oscara i wygłaszał przydługą, emocjonalną przemowę. Dopiero po czasie Akademia wydała oświadczenie o zawieszeniu aktora w prawach członka.

Dodajmy do tego coraz mniej zabawne gagi prowadzących czy nietrafione pomysły, by część zwycięzców honorować poza oficjalną galą – coroczne imprezy oscarowe balansują w świadomości wielu pomiędzy festiwalem nudy a festiwalem żenady. Nic dziwnego, że członkowie Akademii coraz bardziej miotali się w poszukiwaniu nowej recepty na to, czym Oscary są i czym być powinny.

Wszystko wszędzie naraz – multiwersum, na jakie czekaliśmy

Triumfujący w tym roku film to bez wątpienia ciekawostka dla każdego fana popkultury i kina komiksowego. W zeszłym roku MCU wprowadziło koncept wieloświata w filmie „Doctor Strange w multiwersum obłędu”, co wypadło niestety blado i pozostawiło w widzach spory niedosyt. I wtedy właśnie wkroczyło „Wszystko wszędzie naraz”, ze swoją na pozór prozaiczną opowieścią o kobiecie w średnim wieku prowadzącą pralnię i nieudolnie rozliczającą podatki. Historia ta okazała się wspaniałym, niebanalnym wstępem do eksplorowania multiwersum – i choć jest ono jeszcze bardziej chaotyczne niż w Marvelu, to w tym chaosie jest metoda, która ostatecznie wpływa na bardzo pozytywny odbiór filmu.

Film ten stanowi powiew świeżości we współczesnym kinie rozrywkowym. Jest lekki, ale nie prostacki, świetnie wyważył dawki komedii i dramatu, efekty specjalne nie są męczące dla oka, a fabuła została poprowadzona i rozwiązana w sposób pełny i satysfakcjonujący. Po seansie wychodziłam z kina z myślą, że tak właśnie powinno wyglądać kino Marvela. Nie powiedziałabym jednak, że jest to film wart aż 7 Oscarów.

Recenzję filmu „Wszystko wszędzie naraz” przeczytasz tutaj.

Oscary – święto Hollywood

Pokuszę się o stwierdzenie, że obecnie Akademia porzuciła jakiekolwiek marzenia o najwyższej jakości nagradzanych filmów, stawiając przede wszystkim na lekkość i rozrywkę. W zeszłym roku nagrodę w głównej kategorii zgarnął przyjemny, podnoszący na duchu film „CODA”, dziś statuetki hurtowo zgarnia „Wszystko wszędzie naraz”. Po raz kolejny widzimy również, że sukcesu nie zdobywają filmy pokroju „Duchów Inisherin” czy „Psich pazurów” – choć niewątpliwie ambitniejsze, to również o cięższym ładunku egzystencjalnym i zdecydowanie przeznaczone dla węższego grona odbiorców.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że podczas głosowania członkowie Akademii coraz rzadziej kierują się rzeczywistą wartością danego filmu. Wszystko obliczone jest pod oglądalność oraz sympatię amerykańskiego widza. Nie zapominajmy również, że członkowie Akademii głosują na swoich kolegów i koleżanki po fachu, często kierując się prywatnymi sympatiami (i antypatiami). Dlatego czasy, kiedy Oscary faktycznie były świętem filmów, odeszły – obawiam się, że bezpowrotnie. Zamiast tego oglądamy paradę gwiazd Hollywood i święto bardzo hermetycznej branży, w którym prawie każda nominacja i wygrana poprzedzona jest odpowiednim networkingiem i tak zwaną „kampanią oscarową”. I choć samo w sobie również i to potrafi być interesujące, to marzą mi się filmowe igrzyska z prawdziwego zdarzenia.

Paulina Małańczuk
Paulina Małańczuk
Czujna (nie mylić z czuła) obserwatorka kultury.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze