wtorek, 16 kwietnia, 2024
Strona głównaKulturaFilm„Sprzedawcy”. Dlaczego amatorski film stał się kultowy?

„Sprzedawcy”. Dlaczego amatorski film stał się kultowy?

Z filmem „Sprzedawcy” wiąże się romantyczna historia. Kevin Smith, reżyser i scenarzysta, sprzedał wszystkie swoje komiksy, aby zdobyć fundusze na nakręcenie swojego dzieła. 27 tysięcy dolarów wystarczyło raptem na kamerę i tantiemy za wykorzystanie muzyki, ale już nie na zakup kolorowej taśmy filmowej. Czarno-biały obraz dziś jest bodaj najbardziej kultowym filmem amatorskim.

Film „Sprzedawcy” (org. „Clerks.”) nie zapowiadał się na wielki sukces (fot. materiały promocyjne)
  • „Sprzedawcy” okazali się hitem niespodziewanie nawet dla twórcy, Kevina Smitha
  • Ten czarno-biały film mógł powstać prawdopodobnie tylko w latach 90-tych
  • Film opowiada o tym, jak Dante chodzi po piekle w poszukiwaniu ukochanej. Brzmi znajomo?
  • Z błyskotliwych, mocno wulgarnych dialogów i niepozornych szczegółów, przebija naprawdę pouczający i przemyślany film

Postacie Jaya i Cichego Boba stały się kultowe i do dziś pojawiają się jako nadruki na koszulkach lub zabawki. Kevin Smith zyskał uznanie producentów, przez co mógł dać w przyszłości upust swojej kreatywności, również w innych swoich projektach. Ba, wystąpił nawet gościnnie w czwartej części „Szklanej Pułapki”. Mimo braku aspiracji i żenująco niskiego budżetu film zarobił 3,2 miliona dolarów. Cóż więc ma w sobie takiego, że wybił się ponad przeciętność?

„Sprzedawcy” wyprzedzają epokę. Ale lata 90-te aż z nich kipią

Na początek nieco tła. Lata 90-te są szczególnym okresem historii ludzkości i kina. Nie chcę tutaj zbytnio wchodzi w aspekty socjologiczne, ale zawsze widziałem je jako czasy, kiedy skończyła się Zimna Wojna, a społeczeństwo zachodnie przez krótką chwilę cieszyło się wizją spokojnego życia. To czasy wielkiego luzu, ale też i kryzysu tożsamości, szukania drogi w samodoskonaleniu.

Był to też złoty okres dla kina amatorskiego, gdzie twórcy mieli wreszcie czas i chęci tworzyć takie kino, gdzie pogoń za pieniędzmi i statystykami z box-office nie były celem w samym sobie. To właśnie wtedy Daniel Myrick i Eduardo Sánchez nakręcili „Blair Witch Project”, Quentin Tarantino zasłynął „Wściekłymi Psami”, a Robert Rodriguez filmem „El Mariachi”. Wtedy też Kevin Smith wymyślił „Sprzedawców”.

Film opowiada o Dante Hicksie, którego imię nie jest bez znaczenia, ponieważ jest to oczywiste nawiązanie do Boskiej Komedii Dante Alighierego. Podobnie zresztą jak poeta, Dante przemierza piekło w poszukiwaniu ukochanej, z tą różnicą, iż piekło ma nazwę New Jersey. Po drodze spotyka różne postacie, mierzy się ze społecznymi konwenansami i stawia filozoficzne pytania.

Gdy klient chce tylko kolejnej paczki fajek

Dante chodzi po piekle w poszukiwaniu ukochanej. Brzmi znajomo?

Feralnego dnia, kiedy dzieje się akcja filmu, Dante nawet nie powinien być w pracy. Szef jednak zadzwonił i Dante po ciężko zakrapianej nocnej imprezie, na wielkim kacu, jako nieasertywny komformista, udaje się do sklepu monopolowego, gdzie pełni wartę tytułowego „sprzedawcy”. Obok jest wypożyczalnia kaset video, gdzie pracuje jego zbuntowany wobec społecznych konwenansów przyjaciel Randall (nie ma skrupułów przed obijaniem się w pracy i obrażaniem klientów). Pomiędzy nimi działa jeszcze jeden biznes związany z handlem narkotykami prowadzony przez Jaya i Cichego Boba (granego zresztą przez samego reżysera). 

Większość widzi w „Sprzedawcach” nieśmieszną komedię, pełną wulgaryzmów i rynsztokowego humoru. Dzieło Kevina Smitha niesie jednak w sobie coś o wiele więcej, niż żarty. Trafnie diagnozuje i komentuje społeczeństwo. Wychodzi przy tym daleko poza swoje ramy czasowe lat 90-tych (choć ten klimat tutaj istotnie jest i nie można go zignorować przy interpretacji). 

Reżyser oferuje wiele ciekawych przemyśleń na temat sensu życia, związków i relacji międzyludzkich. Z błyskotliwych, choć mocno wulgarnych dialogów, ze szczegółów, przebija naprawdę mądry i przemyślany film. W tym właśnie tkwi siła i to stanowi o kultowości tego dzieła: to udana próba moralizowania i przekazania mądrych kwestii w asyście ordynarnego, prymitywnego poczucia humoru. Czym są więc te kwestie, które sprawią, że „Sprzedawcy” są ponadprzeciętni?

„Paczkę bibułek przyjacielu. Dopisz do rachunku”

Ordynarni filozofowie i moralizatorzy są bardziej strawni

Po pierwsze, film opowiada braniu odpowiedzialności za własne czyny. Dante za całe zło swojego świata obwiniał Randalla i nigdy nie był w stanie podjąć jakiegokolwiek samodzielnego wyboru. Zrzucał odpowiedzialność na innych, nawet w kwestii kobiety z którą chce być. Wydaje się analogicznie można odnieść tę sytuację do funkcjonowania społeczeństwa. Czyż nie jest tak, że za swoje niepowodzenia szukamy winy wśród innych, nie widząc błędów we własnych czynach?

Po drugie, pokazano tu piękno męskiej przyjaźni. Gdy cały świat się wali, gdy rozpada się  wieloletni związek, nawet po rękoczynach i wcześniejszej chęci mordowania, przyjaźń taka będzie trwała. Według reżysera taka relacja jest czysta, oderwana od jakiejkolwiek materialnej rzeczywistości. Uczucie absolutne, którego nie da się zdefiniować. To w sumie całkiem śmieszne, jak po dramatycznym finale bohaterowie podają sobie rękę i mówią „do jutra”. 

Po trzecie, Kevin Smith uczy doceniać to, co już mamy. Świetnie to zresztą podsumowuje Cichy Bob, mówiąc jedyne słowa w całym filmie: „Stary, na świecie jest wiele pięknych kobiet, ale tylko ta Ci przynosi do pracy lazanię”. Spojrzenie na pewną rzeczywistość z określonej perspektywy, potrafi dać więc jej pełen, prawdziwy obraz.

Po czwarte, Sprzedawcy ukazują hipokryzję społeczeństwa, które w swojej frustracji i ciągłej próbie analizowania sytuacji, zachowuje się sprzecznie i nie potrafi dostrzec pewnych oczywistości w relacjach międzyludzkich. Dla przykładu, te same osoby, które zachęcają do porzucenia palenia w celach poprawy zdrowia, zarabiają na tym grubą kasę. Sprzedaż alkoholu dzieciom jest OK, o ile nie ponosi się za to odpowiedzialności. Szczęście mojej byłej dziewczyny? W życiu – nie będę czuł się dobrze, jeśli będzie szczęśliwsza ode mnie. 

Czy będąc niezależnym podwykonawcą, możesz pracować przy nowej Gwieździe Śmierci?

Dobro i zło nie istnieje? Teoria względności okiem Smitha

Reżyser w odpowiedzi na te zjawiska wychodzi z pewną tezą. Pewnym aspektom, takim jak np. sprzedaż alkoholu, narkotyków, czy zdrady partnera, nie trzeba przypisywać kategorii dobra lub zła. Te zjawiska po prostu istnieją, nie są obiektywnie ani dobre, ani złe. Każdy może oceniać je po swojemu – warunkiem jest jednak wyzbycie się wewnętrznej hipokryzji.

Czytaj też:

Reasumując, choć wiele jest filmów amatorskich, ale tylko do niektórych wracamy kilkukrotnie. Sprzedawcy są właśnie jednym z nich. Maciej Słomczyński, słynny pisarz i tłumacz, powiedział, że gdyby miał na bezludną wyspę wziąć jedną książkę, byłby nią Hamlet. Za każdym razem, gdy go czytał, odkrywał w nim coś nowego. Być może jest to bluźniercze, ale dla mnie takim kinowym „Hamletem” są właśnie „Sprzedawcy” Kevina Smitha. Być może przy następnym seansie, wyciągnę z niego coś zupełnie innego, niż opisane powyżej.

Polecamy:

ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze