Polskie, ale przecież nie tylko polskie, szkolnictwo zdominował ten drugi sposób myślenia o edukacji. Uogólniając, zakłada się w nim, że absolwent danej szkoły będzie posiadał jakieś cechy. Zupełnie drugorzędne jest w tym przypadku, czy te cechy są immanentne i naturalne dla ucznia.
Ś̶l̶i̶c̶z̶n̶y̶ grzeczny i posłuszny
Uczeń, jako jednostka, nie ma tu nic do gadania, ponieważ określone cechy mają posiadać wszyscy. I choć obecnie w Polsce skrajną wersję takiej edukacji głosi Przemysław Czarnek, to wiemy, że jest ona w ogóle dominantą.
Najważniejszą cechą dziecka w takim edukowaniu do wzorca jest posłuszeństwo. Oczywiście skrywa się je pod najróżniejszymi innymi pojęciami, które dzięki byciu eufemizmami próbują zataić prawdziwy wymiar zbrodni dorosłego na dziecku. Zamiast posłuszny mówi się na przykład grzeczny. Brzmi lepiej? Można odczuć jako pochwałę?
Pewnie tak. Ale jeśli zastanowimy się nad tym dłużej, okazuje się, że w większości przypadków te dwa słowa, szczególnie jeśli chodzi o użycie w sytuacjach okołoszkolnych, pokrywają się. Różni je tylko swoista pejoratywność posłuszeństwa. W końcu uczeń grzeczny to ten, który robi dokładnie to, czego oczekuje pan/i, dokładnie w narzuconym mu czasie.
Ambitny, czyli posłuszny z wyróżnieniem
Niestety tak rozmowa z nauczycielami i rodzicami, jak i czytanie wypowiedzi na najróżniejszych forach, pokazuje, że problem jest szerszy. I dotyka innych pojęć używanych dość często, kiedy mowa o tematyce szkolnej. Na przykład – ambitny. Czytam komentarz pod artykułem o ilości nauki w szkołach w starszych klasach szkoły podstawowej:
Wolnego nie mają dzieci ambitne, które próbują sprostać tym wszystkim absurdalnym wymogom. Wiele dzieci ma na wszystko „wywalone” – te dzieci mają ogrom wolnego czasu.
Zwraca uwagę, w jaki sposób została potraktowana tutaj ambitny. Taki, który próbuje sprostać absurdalnym wymogom. To niezwykle częste zjawisko zjawisko. Tutaj udało je się uchwycić bardzo wyraziście. Wiemy, że wymagania szkolne są dziwaczne, często pozbawione związku z rzeczywistością, że nauczyciele (czy szerzej – podstawa programowa) pokazują formuły sztuczne, nie pasujące do otaczającego nas świata… Wiemy. I sprostanie tym odklejonym wymaganiom mamy odczytywać właśnie jako ambitne?
Czy nie czas za ambitne uznać (także?) dziecko, które wytycza sobie swoje własne cele? Poświęca się swoim zainteresowaniom lub potrafiące zgłębić temat pokazany w szkole tylko powierzchownie? Wreszcie takie, które na podjęty w szkole temat ma swoje zdanie, nie zawsze zgodne ze zdaniem prowadzącego zajęcia?
Jak go odbiera dzisiejsza szkoła? Chyba wszyscy wiemy. Ale jeśli kiedyś zajdzie potrzeba, to i tamto dorzucę.
Preludium do wyścigu szczurów
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że przed uczniem (szerzej: dziecko, młody człowiek) takie wymagania stawia nie tylko szkoła, ale także rodzice. Czy również dlatego, że w przyszłości tego samego będzie od niego też oczekiwał pracodawca? Jakby rzeczywistość szkolna stała się groteskowym obrazem wyścigu szczurów, tej wydawałoby się już zużytej metafory.
Polecamy:
- Wybór szkoły dla dziecka. Na co zwrócić uwagę? Trzy podpowiedzi
- Co nas czeka w polskiej edukacji? Dwie rzeczy są pewne
Uczniowie walczą o świadectwa z paskiem, o miejsca w tak zwanym lepszym liceum, o pochwałę. Zaś właściciele szczurów z wypiekami na policzkach ich dopingują, to poganiając batem, to zachęcając smakołykiem. Nowa klatka szkolna może nie będzie wygodniejsza, ale ponoć dzięki siedzeniu właśnie w tej konkretnej osiągnie się prestiż.
Do czego doprowadza takie przecenianie posłuszeństwa? Do miejsca, w którym po latach znajdują się grzeczni/ambitni uczniowie.
Czytaj też: