
Akcje ogłaszają i organizują kolejne znane osoby, instytucje; ba – firmy prywatne, niezależnie od zasobności portfela, bo znajdują się wśród nich i niszowe wydawnictwa, i księgarnie autorskie. Wolontariusze zasuwają 24 godziny na dobę, wszystko ma barwy żółto-niebieskie. Na ziemiach polskich w lutym 2022, po prawie całkowitym upadku wszystkich kościołów instytucjonalnych, wreszcie przyjęło się chrześcijaństwo: Polacy pokazują człowieczeństwo.
Polacy owładnięci szałem pomagania
Czegoś takiego nie widziałem od dziecka: żadne tam Czarne Protesty czy pierwsze demonstracje jeszcze nieskompromitowanego KOD-u. Żadne Wielkie Orkiestry Świątecznej Pomocy z niewidocznym zza fajerwerków światełkiem do nieba. To się dzieje tu i teraz, niezależnie od opcji politycznej, niezależnie od stosunku do pandemii, szczepień, transseksualistów, eutanazji, chorób psychicznych, związków partnerskich, związków zawodowych i gwarantowanego dochodu podstawowego.
Mimo rosnących cen, pojawiających się, znowu, niedoborów w sklepach (te puste półki nie tylko w poniedziałek przed dostawami) i restauracjach. Mimo tej całej nienawiści (rasowej) i obojętności względem ludzi żebrzących o pomoc w dużych miastach. Mimo zakorzenionego strachu przed obcym i innym, z którego wynikają liczne uprzedzenia, charakterystyczne dla społeczeństw półperyferyjnych o silnie zakorzenionej wierze w cuda w ramach jedynej słusznej religii. Mimo dotychczasowego, sceptycznego lub wrogiego na ogół, stosunku do migracji i uchodźctwa.

Niejednokrotnie chęć niesienia pomocy aż dochodzi do absurdu: oto mobilizuje się tych w naszym rozumieniu niepomagających albo pomagających niewystarczająco; wręcz narzuca im się konieczność pomagania, bombarduje informacjami o możliwościach pomocy tudzież wymaga gotowości do pomagania dniem i nocą, również we śnie: płać, organizuj, pożyczaj, chodź, biegnij, jedź, a może nawet i opatruj rany. „Ze mną nie pomożesz?” niczym „ze mną się nie napijesz?”.
Fakt, zawsze byliśmy dobrzy w pospolitych ruszeniach i nagłych zrywach odwagi i brawury, nawet jeśli potem kończyły się przegranymi powstaniami i innymi masakrami. Z piórami na armaty, z szabelką na czołgi, z krwawymi zdjęciami rozczłonkowanych płodów na aborcję – jak, zresztą, pisał Marcin Świetlicki: „zaraz pojawi się tak jak zawsze ta pierdolona husaria”.
A wcześniej mit na micie mitem poganiał: od Chrystusa Narodów do Chochoła było zwykle mniej więcej tyle: [ ] – i nie jest to, jak w znanym sucharze, nawet 20 centymetrów. „Potrzymajcie nam piwo” – i zbawiamy świat: ty nie masz nic, ja nie mam nic; razem przyjmiemy pod nasz dziurawy i przeciekający dach kilka milionów ludzi.
Naród zrzutek ma okazję się wykazać
I ciśniemy aż do granic wytrzymałości: gdy coś nam wypada drzwiami, dopychamy oknem. Znajdujemy dziesiątki śmiałków, którzy nam pożyczają, a nawet dają, by w całej tej spirali dobroczynności zostać z niczym, ale nie – wróć! – przecież z satysfakcją, że daliśmy radę. Ponieważ chodzi też o, w jakimś stopniu narcystyczną, satysfakcję. Ha: pracuję za minimalną na pół etatu, mieszkam w kawalerce w suterenie, a zatrzymały się u mnie trzy ukraińskie matki z dziećmi; a dodatkowo finansuję jeszcze dwie.
I państwo na tym korzysta. Przecież w cywilizowanym kraju nie znalazłoby się miejsce na WOŚP: służba zdrowia byłaby dofinansowana w sposób wystarczający, a chory obywatel nie wpadłby na to, że ma jeszcze dopłacać i doklejać sobie serce, by zrekompensować braki we własnym. Przecież cywilizowany kraj zorganizowałby systemową pomoc dla ofiar wojny, zamiast, jak zwykle, liczyć na ofiarność obywateli i przerzucać się w ramach POPiS-owego sporu, kto i za co odpowiada.

Nawet jeśli jakiś polityk (albo większy przedsiębiorca) idzie po rozum do głowy, to – znowu –podejmuje spontaniczne decyzje w danym miejscu i czasie, na przykład przekształcając halę sportową w noclegownię tudzież umożliwiając uchodźcom z Ukrainy darmowe przejazdy komunikacją, a ich dzieciom fundując bilety do kina.
Część ludzi, wiadomo, lansuje się na solidarności z wolną Ukrainą. Więcej robi memów i fotografuje się z flagami, starymi ubraniami i konserwami, niż realnie pomaga (i nie jest to przytyk do redakcji TrueStory!). Ale przecież nie można odsądzać od czci i wiary postów na Facebooku – nawet te najbardziej pozerskie służą podstawowemu celowi: rozpowszechnianiu informacji o istniejących akcjach pomocowych, za którymi stoi konkretny potrzebujący.
Część ludzi, wiadomo, czuje wspomniany przymus. Pomoże raz, może drugi. I już: sumienie czyste, dupa kryta, można dalej po cichu lajkować w social mediach żółto-niebieskie motywy w martwych naturach zdjęciowo-memowych. A część ludzi po prostu będzie udostępniać, przeklejać i w ten sposób – udziałem symbolicznym – maskować brak udziału faktycznego. Mniejsza – liczy się KAŻDA forma kooperacji, KAŻDA złotówka.
Jak długo jeszcze wytrzymamy?
W obliczu wojny, która wciąż może eskalować (o pozornych i asekuracyjnych działaniach NATO czy niebezwzględnych sankcjach jeszcze na tych łamach wspomnę), nie mamy i nie będziemy mieć innego wyjścia, niż walczyć już teraz, bez broni, przy użyciu dostępnych nam środków. Rekompensować zaniechania na górze (czytaj również: w przestrzeni powietrznej Ukrainy).
Jednak pytanie pierwszego akapitu jest zdecydowanie zasadne. Gdy umierał czołowy obrońca pedofili, Karol Wojtyła, kibice i politycy jednali się. Gdy pytano tych pierwszych, jaki wpływ miała na nich nauka Jana Pawła II (żyliśmy w czasach, w których twierdziło się, że mógł czegoś nauczyć), odpowiadali, że dziennikarze prosili ich, by sobie podawali ręce przed kamerami, ponieważ jest to w dobrym tonie po śmierci papieża. Za kilka dni będą się znowu, cytuję, „napierdalać”.
A jak długo będąc zdawać ten kolejny, już zdecydowanie realny i sztucznie metafizycznie niepodbudowany, test na człowieczeństwo? Pytanie jest poważne, nawet jeśli brzmi niczym zajawka z coraz bardziej niszowego „Tygodnika Powszechnego” (przypis dla młodszych czytelników: to takie pismo kościelne, które udaje świeckie).
Możliwości finansowe mieszkańców średnio zamożnego państwa na pograniczu cywilizowanego świata najpierw wydrenowała pandemia, teraz drenuje inflacja, która przecież przyspieszy w 2022 nawet do kilkunastu procent (rok do roku). Możliwości lokalowe zawsze były niewielkie, nie tylko dlatego, że PiS nie zbudował obiecanych 3 milionów mieszkań (a z drugiej strony – w wielu miastach lokale socjalne stały puste; ale to, znowu, materiał na inny felieton).
I dochodzi jeszcze kwestia infrastruktury, w tym przede wszystkim niedofinansowanej i wybrakowanej kadrowo, już dla 38 milionów ludzi, służby zdrowia. Jak przyjąć dodatkowe, szacowane 5 milionów na dłużej lub na zawsze, żeby Polska nacjonalistyczna i ksenofobiczna przetrwałą zryw Polski otwartej i solidarnej?
Polecamy:
- Napaść Rosji na Ukrainę. Spontaniczna pomoc Polaków dla Ukraińców
- Dzieci z Ukrainy w polskich szkołach. Pomoc dotrze tuż przed napisami
Nie spierdolmy tego
Już pojawiają się pierwsze negatywne komentarze, nie tylko z profili ruskich trolli (omijam szerokim łukiem, wspominam z kronikarskiego obowiązku), o nierównym traktowaniu obywateli polskich w obliczu przywilejów ukraińskich uchodźców. Już niektórzy rentierzy wynajmują co bogatszym wojennym uciekinierom małe mieszkania za 6 tysięcy złotych miesięcznie plus media. Już, w chęci niesienia pomocy, pojawiają się niepokojące praktyki.
W jednym z łódzkich magazynów ukraińscy pracownicy, którzy przecież zostali tam zatrudnieni na długo przed 24 lutego, otrzymają premię za marzec z urzędu, ponieważ w ich kraju wybuchła wojna; premię, na którą polscy magazynierzy będą musieli zapracować. Nic dziwnego, że są, delikatnie mówiąc, niezadowoleni. Nie idźmy tą drogą: nadgorliwość jest gorsza od kaczyzmu, a pseudopokojowe patrole w Przemyślu i Rzeszowie tylko czekają, by eskalować putinowską przemoc i propagandę.
Trzecia wojna światowa może potrwać jeszcze nawet kilka miesięcy, może przerodzić się w konflikt bezpośrednio angażujący militarnie nie tylko dwie strony (gdy piszę te słowa, rosyjskie bombardowania widać i słychać w Polsce, a świat obiega news: Rosja poprosiła o sprzęt wojskowy i „inne wsparcie” Chiny). Odpowiednia pomoc i bliska współpraca może naprawić stosunki polsko-ukraińskie na wiele lat, przerodzić się w przyjaźń, a może nawet relację friends with benefits.
Rządzie polski, wiesz, co masz robić, co pożąda naród, a czego potrzebuje twój niszczony przez agresora sąsiad. Nie chcę, żebyśmy później mówili: walczyliśmy jak nigdy, przegraliśmy jak zawsze: z własną odwagą i brawurą, z widmem uprzedzeń względem „obcych”. Precz z dyktaturą, również utartych zwrotów, memów i sucharów! Nie spierdolmy tego.
Czytaj też: