
Upadek Twittera był zapowiadany już przed tym, jak Elon Musk oficjalnie przejął stery nad firmą. Przewidywano, że miliarder, który zapewniał, że chce „zdemokratyzwać” platformę, po prostu zamieni ją w śmietnik (zwolniono praktycznie wszystkich z działu moderacji), do którego nie będą chcieli zaglądać ani użytkownicy ani reklamodawcy. Tym bardziej, że za wątpliwą przyjemność docierania do swoich obserwujących trzeba będzie płacić 8 dolarów miesięcznie.
Elon Musk „sprząta” Twittera
Pomysł Muska to jedno – może wypalić, albo nie, z czego zdawał sobie sprawę sam zainteresowany. Zupełnie inna kwestia to sposób wprowadzania zmian i przeprowadzania „optymalizacji”. Wiemy, że na bruk wyrzucono tysiące osób, dzięki którym Twitter w ogóle działał – mowa o deweloperach, programistach, moderatorach, ale też całym pionie odpowiedzialnym za komunikację. Pomysł Muska był prosty – odebrać dostępy do służbowych maili i wstęp do budynku wszystkim tym, którzy nie zgodzą się z jego wizją.
Twitter liczył 7,5 tysiąca pracowników, kiedy miliarder przed miesiącem wkroczył do jego siedziby. Ponad połowa w krótkim czasie dostała od niego maile z informacją o rozwiązaniu umowy (choć te z memami w stylu „wylatujesz” były ponoć fejkiem), a kolejne osoby składały wypowiedzenia, widząc, co się dzieje z firmą, w której pracowali przez lata. Musk się tym nie przejmował – postanowił dać im ultimatum – do czwartku, do godz. 23. Polskiego czasu wszyscy mieli zagłosować w sondzie: czy chcesz być częścią Twittera 2.0?

To oznaczało skrajne nadgodziny (nawet ponad 16 godzin pracy dziennie) oraz zupełne porzucenie kultury organizacji, która obowiązywała do tej pory. Wszystko miało być podporządkowane pomysłom Muska, które pojawiają się znienacka i często tak samo szybko znikają (bo okazuje się, że już nie ma komu ich wprowadzać). Miliarder ogłosił, że chce, by większość stanowisk w Twitterze będą zajmować „ci, którzy piszą świetne kody”, ale okazuje się, że niewiele takich osób ma ochotę z nim pracować.
Czystka wśród pracowników. „Najlepsi zostają” – twierdzi Musk
Z 2900 pracowników, którzy jeszcze w czwartek byli pracownikami Twittera, rezygnują setki kolejnych. Portal jest dosłownie zalany wiadomościami od osób, które poświęciły mu po kilka-kilkanaście lat. Zawierają salutujące emotikony i lakoniczne wyjaśnienia powodów pożegnania z firmą. „Czuję się, jakby wszyscy ludzie, którzy uczynili to miejsce niesamowitym, odchodzili” – powiedział portalowi „Verge” pracownik Twittera, który nie zdecydował się dalej pracować dla Muska.
„Pracuję tutaj na Twitterze od ponad 11 lat. Jeszcze w lipcu byłem osobą z 27. najdłuższym stażem w firmie. Teraz jestem 15” – to kolejna osoba cytowana przez magazyn. Powszechne są opinie, że w firmie pozostaną właściwie tylko osoby, które… nie mają wyboru. Wielu pracowników Twittera ma pozwolenie na pobyt w USA ściśle związany z obowiązującym kontraktem. W razie jego zerwania – musieliby wyjechać z kraju. Pozostali mają być kuszeni udziałem w akcjach spółki.
„Najlepsi ludzie zostają, więc nie jestem zaniepokojony” – napisał na Twitterze Musk, po tym, jak upłynęła wyznaczona przez niego godzina ultimatum. Wszystko wskazuje na to, że to robienie dobrej miny do złej gry. Na zamkniętych spotkaniach ze starą kadrą miliarder dopytuje o powody ich odejścia. Nie brakuje głosów, że Musk popadł w paranoję i spodziewa się sabotażu ze strony swoich podwładnych. Póki co stara się świecić przykładem pracowitości, spędzając noce w siedzibie Twittera.
Twitter może przestać działać w ciągu kilku dni
Tylko co to da, skoro Twitter może niebawem przestać działać? Tak uważają pracownicy, którzt wciąż pozostali na pokładzie, ale pracują w zespołach, które zostały „wypatroszone”. Inne, w tym kluczowe dla funkcjonalności strony – całkowicie przestały istnieć. Takim przykładem jest pion, który odpowiadał za funkcjonowanie bazowych bibliotek systemowych, z których korzystają wszystkie inne działy. Bez tego zespołu Twitter może czekać paraliż.
Kolejne „wypatroszone” działy to te odpowiadające za ruch oraz deweloperzy front-end, zajmujący się finalną wersją witryny i aplikacji. Jeden po drugim rezygnują też członkowie tzw. „centrum dowodzenia” Twittera, wewnętrznego helpdesku na sterydach, który działa całą dobę naprawiając usterki „na już”. Kiedy ich zabraknie, zlecenia będą się piętrzyć, aż w końcu osiągną masę krytyczną, a Twitter będzie niezdatny do użytkowania.
Polecamy:
- Elon Musk zniszczy Twittera? Nie można tego wykluczyć
- Elon Musk zniszczy Twittera? Wstrzymajmy się z takimi opiniami
Póki co dobrze działa rzutnik, którym ktoś – zapewne z odchodzących pracowników – wyświetla na fasadzie siedziby Twittera wyzwiska dotyczące Muska. „Dziecko, najwyższy pasożyt, małostkowy pryszczak, dorobkiewicz apartheidu, asskisser (ten, co całuje w tyłek) dyktatorów, oligarcha bezprawia, niebezpieczny kolonizator, okrutny chciwiec, kosmiczna Karyna, mierny chłopiec, małostkowy rasista, megaloman, bezwartościowy miliarder” i „dziecko bankructwa”.
Czytaj też: