„Prorok i dysydent”. Nowa biografia Aleksandra Sołżenicyna
Nie chcę w tym tekście powielać tez z krótkiej sylwetki Aleksandra Sołżenicyna, która ukazała się na niniejszych łamach w kwietniu z okazji przypomnienia poglądów pisarza w debacie, wywołanej, rzecz jasna, inwazją Rosji na Ukrainę. Naprawdę trudno jest jednak rozważać kwestie związane z biografią autora w oderwaniu od tego kontekstu, zważywszy na to, że ostatnią tercję swojego życia spędził nie szczędząc światu swojej publicystyki. Ta jednak stanowi, chociaż niewielką, to jednak stałą część jego twórczości, w której miesza się z elementami charakterystycznymi dla powieści, reportażu i pracy naukowej.
Zacznijmy od końca: ostatnie słowa „Proroka i dysydenta” Borisa Sokołowa brzmią: „Swoimi utworami i swoim życiem Aleksander Sołżenicyn przeciwstawiał się komunizmowi i miał wielki udział w jego upadku”. To chyba najważniejsze słowa tej książki. Pisarz dał się dość mocno zindoktrynować tej ideologii w latach 30., by stopniowo tracić w nią wiarę w toku swojego życia, a całkowicie wyrzec się jej po uwięzieniu i rozpoczęciu swojego aktywnego procesu twórczego. „Archipelag Gułag”, ale też inne dzieła autora publikowane na Zachodzie, z pewnością pomogły uświadomić publiczności, jak zbrodniczym krajem jest był ZSRR.
Co zawiera „Prorok i dysydent”, czego nie ma w dotychczasowych biografiach noblisty? „W swojej książce zwracam uwagę na pewne słabo do tej pory zbadane wątki z życia i twórczości Sołżenicyna. Staram się przede wszystkim pokazać, jak doświadczenia wojenne noblisty z okresu II wojny światowej znalazły odzwierciedlenie w jego utworach„, tłumaczy Boris Sokołow. Autor szczegółowo opisuje chociażby „szpiegowską historię”, która spotkała Sołżenicyna, gdy ten uwięziony był w tzw. szaraszce (łagier dla naukowców) zajmującej się badaniami nad fonoskopią.
Jeden z jego współwięźniów z tego okresu zaproponował Sołżenicynowi udział w identyfikacji głosu osoby, która zdekonspirowała radzieckiego szpiega działającego w USA, George’a Kovala, znanego z przekazania do ZSRR ściśle tajnych informacji dotyczących zapalnika bomby atomowej. Pisarz odmówił, ale historię następnie przemycił do swojej powieści „Krąg pierwszy”. Według Borisa Sokołowa sprawa mogła być prowokacją służb specjalnych, które w ten sposób mogły chcieć wybadać, czy badania poświęcone fonoskopii są w ogóle efektywne.
„Prorok i dysydent”. Sołżenicyn ostrzega świat
Dysydentem był na pewno, ale czy jednak Sołżenicyn zasługuje na nazwanie go prorokiem? Dla fanów jego twórczości na pewno to określenie jest zasadne. Chociażby w latach 80. pod wpływem pisarza był prezydent USA Ronald Reagan, zwolennik ostrego kursu wobec zmagającego się z problemami Związku Radzieckiego. Obaj panowie dzielili ze sobą konserwatywne poglądy, pisarz zresztą miał ciepło wypowiadać się o prezydencie, stanowiącym dla niego miłą odmianę po jego poprzednikach, dążących do układania się z krajami komunistycznymi z Chinami na czele.
Boris Sokołow uważa, że niektóre idee Sołżenicyna zostały odzwierciedlone w polityce rządu Reagana. Za samozwańczego proroka uważali w tym czasie noblistę agenci KGB, którzy przygotowywali przeciwko niemu akcje podczas jego wygnania – taka samoocena w ich opinii prowadziła do konfliktu między autorem „Archipelagu Gułag” a innymi rosyjskimi dysydentami. Autor biografii podkreśla ponadto, że Sołżenicyn przewidział, w odróżnieniu od wielu zachodnich „sowietologów”, rozpad ZSRR.
Równie wysoko ocenia noblistę autor blurbu do książki, prof. Hieronim Grala. Czytamy w nim, że Sołżenicyn, wracając do kraju przez Syberię, jawi się jako mityczny Anteusz, „gigant, którego samo dotknięcie matki-ziemi przywracało siły”. Pisarz zapewne tak się widział, a gdy podczas swojej powrotnej podróży (jechał Koleją Transsyberyjską) dotarł w końcu do Moskwy, było to wielkie wydarzenie, na ulicach witały go tłumy fanów niczym gwiazdę rocka. Trzeba jednak przyznać temu komentatorowi, że „Proroka i dysydenta” czyta się bardzo gładko, w czym pomaga uproszczona, popularnonaukowa forma dzieła.
To dzięki temu biografia może być tak naprawdę cennym uzupełnieniem do dowolnej pozycji poświęconej historii Rosji po 1917 r. Sołżenicyn odczuł bowiem na swojej skórze wszystkie jej etapy aż do współczesności, a piętno radzieckiego systemu odcisnęło się na nim wyjątkowo mocno. Szczególny nacisk został położony na perypetie związane z publikowaniem utworów autora, ukazujące, jak bardzo radziecka Rosja omotana była w nepotyzm, sięgający najwyższych kręgów władzy.
I tak pierwsze utwory Sołżenicyna mogły zostać publikowane za błogosławieństwem samego Nikity Chruszczowa, który chciał w ten sposób zyskać autora promującego rozliczenia „wypaczeń” epoki stalinizmu. Gdy w 1964 r. Chruszczow został odsunięty od władzy, odwilż zakończyła się, a pisarz ponownie popadł w niełaskę władz, co miało w kraju potrwać właściwie aż do samego końca ZSRR.
„Prorok i dysydent”. Skąd wzięły się poglądy Sołżenicyna?
Szkoda, że o wspomnianych, radykalnych poglądach Sołżenicyna na rzeczywistość dowiadujemy się z „Proroka i dysydenta” dopiero w momencie, w którym w 1973 r., niedługo przed swoim wygnaniem, napisał on „List do przywódców Związku Radzieckiego”. Jak wzmiankował noblista, materiał ten powstał już nie tyle jako krytyka systemu państwa totalitarnego, ale z myślą „jak zapobiec grożącej [Rosjanom] katastrofie narodowej”. Przy czym Sołżenicyn pisze, że równie mocno interesuje go los narodu rosyjskiego, jak i ukraińskiego, rozpatruje je jednak łącznie – w czym pozostał konsekwentny do końca życia.
Wspomniany „List…” rozpoczyna się od rozdziału nazwanego „Zachód na kolanach”. Według Sołżenicyna porażka USA w wojnie wietnamskiej „ujawniła istnienie wewnętrznych sprzeczności i słabości ducha”, doszło bowiem do „katastrofalnego osłabienia zachodniego świata”, na skutek „historycznego, psychologicznego i moralnego kryzysu całej tej kultury i systemu światopoglądowego”. To nic nowego, bo koncepcje te stały się potem podstawą putinowskiej geopolityki, ale aż ciśnie się na usta pytanie, jak noblista doszedł do tych wniosków.
Wszak jedyny raz w życiu, kiedy przebywał za granicą Rosji czy też potem ZSRR, miał do wygnania miejsce podczas jego szlaku bojowego w latach 1944-1945, zakończonego aresztowaniem przez NKWD na terytorium ówczesnych Prus Wschodnich. Czytelnik zostaje zostawiony w pewnej niewiedzy w tej kwestii, a miałoby to znaczenie szczególnie teraz, gdy tego typu refleksje o „zgniłym zachodzie” stanowią ideologiczną podbudowę do uzasadnienia rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Być może ten temat zasługiwałby na osobną monografię. Przyznać jednak należy, że biografia mówi o jednoznacznie negatywnym stosunku Sołżenicyna do zbrodni dokonywanych przez wojska radzieckie w Prusach. Noblista wielokrotnie pisał też, że wszelkich wojen imperialnych należy unikać jak ognia.
Czytaj także:
- Olga Tokarczuk: literatura nie jest dla idiotów. Książki pod strzechy czy nie?
- Czy twoja praca nie ma sensu? Sprawdź to z Davidem Graeberem
Autor biografii, Boris Sokołow, to rosyjski historyk i literaturoznawca, znany jako twórca leksykonów poświęconych Michaiłowi Bułhakowowi i Nikołajowi Gogolowi, a także monografii dotyczących rosyjskich i radzieckich polityków czy wojskowych – jak Piotr Wrangel, Michaił Tuchaczewski albo Konstanty Rokossowski. Był kierownikiem katedry antropologii społecznej na Rosyjskim Państwowym Uniwersytecie Społecznym w Moskwie, ale w 2008 r. zmuszono go do rezygnacji ze stanowiska po krytycznym wobec Rosji artykule o wojnie w Gruzji.
Od tego czasu Sokołow pozostaje w gronie krytyków reżimu Putina – chociażby wypowiadał się krytycznie o aneksji Krymu, co skutkowało wydaleniem z rosyjskiego Wolnego Towarzystwa Historycznego (oficjalnie za „niewłaściwe obchodzenie się ze źródłami historycznymi i nieprawidłowe cytowanie cudzych prac”). „Prorok i dysydent” nie ukazał się dotychczas w Rosji – premiera książki w Polsce jest jednocześnie światową. Ze względu na krytykę putinizmu (Sokołow wprost pisze w „Proroku i dysydencie”, że reżim komunistyczny w Rosji zastąpiono po przejściowej demokracji nowym totalitaryzmem) ukazanie się książki w ojczyźnie autora może nie być proste.
Polecamy: