piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaKulturaNostalgia na ekranie. Skuteczny czy wyświechtany zabieg twórców?

Nostalgia na ekranie. Skuteczny czy wyświechtany zabieg twórców?

Powracanie do znanych postaci, serii czy motywów to zabieg bardzo modny i stosowany na ekranie nadzwyczaj często w ostatnich latach. Nie trzeba daleko szukać przykładów takiego mniej lub bardziej zgrabnego uderzenia w widza czymś, co już zna, albo co widział w czasach, kiedy jedynym problemem wydawał się brak pieniędzy na oranżadkę w proszku.

Chyba żadna produkcja tak bardzo nie eksploruje tropów związanych z nostalgią poprzez obiekty jak „Stranger Things”

Jako osoba, która bardzo lubi produkcje odwzorowujące dawne konwencje, nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń do samego pomysłu grania na sentymencie starszych już odbiorców. Należy to jednak robić umiejętnie i tak, aby odcinane kupony nie stanowiły taniej, przedrukowanej podróbki, niegodnej nazywania się tak, jak pierwowzór. Ale dlaczego nostalgia nadal działa na wielu odbiorców? Co kieruje ludźmi w ich konsumencko-kulturalnych wyborach, kiedy idą na film traktujący o ich bohaterze z dzieciństwa? Cytując znanego skrybę: „To nie ma tak, że dobrze czy niedobrze”.

Nostalgia. Dlaczego tęsknimy za czymś, czego nie było?

Czym jednak w ogóle jest nostalgia? Jak to zwykle bywa – nie istnieje jeden sposób wytłumaczenia tego zjawiska. Posłużę się zatem kilkoma określeniami i wyciągniemy z tego jakiś wspólny mianownik. Mamy lepsze definicje niż „kiedyś to było” Janusza Nosacza, choć ogólnie nie odbiega to aż tak bardzo od prawdy.

Co ciekawe, pierwotnie pojęcie nostalgii funkcjonowało w odniesieniu do jednostki chorobowej. W XVII wieku Johannes Hofer stwierdził, iż ogólne osłabienie i bezsenność, doświadczane przez stacjonujących poza krajem szwajcarskich żołnierzy, mają swoje źródło w nostalgii, czyli tęsknocie za domem. Podobne symptomy zaobserwowano pod koniec wojny trzydziestoletniej u hiszpańskich wojaków, przejawiających zachowania identyczne do tych zaobserwowanych przez Hofera.

No dobrze, ale jeśli żyłeś w Polsce, wyjechałeś za granicę i mieszkasz tam od kilku lat, nikogo raczej nie zdziwi, że możesz tęsknić za pewnymi elementami występującymi w tamtym, odległym teraz świecie (choć nie musisz – może jest ci tam dobrze). Nie chodzi tu tylko o miejsce, ale o ludzi czy wiek, w którym kiedyś byłeś i który pozwalał ci żyć bardziej beztrosko niż teraz.

Jednakże tęsknota może dotyczyć również zjawisk, których nigdy bezpośrednio nie przeżyłeś. Tu warto podać przykład antropologów wyjeżdżających do dżungli, aby śledzić tam losy prymitywnych kultur. Duża część badaczy zdawała sobie sprawę z ulotności tych cywilizacji, co przekładało się na ogólny smutek i poczucie dystansu od przedmiotu swoich badań.

Svetlana Boym w nostalgii dostrzega pewien istotny jej element – nierzeczywistość. Nostalgia to jedynie wyobrażenie tego, co było kiedyś, przy wyodrębnieniu wyłącznie pozytywnych cech. Fakty i zdarzenia konkretnej jednostki nie grają tu żadnej roli, za to na piedestale stoją emocje i pewne koncepcje. Nie ma znaczenia, czy kiedyś było istotnie gorzej. Boym postrzega nostalgię jako tarczę zabezpieczającą dane społeczeństwo przed bieżącą rzeczywistością. To utopia nienastawiona na jakikolwiek punkt osadzony w przyszłości. Powoduje, że wobec zdarzeń, które mają dopiero nastąpić, rodzi się natomiast dystans i niewiara w dążenie losów świata ku lepszemu.

A zatem nostalgia wiąże się z tęsknotą za pewnymi wycinkami przeszłości, nawet jeżeli nigdy nie miały one miejsca. Może wam przeszkadzać, że chrupki Maczugi, choć nadal istnieją, to jednak nie mają takiej szaty graficznej jak kiedyś, a i ich cena jest o wiele wyższa, lecz nie zmienia to faktu, iż narysowany na ich starym opakowaniu jaskiniowiec przypominał coś, co rysowałem kiedyś w programie MS Paint. Negatywne aspekty minionej epoki są przez poczucie nostalgii ignorowane, a pozytywy wyolbrzymiane.

Stare opakowanie „Maczug”

Obiekty z przeszłości w nowych produkcjach

Jednym z zabiegów stosowanych współcześnie w sposób nagminny przez filmowców jest przekazywanie odbiorcy informacji o danym miejscu i czasie za pośrednictwem jakichś konkretnych obiektów. Mogą to być miejsca, narzędzia, osoby albo sytuacje. Nie chodzi tylko o poprawne ukazanie danych czasów (bo w starożytnej Grecji nie powinniśmy widzieć kuszy), ale o sprawienie wrażenia, że film współczesny pochodzi z wcześniejszej epoki.

Chociażby w polskim serialu „W głębi lasu” historia przeskakuje pomiędzy współczesnym a młodzieńczym życiem głównych bohaterów. Obóz ma miejsce w lesie, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że takie samo miejsce moglibyśmy ujrzeć w czasach PRL-u, w latach 90., ale i także dziesięć minut po tym, jak wyjdziemy z domu. Jednak jeden z głównych bohaterów gra sobie na jakże legendarnym Brick Game.

Kojarzycie? To taka konsolka mająca trochę upodobnić się do Game Boya z wbudowanymi grami skonstruowanymi z malutkich kwadracików. Tetris, wyścigi, kosmiczne strzelanki – czego tam nie było, choć gracz musiał wykazać się pewną dozą wyobraźni, aby zrozumieć, co dzieje się na ekranie. I ten właśnie sprzęt znalazł się w filmie dosłownie na kilka sekund – lecz wystarczyło to, by widz, który w dzieciństwie ją posiadał, mógł szybko skojarzyć fakty. No i myk – mamy lata 90.

W „Stranger Things” nagromadzenie takich elementów jest jeszcze bardziej dostrzegalne i zdaje się mieć tam o wiele ważniejszą rolę. W końcu potwory z innego wymiaru noszą nazwy postaci znanych z Dungeons & Dragons, a niektóre sceny wprost odnoszą się do klasyki Stevena Spielberga czy Sama Raimiego. Mnie ten serial nieszczególnie porwał, jednak nie mogę nie dostrzegać, że duża część jego fanów zwraca uwagę na liczne odniesienia do dawnego domowego kina VHS. Czyli na większość odbiorców taka estetyka działa.

Wieczna eksploatacja. Powrót Spider-Mana i Buzza Astrala

W nowych częściach przygód (jeśli zabijanie wszystkiego, co się rusza, można nazwać przygodami) czarnych charakterów z horrorów z cyklu „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, „Krzyk” albo „Halloween” powraca się do wątków znanych widzowi, który oglądał pierwsze części. Mowa tu o tworzeniu tak zwanych requeli – łączących nowe ze starym. Znane wcześniej postacie pojawiają się w najnowszych częściach tylko jako bohaterowie poboczni znający się na rzeczy lub mający porachunki z „nowymi” mordercami.

Filmy takie jak „Spider-Man: Bez drogi do domu” są idealnym przykładem zagrania na nostalgii widzów, zebrania razem tego, co było najbardziej przez nich lubiane i ulepienia z tego strawnego tworu. A chociaż trzeci Pajęczak od MCU idealnym filmem nie był, to jednak w kinie bawiłem się na nim świetnie. Twórcy wiedzieli tu, jak wykorzystać postacie z dawnych serii i zachować ich duszę, a nawet nieco naprawić pewne koncepty – jak choćby o fenomenalnym Zielonym Goblinie, który na ekranie zachowywał się tak, jak zapamiętałem to w odległych już dla mnie czasach, ale który jednocześnie dzięki zdjęciu maski mógł bardziej wyrażać swoje szaleństwo poprzez mimikę twarzy.

Czasami jednakże to po prostu nie działa, ponieważ twórcy postanawiają przywrócić znaną postać na ekrany, ale nie posiadają żadnego pomysłu, jak można by to ubrać w język filmu. Niestety jest to bardzo widoczne w przypadku „Buzza Astrala”, w którym Pixar chciał ukazać osobom wychowanym na „Toy Story” film, który potem dał Andy’emu asumpt do poproszenia mamy o kupno zabawki na jego podstawie.

Problem w tym, że tego kompletnie nie czuć. „Buzz Astral” powinien stanowić film typowy dla lat 90., bo właśnie wtedy przecież mniej więcej działa się akcja pierwszej części „Toy Story”, a dostajemy typowe sci-fi zupełnie nieadekwatne dla stylistyki tamtego okresu. Jeśliby odrzucić to, że znaliśmy Buzza z poprzednich czterech pełnometrażówek, można by to przetrawić, ale całe narzędzie, jakie stanowi nostalgia, staje się w tym przypadku kompletnie bezużyteczne.

Guilty pleasure. Dlaczego lubimy „Kosmiczny mecz” i „Mortal Kombat”

Wszystkie te uwagi dotyczą tych nowych produkcji, które imitują stare bądź które próbują uchwycić konkretne ramy czasowe poprzez elementy, do których widz posiada sentyment. Jednak na filmy z epoki również często patrzymy przez gogle nostalgii. Występuje w nich wiele rzeczy, które wzbudzają podziw, jak choćby praktyczne efekty specjalne, gdzie twórcy naprawdę musieli się popisać się kreatywnością. W ruch szły skomplikowane mechanizmy, kukły i praktycznie wszystko, co tylko było w stanie oddać jako taki realizm.

Należy jednak zwrócić uwagę na fakt, że niektóre stare filmy są lubiane właśnie przez pryzmat czasów, w jakich powstały. Oczywiście zarówno wspomniane efekty praktyczne, jak i CGI, mogą być dobrze lub niewłaściwie zrealizowane, ale chodzi tu bardziej o takie produkcje, których braki często są kwestionowane. Mało kto zdaje się dostrzegać idiotyczność fabuły czy dialogów – to stary, kultowy film i tak musi być.

Reklama butów Jordanów z 1992 r. Cztery lata później kolejna była już pełnometrażowym filmem

Jako dziecko naprawdę lubiłem „Kosmiczny Mecz”. Dawno już go nie oglądałem, ale pewnie i teraz by mi się spodobał. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że ta produkcja to jedna wielka reklamowa kolaboracja Nike z Warner Bros., gdzie jeden z dialogów drugoplanowej postaci mógłby spokojnie konkurować z niesławnym „Parówki na kolację? Nie, Berlinki”.

No bo o czym jest ten film? Istoty z kosmosu grożą postaciom ze Zwariowanych Melodii, że zamkną je w swoim lunaparku, chyba że rozegrają mecz koszykówki, podczas gdy Michael Jordan będzie grać po stronie Bugsa i reszty. Podejrzewam, że gdybym bez znajomości całego procesu powstawania tego filmu usłyszał od kogoś, że istnieje o tym pełnometrażowe dzieło, to uznałbym to za bootleg. I to ten z tych dziwniejszych w rodzaju Freda Flintstone’a z głową Mario. Problem polega na tym, że ja doskonale wiem, dlaczego to tak wygląda, ale kompletnie mi to nie przeszkadza. A przecież pełnometrażówki o ludziku z Delmy raczej bym nie chciał obejrzeć.

To samo dotyczy wszelkich kreskówek na bazie filmów, które nie do końca nadają się dla dzieci. Franczyzy takie jak „Toksyczny mściciel”, „Głupi i głupszy”, a nawet „Mortal Kombat” zamieniły się w kreskówki, żeby maksymalnie spożytkować prawa autorskie i zarobić dużo pieniędzy. Panowała wtedy po prostu tego rodzaju tendencja i obecnie też można odnaleźć takie przypadki. I znów to można zbyć argumentem „bo takie były czasy”.

Czytaj także:

Kiedyś to było. Nie dyskutuj z tym

Nostalgia na ekranie działa na zasadzie odniesienia się do ikon konkretnych czasów, nie zaś danych czasów jako realnej całości. Pokazują ci Pegasusa, gumę Turbo i magazyn Bravo, a ty już wiesz, że mowa o konkretnym czasie. Czasem te pojedyncze elementy oddziałują bardziej niż właściwa główna zawartość danego dzieła. Scenę z Brick Game z serialu „W głębi lasu” kojarzę bardzo dobrze, a samą fabułę pamiętam dość fragmentarycznie. Pierwsze skojarzenia? Dzieciństwo, czyli okres, gdy człowiek nie przejmował się pieniędzmi, ubezpieczeniami, czynszem i wszystkim tym, co uchodzi za dorosłe.

Poza ukazaniem charakterystycznych dla danego okresu elementów wykorzystuje się iluzję numer dwa – powoływanie się na lepszą jakość danego utworu tylko dlatego, że powstał kiedyś. Może i zdecydowana większość filmów akcji z Chuckiem Norrisem była sztampowa, a kule omijały go, jakby posiadał moce Magneto, ale „takie były czasy i tak musiało być”. Amen. Nie polemizuj z tym argumentem.

Czy takie oddziaływanie na odbiorcę to oszustwo? Można by tak ten zabieg nazwać, ale czy dzieła kultury nie oszukują nas na każdym kroku? Już sam fakt zanurzenia się w świat przedstawiony stanowi w jakimś stopniu iluzję, której się poddajemy. Warto jednak czasem zdystansować się do epatujących nostalgią filmów, a przede wszystkim – zgłębić je przy kolejnym seansie z otwartym umysłem.

Polecamy:

Niniejszy materiał został opublikowany w ramach otwartego naboru dla autorów tekstów, na który zapraszamy wszystkich zainteresowanych.

Sebastian Jadowski-Szreder
Sebastian Jadowski-Szrederhttps://www.jadowskiszreder.pl/
Youtuber i pisarz, twórca zbioru opowiadań "Incydenty Antoniego Zapałki", hobbystycznie zbieracz filmów i pasjonat horrorów, a także starych gier. Główną sferą jego zainteresowań jest popkultura z wyraźnym zaakcentowaniem elementów retro.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze