piątek, 6 grudnia, 2024
Strona głównaPolitykaMarina Owsiannikowa kończy pracę w „Die Welt”. „Wracam do Rosji”

Marina Owsiannikowa kończy pracę w „Die Welt”. „Wracam do Rosji”

Marina Owsiannikowa, o której zrobiło się głośno, gdy na antenie państwowej rosyjskiej telewizji pokazała plakat potępiający atak na Ukrainę - za co została wyrzucona z pracy i ukarana grzywną - kończy pracę w „Die Welt”. Dziennikarka twierdzi, że „została zmuszona” do powrotu do Rosji.

Marina Owsiannikowa weszła na wizję programu informacyjnego na antenie państwowej stacji Pierwyj Kanał (fot. youtube)

„To było wyjątkowe doświadczenie pracy w wolnym dziennikarstwie. Dziękuję zespołowi 'Die Welt’ za wspieranie mnie w tak trudnym czasie. Czas upłynął niepostrzeżenie. Nasz trzymiesięczny kontrakt dobiegł końca. Idę dalej” – poinformowała Marina Owsiannikowa we wpisie na Instagramie. Zatrudnienie rosyjskiej dziennikarki w niemieckim dzienniku wywołało falę mieszanych komentarzy. Rosjanie uważali ją za zdrajczynię, a Ukraińcy ostrzegali, że jej głośne zachowanie było „ustawką” służb.

Marina Owsiannikowa wraca do Rosji. Szefowie „Die Welt” nie przedłużają umowy

Marina Owsiannikowa nie ujawniła więcej szczegółów dotyczących jej pracy z „Die Welt”. Poinformowała jedynie, że „została zmuszona do powrotu do Rosji”. „Niestety, to moja jedyna szansa na zobaczenie moich dzieci i wywarcie wpływu na ich przyszłość” – wyjaśniła we wpisie na Instagramie. Również Axel Springer – koncern, do którego należy „Die Welt” – nie udzielił komentarza dotyczącego zakończenia współpracy z Rosjanką.

W kwietniu szefowie dziennika poinformowali że Owsiannikowa będzie pracowała jako „niezależny korespondent grupy medialnej, relacjonując wydarzenia z Ukrainy i Rosji”. Redaktor naczelny „Die Welt” Ulf Poschardt stwierdził wtedy, że Owsiannikowa „w kluczowym momencie miała odwagę, by skonfrontować rosyjskich widzów z nieupiększonym obrazem rzeczywistości. Robiąc to, broniła najważniejszych zasad etyki dziennikarskiej – mimo zagrożenia represjami ze strony państwa” – dodał.

Zatrudnienie reżimowej dziennikarki, która nagle sprzeciwiła się władzy i nie poniosła za to konsekwencji wywołało falę protestów ukraińskiej diaspory w Niemczech. W trakcie pikiety pod siedzibą „Die Welt” przypominano, że Owsiannikowa przez lata wspierała Pierwyj Kanał w szerzeniu kremlowskiej propagandy. A jej zwolnienie i zasądzenie wobec niej 30 tys rubli kary (wobec ówczesnego kursu rubla nieco ponad 1500 zł) trudno uznać za rażące konsekwencje.

Marina Owsiannikowa i jej antywojenne przesłanie

Dla wielu Ukraińców było zresztą jasne, że jej zachowanie w trakcie programu na żywo było uzgodnione z Kremlem. Owsiannikowa pojawiła się na wizji w trakcie programu informacyjnego pokazując do kamery transparent z napisem „No war” oraz napisanym po rosyjsku: nie wierzcie propagandzie. Tu was okłamują. Okazało się, ze chwilę wcześniej w swoich mediach społecznościowych dziennikarka zamieściła nagranie, w którym sprzeciwiała się wojnie.

W trakcie krótkiego filmiku wyjaśniła, że jej ojciec jest Ukraińcem, a matka Rosjanką. Owsiannikowa, przyznała że wstydzi się miejsca, w którym pracuje i namawia rodaków do wyjścia na ulice. Antywojenny przekaz był potęgowany przez łańcuszek w barwach z flag obu państw, który kobieta ma zawieszony na szyi. Następnego dnia media obiegła wieść, że dziennikarka „zniknęła”, co wzbudziło uzasadnione podejrzenia o to, że została zlikwidowana, jak wielu innych oponentów Putina.

Okazało się jednak, że Owsiannikowa została dyscyplinarnie zwolniona z pracy oraz osądzona w trybie pilnym. Jeśli chodzi o pozostałe konsekwencje swojego zachowania, powiedziała, że ktoś przebił opony jej samochodu, a „a karta wejściowa do klubu fitness zablokowana”. W pierwszym artykule na łamach „Die Welt” dziennikarka napisała też, że była „nękana na portalach społecznościowych z powodu antywojennego stanowiska”. Teraz przekonuje, że musi wracać do Rosji.

Marina Owsiannikowa nagrodzona. Ukraińcy zażenowani

„Bardzo trudno jest lecieć tam, gdzie wszystko jest przesiąknięte nienawiścią i militarnymi symbolami. (…) 5 lipca będę musiała bronić swoich praw rodzicielskich w sądzie. Mój były mąż pracuje dla kanału propagandowego RT (dawniej Russia Today), kierowanego przez osławioną Margaritę Simonian, która grozi całemu światu wojną nuklearną. Po moim proteście antywojennym mąż złożył pozew i domaga się, aby dzieci zamieszkały z nim w Moskwie” – napisała. 

Czyli wraca z dziećmi do Moskwy, mimo że była z nimi bezpieczna w Niemczech, bo mąż złożył pozew o przyznanie mu opieki. Logiczne. Nieścisłości w historii Owsiannikowej jest zresztą więcej. Ukraiński deputowany Roman Hryszczuk z partii Sługa Narodu zwracał uwagę, że jej gest z początku kwietnia mógł być „elementem zaplanowanej rosyjskiej propagandy skierowanej do Zachodu”. Powód? Angielski napis na transparencie skierowanym rzekomo do Rosjan. Owsiannikowa wywołała burzę raz jeszcze.

Polecamy:

26 maja odebrała 26 maja nagrodę im. Vaclava Havla na Forum Wolności w Oslo. Inspiratorzy jej aktywności, siedząc przy kawiorze i szklankach Bieługi, musieli pokładać się ze śmiechu, a ukraińscy dziennikarze zbojkotowali imprezę. „Można prać mózgi milionom ludzi przez osiem lat, (…) a potem jeden antywojenny plakat zrobi z ciebie szanowanego dziennikarza w Niemczech” – napisała dziennikarka Daria Hirna. „To plucie na groby 30 dziennikarzy zabitych przez Putina w Ukrainie” – dodał Maksym Eristavi.

Czytaj też:

Maciej Deja
Maciej Deja
Wyrobnik-dyletant, editor in-chief w trzyosobowym zespole TrueStory.pl. Wcześniej w redakcjach: Salon24.pl, FAKT24.PL, Wirtualna Polska, Agencja AIP, iGol.pl.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze