Kerry Brown, były dyplomata, historyk i ekspert od najnowszej historii i polityki Chin, przyznał, że był zaskoczony, widząc ambasadora Ukrainy z jego książką, wydaną w 2015 roku. „Nawet jeśli została użyta tylko jako rekwizyt, cieszę się, że książka była użyteczna” – napisał Brown na stronach Instytutu Lowy’ego – australijskiego think tanku zajmujący się polityką zagraniczną i stosunkami międzynarodowymi. „To nie rekwizyt” – zdążył już zapewnić sam Kyslyca.
Mówisz Rosja, myślisz Chiny
„Są gorsze rzeczy, które mogą przytrafić się pracy – jak to, że w ogóle nie zostanie zauważona. Jestem wdzięczny za rozgłos, niezależnie od tego, jak wiele lub niewiele treści książki zostało przyswojonych podczas tego konkretnego czytania” – czytamy w odpowiedzi Browna na zdjęcie, Kyslycy z jego książką. „Może mieć odpowiedni tytuł, aby zasygnalizować kluczowe przesłanie dla rosyjskiego ambasadora po drugiej stronie sali obrad” – dodał.
Były brytyjski dyplomata przypomina, że „Co jest nie tak z dyplomacją?” powstała na bazie jego zdumienia, którego nabrał właśnie w czasie swojej pracy w ambasadzie UK. Jego zdaniem Zachód nie tyle nie potrafił, co nie chciał dostrzec i zrozumieć kluczowych zmian, jakie zaszły w chińskim społeczeństwie bezpośrednio po przystąpieniu do Światowej Organizacji Handlu, mimo tego, że działy się one na naszych oczach.
Chodzi o okres gwałtownego wzrostu gospodarki Chin. W pierwszej dekadzie od XXI wieku Państwo Środka zwiększyło swój PKB aż czterokrotnie, co przyniosło ze sobą cały zestaw nowych sił i źródeł wpływów, który definiuje ich aktualne oblicze, żyjemy do dziś. Brown podkreśla, że Zachód żył w błędnym przeświadczeniu, że do osiągnięcia sukcesu gospodarczego Chinom jest potrzebna demokratyzacja polityki. Tymczasem one zrobiły to samo z kapitalizmem i zachodnią nowoczesnością, co pół wieku wcześniej zrobiły z komunizmem.
Wojna jest porażką dyplomacji
„Jeśli jednak chodzi o treść, to sama książka mówi raczej o potrzebie zmiany dyplomacji, a nie jej pozbycia się. Jak na ironię, w niewielkim stopniu skrytykowałem rodzaj nadzwyczajnego spotkania wysokiego szczebla, w którym brał wówczas udział ambasador. W mojej krótkiej książce uznałem, że zawsze będzie na nie miejsce, co aż nazbyt dobitnie pokazuje obecny kryzys rosyjsko-ukraiński, a także inne rozmowy odbywające się na szczeblu dwustronnym w Turcji” – pisze Brown.
Autor podkreśla, że książkę opłaca się czytać dalej niż do pierwszej strony. I to nie dyplomacja nie działa, to wojna jest porażką dyplomacji. Jego zdaniem jakość działań na wysokim szczeblu zależy od tego, co dzieje się na niższym szczeblu – a to zależy od tego, czy mamy przestrzeń i bodźce do myślenia. A te są blokowane przez brak horyzontów ludzi, którzy kształtują politykę zagraniczną – ich myślenie jest zbyt skostniałe i za mało elastyczne.
„Służby zagraniczne były obrońcami obowiązujących paradygmatów i niechętnie przyjmowały wszelkie nowe, które mogłyby utrudnić im życie. W tamtych czasach większość pracy kolegów polegała na prowadzeniu butikowego biura podróży dla odwiedzających polityków. Albo starali się przerobić nasze analizy lokalnych sytuacji na modłę odpowiadającą potrzebom rynku w kraju. (…) Tam (przyp. red.) kategoryczne wypowiadanie niemile widzianych prawd jest – cóż, niemile widziane” – czytamy.
Nie dopuszczasz nowych idei – nie istniejesz
Wyrazem takiego zamknięcia w pierwszej dekadzie XXI wieku było podporządkowanie wszystkiego „wojnie z terroryzmem”. „Moja propozycja w tej książce, by temu zaradzić, była prosta – ambasady i placówki dyplomatyczne powinny stać się bardziej think tankami. Coś w rodzaju Instytutu Lowy’ego czy Chatham House, prowadzonego przez urzędników państwowych i mającego siedzibę za granicą – coś w tym rodzaju” – proponuje Brown.
Polecamy:
- Kryzys dyplomatyczny. Po co w ogóle są nam ambasadorowie?
- Rosja jak pieczone gołąbki, sama wpadnie Chinom do gąbki
Jego zdaniem można wiele zmienić w sposobie prowadzenia dyplomacji: „Kto wie, czy gdyby nasi dyplomaci chcieli i potrafili myśleć bardziej radykalnie o tym, co faktycznie działo się na naszych oczach w Chinach – o pojawieniu się realnej chińskiej formy nowoczesności, radykalnie różnej od modelu promowanego przez Zachód – przygotowaliby nas lepiej na tego rodzaju gigantyczne dysonanse poznawcze i przepaści kulturowe, jakie istnieją obecnie między Europą i Stanami Zjednoczonymi a Chinami”.
„Mam nadzieję, że ukraińskiemu ambasadorowi spodobała się moja książka. Mam jeszcze większą nadzieję, że jemu i jego współpracownikom uda się wynegocjować zakończenie straszliwej wojny, którą ich sąsiad prowadzi przeciwko ich krajowi. Ale to, że trzeba to robić, nie podlega dyskusji – co aż nazbyt wyraźnie widać w obecnej tragicznej sytuacji – i im więcej się nad tym zastanowimy, tym lepiej” – konkluduje Brown.
Czytaj też: