piątek, 29 marca, 2024
Strona głównaPolitykaTomasz Lis i jego odejście z Newsweeka to wierzchołek góry lodowej

Tomasz Lis i jego odejście z Newsweeka to wierzchołek góry lodowej

Tomasz Lis po 10 latach został wyrzucony z „Newsweeka”, ale w wielu redakcjach wciąż są szefowie, którzy mają na sumieniu mniej więcej tyle samo, co on. Dlaczego nikt z tym nic nie robi? Osoby, które próbują i szukają wsparcia u starszych kolegów, słyszą najczęściej westchnienie i słowa „taka branża”.

Tomasz Lis nie przejmuje się krytyką. W czasie gdy cała dziennikarska Polska mówiła o tekście na temat jego zwolnienia, on wrzucił na Twittera takie zdjęcie z początkującą dziennikarką, która przeprowadziła z nim wywiad (fot. Twitter)

Tomasz Lis – biorąc pod uwagę czas spędzony w roli redaktora naczelnego „Newsweeka” – z pracy wyleciał nagle. Jak sugeruje tekst Szymona Jadczaka opublikowany na łamach Wirtualnej Polski, w poniedziałek 23 maja w trakcie redakcyjnego kolegium Lis naruszył nietykalność cielesną siedzącej koło niego młodej dziennikarki. Już dzień później zarząd Ringier Axel Springer Polska, wydawcy tygodnika, poinformował o zakończeniu współpracy z 56-letnim dziennikarzem.

Tomasz Lis opuszcza „Newsweeka”. W tle oskarżenia o mobbing

Od razu pojawiło się mnóstwo plotek i spekulacji. Co się stało, o co chodzi, czy to rozjuszony PiS wymógł na RASP pozbycie się ostatniego sprawiedliwego w walce o demokrację i praworządność? Niezależnie od tego, co oficjalnie i nieoficjalnie powiedzą osoby skrzywdzone przez Tomasza Lisa, tysiące jego wiernych fanów będzie wierzyć tylko w tę ostatnią wersję, wypierając fakty. Branża wiedziała swoje – że Lis to skrajnie trudny przełożony, który często przekracza granice.

Dziennikarze to z definicji osoby dobrze poinformowane, a ich przydatność w zawodzie w dużej mierze zależy od siatki kontaktów i tego, co i jacy rozmówcy chcą im powiedzieć. Nie trzeba było pracować w redakcji „Newsweeka”, by dać wiarę przychodzącym z różnych źródeł opowieściom znajomych i ich znajomych, o tym, jakie realia panują w na jednym z pięter biurowca przy ul. Domaniewskiej. O tyle łatwo było w nie uwierzyć, że w wielu redakcjach dzieje się (czy też działo się) z grubsza to samo.

Pisząc na przestrzeni ostatnich lat o kolejnych przykładach mobbingu czy nadużyciach seksualnych, jakich dopuszczają się solidnie umocowani redaktorzy wobec młodszych stażem pracowników, chyba mało który dziennikarz był zdziwiony. Ujawnienie patologii nie było sygnałem, że ona istnieje – bo to wiedza powszechna – ale raczej informacją, że ktoś pękł i jego desperacja jest tak duża, że nie waha się poświęcić kariery, by domagać się sprawiedliwości od przełożonego (i pracodawcy).

Mobbing w mediach to chleb powszedni

Bo pracownik, który ujawnia to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami redakcji, raczej nie może liczyć na współczucie – przeważnie otrzymuje łatkę malkontenta, ptaka srającego we własne gniazdo, albo osoby, której „w dupie się poprzewracało”. A szukanie stronników w walce o swoje racje kończy się na stwierdzeniach „taka branża”, „wszędzie tak jest”. Tomasz Lis – jak wynika z tego, co powiedzieli rozmówcy Szymona Jadczaka – miał w takich sytuacjach mówić „jak się nie podoba, to wypierdalaj”.

Wśród słusznych pochwał dla pracy Jadczaka, pojawiają się też wyrazy uznania dla jego redakcji. Widząc je, osoby, które pracowały lub pracują w Wirtualnej Polsce, zapewne przewracają oczami – to bowiem medium, które od lat ma złą (a miało jeszcze gorszą) opinię pod względem traktowania pracowników i przestrzegania standardów. O jednym z byłych redaktorów naczelnych wiele osób mówiło wprost, że to psychopata, a kolegia, które prowadził, budziły jeszcze większą grozę niż te u Tomasza Lisa.

Szymon Jadczak zapewnia, że w WP ma duży komfort pracy, a większość byłych i obecnych pracowników tego medium może mu tylko pozazdrościć

Za przykładem idącym z góry szli również naczelni poszczególnych redakcji i pionów. Sami będąc poddawani presji wyników i „dowożenia” mocnych tematów, przenosili ją na swoich podwładnych. Im większa ambicja danego naczelnego, tym gorzej traktowani byli szeregowi dziennikarze. Dla tych, którzy uważają, że to jeszcze nie mobbing, odsyłam do 45 cech mobbingu z listy Heinza Leymanna, na którą powołuje się dziennikarka, która poskarżyła się RASP na zachowanie Tomasza Lisa.

Mobberzy w mediach jak księża-pedofile

Trzeba sobie powiedzieć wprost – redakcje to idealne miejsce do mobbowania ludzi. „Bardzo bym chciała tak po nazwisku publicznie – a nie tylko w rozmowach ze znajomymi – opowiedzieć o szefach mobberach” – napisała na Twitterze Sylwia Czubkowska, redaktor prowadząca Magazynu SpidersWeb+ (osoby z „dużych” mediów rzadko decydują się na taką szczerość). Dziennikarka wyliczyła przypadki przemocowych zachowań, których padła ofiarą. Co bardziej istotne, wyjaśniła też, dlaczego o takich mobberach nie mówi się z nazwiska.

„To nie jest kwestia tylko odwagi. To jest kwestia mechanizmów mobbingowych, którym jak się jest poddawanym, to nawet świadomy człowiek pada ich ofiarą. Bo wydobywa się w nich słabości, kompleksy mobbowanego ale i wykorzystuje to, że WIĘKSZOŚĆ dziennikarzy stara się pracować na 120 proc. bo przecież jesteś tak dobry jak ostatni tekst. Bo stosowana jest metoda gotowanej żaby. Bo pojawia się syndrom sztokholmski (nie ma życia poza daną redakcją)” – czytamy.

Polecamy:

„Bo to przecież wszystko w imię perfekcjonizmu, mocniejszych materiałów, cytowań/klików, zmieniania świata (czy co tam sobie podstawisz), głośnych teksów a więc jesteś za słaby. I bo nie masz na to dowodów. Tak mocnych by wygrać przed sądem. A dziennikarze doskonale wiedzą jak jest z sądami. Sama jako świadek w dwóch sprawach i to tylko o nadgodziny zeznawałam. Lata walki. Więc nie podam nazwisk tych szefów. Choć boli jak się widzi jak sobie dalej robią kariery” – napisała Czubkowska.

***

W redakcjach obowiązuje gra zespołowa, więc nawet jeśli dzieje się coś bardzo złego, to lojalność jest zazwyczaj ceniona wyżej, niż uczciwość czy komfort szeregowego pracownika. Podobnie jak w przypadkach księży-pedofilów, częściej ucisza się ofiary, niż karze się oprawców. W ostateczności pozwala im się przenieść do innej parafii.

Czytaj też:

Maciej Deja
Maciej Deja
Wyrobnik-dyletant, editor in-chief w trzyosobowym zespole TrueStory.pl. Wcześniej w redakcjach: Salon24.pl, FAKT24.PL, Wirtualna Polska, Agencja AIP, iGol.pl.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze