piątek, 6 grudnia, 2024
Strona głównaKulturaGry wideoRobin Hood: Legenda Sherwood. W to się grało #8

Robin Hood: Legenda Sherwood. W to się grało #8

Są takie gry, które nie zdobyły popularności na zachodzie, a które są uważane w Polsce za kultowe. Jedną z nich jest choćby Gothic, mający u nas status niemal obiektu sakralnego, a gdzie indziej pozostający niemal niezauważonym. Zapewne wynika to z faktu, że w tamtych czasach dostęp do najnowszych produkcji był nieco ograniczony, a polski gracz brał wszystko to, co było dostępne na bazarze w lokalnej giełdzie.

Mniejsze koszty transportu i sprowadzania gier sprawiły, że produkcje spod ręki studiów z sąsiadujących państw można było kupić stosunkowo tanio, co też nie pozostawało bez znaczenia. Dziś, pomimo oczywistych niedoskonałości, z sentymentem patrzymy w przeszłość i wracamy wspomnieniami w okres młodości. Robin Hood: Legenda Sherwood jest właśnie jedną z gier tego typu, dostępną swego czasu za absurdalnie niską cenę 19,99 zł w serii wydawnictwa “Dobra Gra”.

Robin Hood: Szlachetny złodziej

O tym, kim jest Robin Hood nie trzeba chyba zbyt wiele mówić. W wersji niemieckiego studia Spellbound jest on bohaterem wojennym wracającym z krucjat do swojego rodzinnego Lincoln, które, jak odkrywa, zostało przejęte przez ludzi Szeryfa z Nottingham. Robin odkrywa, że w związku z wzięciem w niewolę króla Ryszarda Lwie Serce, książę Jan bez Ziemi rości sobie prawa do tronu i wcale nie zamierza oswobodzić uwięzionego brata.

Szeryf wraz z innymi zwolennikami księcia, w zamian za obietnice bogactwa i władzy dane przez Jana, zobowiązują się pomóc, zawłaszczając w ten sposób średniowieczną Anglię. Robin nie mając zbyt wielkiego wyboru, staje się banitą i postanawia zebrać okup na własną rękę. Pomagają mu w tym oczywiście inni wierni szlachcice poddani Ryszardowi, a także wieśniacy niezadowoleni z rządów Jana.

Robin Hood: Budżetowy pseudo-RTS

Gra określana jest jako strategia czasu rzeczywistego. Akcję obserwujemy z góry, wydając przy tym polecenia Robinowi i jego Wesołej Kompanii. Podczas interakcji z wrogiem możemy blokować i oznaczać w jaki sposób postać wyprowadza ciosy. Niestety, sprowadza się to ostatecznie tylko do ślepego klikania w lewy przycisk myszki.

Samo myślenie strategiczne również jest ograniczone, kiedy odkrywam jak przepotężną postacią jest Will Szkarłatny, który potrafi nawet najsilniejszych wrogów powalić kilkoma ciosami. Problem mogą stanowić na początku tylko zasoby ziół, strzał, sieci oraz innych przedmiotów użytkowych, ale po czasie, gdy ekipa którą dowodzimy rozrasta się do tego stopnia, że problem błyskawicznie znika.

Od pewnego momentu, gdy już wymyślimy właściwy sposób na przechodzenie misji, zaczynamy właściwie powtarzać odkryte efektywne schematy, przez co gra staje koszmarnie nudna.

Z drugiej strony rozgrywka broni się możliwością eksploracji i szukania przedmiotów królewskich w poszczególnych misjach głównych, co miło urozmaica rozgrywkę. Bardzo fajne są też pojedynki z bossami, dialogi i relacje między bohaterami. Szkoda tylko, że jest ich tak mało.

Robin Hood: Dowódca ograniczonej umysłowo kompanii

W grze najbardziej irytujące jest jednak przypisanie odpowiednich umiejętności do danych postaci. Rozumiem taki zamysł z perspektywy gameplay’u, bo zmusza gracza do żonglowania składem wybieranej ekipy na daną misję, ale te założenia są po prostu durne. Czemu na przykład steki może jeść tylko jeden z nich? Czemu jabłkami rzucać może tylko Stuttley? Czemu tylko niektórzy mogą wiązać ogłuszonego przeciwnika? Przecież to absurd, który wybija z gry. 

Irytujące są również relacje z żebrakami, pełniącymi tutaj rolę informatorów. Czy to naprawdę tak ciężkie do zaprogramowania, aby informacje przez nich udzielane dostarczane były do gracza natychmiast? System wygląda bowiem tak, że w losowym miejscu na mapie pojawia się zwój, który należy  podnieść, aby przeczytać co dany żebrak ma do powiedzenia.

Problem w tym, że te informacje pojawiają się w miejscach osadzonych przez wrogów, a sam informator ma najczęściej do opowiedzenia coś więcej, niż tylko jedną informację. Oczywiście nie muszę mówić, że trzeba do niego wracać i znów udawać się w kolejne miejsce, bo mapa w żaden sposób nie filtruje znajdującej się na niej punktów z przedmiotami. Ten system jest po prostu bez sensu.

Nudne są również misje poboczne, polegające głównie na napadaniu konwojów oraz nokautowaniu poborców podatkowych. Bawią tylko przy pierwszych podejściach, a później stają się smutną koniecznością. Niestety, szczególnie pod koniec gry nasilają się i przed finałową walką musimy wykonać ich po prostu dziesiątki. W ten sposób gra jest sztucznie przedłużana, co niekoniecznie wychodzi jej na dobre. Zdecydowanie zyskałaby, gdyby tych misji po prostu mniej. 

Robin Hood: Piękne zamki z humorem

Do tej pory tylko narzekałem, przez co zdawać by się mogło, że mamy do czynienia z pozycją złą, która nie ma sobą nic do zaoferowania prócz frustracji, a na którą patrzymy jedynie przez pryzmat różowych okularów dzieciństwa. Czy tak jest w istocie? Otóż nie! “Legenda Sherwood” oferuje przepięknie odwzorowane angielskie zamki w Nottingham, York, Leicester, Lincoln i Derby.

Ich dbałość o szczegóły robi wrażenie do dziś. Biorąc pod uwagę nastrojową muzykę unoszącą się w tle, mamy do czynienia z niesamowitym klimatem, który jednak pcha gracza do ukończenia gry. Twórcy niewątpliwie musieli poświęcić wiele godzin na zbadanie, rysowanie oraz animację, by stworzyć tak realistyczny obraz średniowiecznej Anglii. Jest to powód niewątpliwie wystarczający po to, by sięgnąć i spróbować zmierzyć się z tym tytułem. 

Wspomnieć należy też o znakomitym humorze, który przejawia się w dialogach między postaciami oraz przyśpiewkach żołnierzy. Mimo, że w grę grałem ostatnio kilka lat temu, to wciąż mam w głowie teksty takie jak: “Chodź, pomacam Cię moim cepikiem”, “Zielone jabłuszko rośnie sobie…” albo momenty, kiedy Robin udawał braciszka Tucka, by móc skontaktować się z Lady Marion. Nie są to może żarty najwyższych lotów, aczkolwiek są na tyle charakterystyczne, że trudno  je zaliczyć do przeciętnych. 

Robin Hood: socjalista, czy kapitalista?

Swego czasu zadawałem sobie pytanie: czy Robin jest bardziej socjalistą, czy kapitalistą? Wszak jego główne hasło to „zabierać bogatym, a oddawać biednym”, co na pierwszy rzut oka brzmi prawie jak manifest komunistyczny. Prawda jest jednak nieco bardziej skomplikowana. Twórcy sugerują, że Anglia biednieje głównie przez horrendalną politykę Szeryfa, który nałożył na lud niemożliwe do spłacenia podatki. Ludzie cierpieli przez ciężary, których nie byli w stanie ponieść.

Robin jedynie przywracał dawny porządek rzeczy, atakując jedynie sprzymierzeńców uzurpatora. Innymi słowy – odbierał to, co totalitarny władca niemoralnie odbierał podległej ludności. Stąd uważam, że nazywanie Robin Hooda socjalistycznym bohaterem jest nieco przesadzone… a przynajmniej w kontekście wydarzeń przedstawionych w grze.

Czytaj również:

Robin Hood: Banita, którego warto poznać

Gdyby dziś tytuł ten ujrzał światło dzienne, zapewne zostałby zmasakrowany przez krytykę. Mechanika zdaje się być wybrakowana, a wiele rozwiązań, które mogłoby zostać łatwo poprawione, jest mocno drażniących dla gracza. Z drugiej strony klimat, piękne zamki i (jednak) całkiem ciekawa fabuła, dająca możliwość obcowania z legendą “bandyty z Sherwood” jest wystarczająca, by po niego sięgnąć i bawić się dobrze przynajmniej przez chwilę. Poza tym, ze świecą chyba szukać gier, które dają tak ogromną możliwość eksploracji średniowiecznych zamków. No i te kultowe teksty, które zostają w głowie na lata (“Zielone jabłuszko, rośnie sobie…”).

Polecamy:

ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze