piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaLifestyleKolej bije rekordy popularności. Dlaczego zatem wciąż jest tak beznadziejna?

Kolej bije rekordy popularności. Dlaczego zatem wciąż jest tak beznadziejna?

W niedzielę 19 czerwca PKP Intercity przewiozło najwięcej pasażerów w swojej ponad 20-letniej historii. Tego dnia pociągami przejechało blisko ćwierć miliona pasażerów. Poprzedni rekord padł w maju. Łatwo ustalić dlaczego Polacy pokochali kolej w ostatnim czasie. Trudniej zrozumieć, czemu przewoźnik jest tak bardzo niereformowalny.

Celowo wstawiamy zdjęcie zagranicznego pociągu, żeby nikt nas nie pozwał. Z doświadczenia wiemy, że Polscy przewoźnicy są bardzo nerwowi (fot. Creative Commons)

Oczywiście, nagły wybuch miłości Polaków do transportu szynowego wynika wyłącznie z absurdalnie wysokich cen benzyny. W ciągu ostatniego roku kolej nie zmieniła się bowiem nawet odrobinę, a ceny uległy inflacyjnej waloryzacji.

Weźmy popularne połączenie między Krakowem a Warszawą. Jeśli ktoś nie ma pokaźnego portfela to stać go albo na połączenie TLK jadące 3 godziny i 30 minut, albo na połączenie Intercity, które mija Kielce i Radom i jedzie łącznie 4 godziny i 30 minut (oba kosztują 60 złotych w drugiej klasie). Tych pierwszych są zaledwie trzy dziennie. Tych drugich pięć. Dla porównania pociągów pendolino rusza dziennie na tej trasie około 11.

Na specjalną uwagę zasługuję pociąg noszący imię Fryderyka Chopina. To taki, który udaje ciut lepszy (jedzie niemal tak szybko jak pendolino), ale tak naprawdę jest najgorszym podróżniczym hardcorem. Ponieważ Chopin dalej mknie na południe, ku Czechom i Węgrom, to wiezie wagony sypialniane. To sprawia, że zwykli pasażerowie są uwięzieni w swoich, zawsze ekstremalnie przepełnionych wagonach i często nie mogą usiąść nawet na podłodze przy kiblu. Jeśli tylko spróbują przejść do wagonu z kuszetkami, aby tam usiąść na korytarzu, przybiegnie specjalnie zatrudniony ochroniarz, aby ich stamtąd pogonić.

Wagony TLK urągają godności pasażera w XXI wieku. Latem niemożebnie nagrzane, zimą niepotrafiące trzymać ciepła, pozbawione kontaktów, z brudnymi, a czasem zamarzającymi na amen kiblami, wloką się przez Polskę jak cień ubiegłego stulecia. Jeśli staną gdzieś nagle w polu, to przewoźnik praktycznie nie ponosi za to odpowiedzialności. Przypomnijmy, że PKP poczuwa się do zwrotu 50 proc. ceny biletu w przypadku opóźnienia wynoszącego 120 minut lub więcej. Pełnego zwrotu nie ma nigdy. Dla porównania Deutsche Bahn zwraca pełną kwotę po godzinnym opóźnieniu, a jeśli pociąg spóźni się 20 minut, to pasażer ma prawo pojechać innym jadącym w tym samym kierunku (w Polsce musi kupić nowy bilet).

Ten drugi pociąg, który jedzie 4 godziny i 30 minut ma lepszy standard. Dalej nie uświadczycie w nim Internetu. Znów warto porównać się z zachodem. We Francji na 2700 kilometrach linii dużych prędkości w dwóch trzecich przypadków wyświetlenie strony internetowej zajmuje mniej niż pięć sekund. A mówimy o pociągu, który osiąga prędkość 320 km/h i trasę z Warszawy do Krakowa pokonałby w nieco ponad godzinę.

Na koniec tego roastu zostawiłem sobie pendolino. Pociąg będący chlubą polskiej kolei, a w którym na większości połączeń także nie doświadczycie Internetu (a jeśli już to na krótko). Nie to jest jednak najgorsze. Jeśli nie mamy biletu w TLK, to dopłacamy 15 złotych do zakupu. Jeśli nie mamy biletu w Pendolino dopłacamy 100 proc. ceny bazowej. Tym samym bilet na podróż drugą klasą będzie nas kosztować 340 złotych. Jechał tym pociągiem kilkadziesiąt razy i przynajmniej kilka razy trafiał się jakiś dziadzio, który myślał, że kupi sobie bilet na pokładzie, a któremu w środku odbierano pół emerytury. Zresztą nawet cena zwykłego biletu przysparza bólu głowy. Taniej da się lecieć do wielu europejskich miast.

Nie chcesz to nie jedź?

Pewnie teraz podniosą się głosy, że jeśli tak bardzo nienawidzę polskiej kolei, to mogę nią nie jeździć, ale sprawa nie jest prosta. PKP jest na bardzo wielu połączeniach monopolistą. Dodatkowo dochodzi argument ekologiczny, dokładnie ten sam co w mieście. Jeśli nie chcemy aby przez S7 pędziło dodatkowych samochodów, to lepiej zainwestować pieniądze w jeden tani, porządny i dostępny dla wszystkich pociąg. PKP jak żadna inna firma w Polsce umiłowało sobie podkreślanie różnic klasowych między klientami biznesowymi i tymi, których ma w głębokiej pogardzie. Najwyższy czas pociąć stare wagony na żyletki i zainwestować w nowy tabor. Tym bardziej, że cena benzyny szybko nie spadnie.

Zobacz też:

Jan Rojewski
Jan Rojewskihttps://truestory.pl
Pisarz, dziennikarz. Publikował m.in. na łamach Gazety Wyborczej, Rzeczpospolitej, Onetu, Tygodnika Powszechnego. Był stałym współpracownikiem Wirtualnej Polski i Tygodnika POLITYKA. Od września 2021 roku redaktor naczelny True Story.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze