wtorek, 19 marca, 2024
Strona głównaSportJaponia wygrała, bo Hiszpania chciała być druga w grupie. Oto dlaczego

Japonia wygrała, bo Hiszpania chciała być druga w grupie. Oto dlaczego

Trwają zachwyty nad tegorocznym mundialem, który bez ustanku nas zaskakuje. A to Saudowie pokonują Albiceleste, a to Japonia – chyba dzięki bożej opatrzności – wygrywa z Niemcami, a to Belgia okazuje się niezdolna do pokonania Maroka. Jednak nie wszystkie z tych sensacji wynikają z gorszego dnia teoretycznie lepiej notowanych piłkarzy. Czasem to efekt chłodnej kalkulacji. Tak było z wczorajszym meczem Japonia – Hiszpania.

Hiszpania – Japonia. Wynik meczu zdaje się być efektem kalkulacji Hiszpanów

Reprezentacja Niemiec nie wyszła z grupy na mundialu! Radość Polaków, którym udała się ta trudna sztuka nie ma końca, a niemieckie media nie zostawiają suchej nitki na swoich piłkarzach. Frankfurter Allgemeine Zeitung pisze, że to koniec ery Thomasa Mullera i Manuela Neuera w kadrze. Dziennik jest bardziej powściągliwy wobec osoby trenera Hansiego Flicka, stawia raczej pytania o to, kto ma poprowadzić reprezentację do kolejnego turnieju, niż wystawia mu walizki za drzwi. Podobnie zachowują się czytelnicy gazety. W sondzie zamieszczonej na stronie FAZ-a na pytanie czy Flick powinien się pożegnać z kadrą odpowiedzi podzielone są mniej więcej na pół.

Zupełnie odlatuje za to Bild, który poważnie pyta, czy kadrę mogła podzielić sprawa opaski kapitańskiej „one love”, a więc pokrytej tęczową flagą i wspierającą osoby LGBTQ. Według tabloidu nie wszystkim piłkarzom miała ona przypaść ona do gustu. Jednak teza, że kolor opaski kapitana sprawił, że Niemcy nie potrafił pokonać ani Japonii ani Hiszpanii wydaje się być stawiana przez histeryków, którzy nie mogą przyznać się do własnej porażki.

Hiszpania kontra Japonia. Czy to była ustawka?

Niemcy mogą mieć do siebie pretensje, ale raczej o pierwszy mecz z Japonią, niż o spotkania z Hiszpanią i Kostaryką. To tam, mimo miażdżącej przewagi nad rywalem po prostu nie potrafili umieścić piłki w siatce. Futbol – jako gra ze swojej natury niskopunktowa – pozwala czasem przechylić szalę zwycięstwa gorzej ocenianym drużynom. Tak było także w tym wypadku. Japończycy z zimną krwią wykorzystali swoje szanse, ale w przypadku obrony i sędziowania mogą mówić o farcie.

Mam jednak wątpliwości czy Die Mannschaft po meczu z Hiszpanią mogli zrobić już cokolwiek aby wyjść z grupy. Reprezentacja tego drugiego kraju po prostu uznała, że opłaca jej się wyjście z drugiego miejsca w grupie i zdaje się, że pozwoliła dowieźć Japonii korzystny rezultat do końca. Spójrzmy na statystyki z meczu Hiszpania – Japonia. Hiszpanie mieli, aż 83 proc. posiadania piłki (!) i wymienili między sobą ponad tysiąc podań o łącznej celności powyżej 90 proc. Takie statystyki w piłce nożnej praktycznie się nie zdarzają, ale obrazują wyraźnie jedną rzecz. Hiszpanie wymieniali podania między sobą nie naciskając Japończyków, ani nie nadając tempa swoim akcjom (tylko dwa spalone). Całe to zaangażowanie obrodziło zaledwie 12 strzałami (dwa razy tyle co Japończycy), co wygląda dość blado przy ponad 30 strzałach Niemców w meczu z Kostaryką.

Dlaczego Hiszpanie chcieli być drudzy?

Należy więc zadać pytanie, dlaczego Hiszpanie chcieli być drudzy. Reprezentacja La Furia Roja będzie miała z tego, aż trzy korzyści. Po pierwsze w 1/8 finału ominie nieprzewidywalną turniejowo Chorwację, która może nie ma już takich błyszczących gwiazd jak kiedyś, ale cztery lata temu dotarła do finału rozgrywek. Zamiast tego spotka się z Marokiem, w którym owszem, grają Achraf Hakimi i Hakim Ziyech, ale która teoretycznie jest słabszym rywalem od Chorwatów.

Jeśli Hiszpanie przejdą marokańskich rywali (ten mecz będzie ciekawy także ze względu na polityczne zaszłości między oboma państwami), to w ćwierćfinale trafi na zwycięzcę meczu Portugalia kontra Szwajcaria, a nie na Brazylię, która czekałaby na nich gdyby wyszli z pierwszego miejsca w grupie. Portugale to super trudny rywal, ale znów teoretycznie łatwiejszy niż reprezentacja Brazylii.

Last but not least, Hiszpanie kalkulując swoją porażkę wyrzucili z turnieju Niemców, którzy mogli się pozbierać po fazie grupowej i wciąż stanowić jednego z pretendentów do tytułu mistrza świata. Nawet jeśli ostatnio Die Mannschaft brakowało ikry, to przecież wciąż grają tam Thomas Muller, Leon Goretzka czy Serge Gnabry. A to nie dość, że gwiazdy światowego formatu to w dodatku świetnie zgrani ze sobą piłkarze Bayernu Monachium.

Faza grupowa. Tu się liczy matematyka

Nie warto mieć o to do Hiszpanów pretensji. Przecież Polacy prezentując krańcowy antyfutbol w meczu z Argentyną i wybijając piłkę na oślep też chcieli osiągnąć najkorzystniejszy dla siebie rezultat, a więc wyjście z grupy. Dokładnie to samo zrobiła cztery lata temu Japonia, przegrywając z nami w „ustawionym” meczu 1:0, co dawało im wyjście z grupy, a nam niby honorowe zwycięstwo, ale tak naprawdę to nic. Faza grupowa jak mało co pokazuje, że powiedzenie „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Na szczęście to wszystko już za nami. W fazie pucharowej wszelkie kalkulacje się kończą. Ani Polacy nie będą grać z Francją tak jak grali z Argentyną, ani Hiszpanie nie będą grać z Marokiem tak jak zagrali z Japonią. Mistrzostwa Świata zaczynają się na nowo.

Zobacz też:

To_tylko Redaktor
To_tylko Redaktor
Konto należące do redakcji TrueStory. Czasem wykorzystywane do puszczania niepodpisanych wiadomości od czytelników.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze