środa, 8 maja, 2024
Strona głównaLifestyleStudia trwają zbyt długo. Czy w ogóle nas na nie stać?

Studia trwają zbyt długo. Czy w ogóle nas na nie stać?

Jak to jest, że gdy mówimy o obniżeniu lub podwyższeniu wieku emerytalnego, to ekonomiści krzyczą o poważnych skutkach każdej takiej decyzji, a jednocześnie wszyscy godzimy się na zabieranie młodym ludziom pięciu lat życia na studia, podczas których mogliby już pracować i odkładać pieniądze na swoją przyszłość?

Dziś na wykłady studenci powszechnie przynoszą komputery. Służą one głównie rozrywce (fot. Wikimedia)

Wątpliwości dotyczące czasu trwania studiów i kryteriów przyjmowania na dany kierunek wydają się oczywiste, gdy mówimy o czymś czego wszyscy potrzebujemy – o medycynie. Niemal wszystkie partie polityczne w Polsce są zgodne, że brakuje nam lekarzy i tych trzeba czym prędzej wprowadzać na rynek pracy. Proste rozwiązania, które mają być zastosowane w tym wypadku nikną nam sprzed oczu gdy mówimy o innych kierunkach.

Najwięcej maturzystów od lat wybiera informatykę, psychologię i zarządzanie. Ten pierwszy wybór jak najbardziej można zrozumieć ze względu na płace w branży IT. Ale pytanie, czy aby pisać kod i zarabiać porządne pieniądze trzeba spędzić na uczelni trzy lata i uczęszczać np. na zajęcia z fizyki wydaje się zasadne. W przypadku psychologów sprawa jest jeszcze prostsza. Absolwentów tego kierunku jest za dużo i za mało jednocześnie. Głównie dlatego, że tam gdzie ich brakuje (szkoły, państwowe poradnie) płaci się śmiesznie małe pieniądze, a prowadzenie terapii wymaga dodatkowego kursu. Trwa on kilka lat i kosztuje łącznie kilkadziesiąt tysięcy złotych (sic!). W związku z tym wielu świeżo upieczonych psychologów porzuca dotychczasowe zainteresowania i idzie pracować w innej branży. Do niedawna była to ponad połowa wszystkich studentów, którzy dotarli na piąty rok studiów.

Czego my się naprawdę uczymy?

Studenci psychologii zwracają uwagę na jeszcze jeden aspekt: praktycznie w ogóle nie mają zajęć z pacjentami. Lwia część godzin kręci się wokół teorii, którą po prostu trzeba zakuć, a potem często zapomnieć, bo ta nie przydaje się w praktyce zawodowej. Na innych kierunkach nie jest lepiej. Ze świecą mogę szukać studiów, które pozwoliłyby nauczyć się obsługi excela, SQLa, podstaw programowania czy zdolności tworzenia sensownie wyglądających prezentacji w Microsoft PowerPoint.

Na taką statystykę wpływa przede wszystkim niż demograficzny. Uczelnie próbują go niwelować studentami z zagranicy (fot. edulider.pl)

Spójrzmy na dziennikarstwo. Niemal na każdej proponującej tej kierunek uczelni znajdzie się taki przedmiot jak teoria gatunków dziennikarskich. Brakuje za to – z mojej perspektywy niezbędnych – zajęć z obsługi Photoshopa czy Adobe Premiere. Kończy się to tym, że ambitny i chcący pracować w zawodzie student (a nie taki, który przyszedł na uczelnie tylko po to żeby otrzymać dyplom) musi po szkole samodzielnie się dokształcać na YouTube i Udemy. Ponadto umiejętność wykorzystania wszystkich wymienionych przeze mnie programów może przydać się przy zmianie pracy. Dziwnym trafem, gdy przeglądam oferty proponowane na Linkedin rzadko kiedy wspomina się w nich o wyższym wykształceniu, a dużo częściej zwraca uwagę na konkretne umiejętności i lata doświadczenia w branży. Innymi słowy, im szybciej młody człowiek zdobędzie to doświadczenie tym lepiej dla niego. Jeśli poświeci czas na studia dzienne, wyprzedzą go ci, których sytuacja ekonomiczna zmusiła do szybszego wejścia w branżę.

Wiem co powiedzą moi oponenci. Głównym argumentem przeciwko całej powyższej argumentacji będzie statystyka mówiąca, że absolwenci studiów wyższych znajdują pracę szybciej i łatwiej niż ci, którzy ukończyli szkoły policealne. Ponadto ich zarobki są dużo większe. Trudno z tym dyskutować. Nie chciałbym aby ten tekst był odczytywany jako atak na ideę uniwersytetu jako takiego. Wolałbym zadać pytanie, czy nie lepiej byłoby aby uczelnie proponowały profesjonalne i krótkie kursy zawodowe, zamiast wpychania wszystkich na długie i często złożone z niepotrzebnych zajęć trzy lub pięcioletnie studia.

Powodzenia kolego! (fot. Universitytimes.com)

Dodam jeszcze, że przedłużając edukację odkładamy wejście w dorosłe życie na później. W mediach słyszymy zawodzenie na temat fatalnej sytuacji demograficznej, która przekłada się m.in. na wysokość emerytur. Jak pisałem w zeszłym tygodniu, prognozy w tej sprawie są fatalne. Dzisiejsi 20-latkowie doczekają emerytur w wysokości 31 proc. przeciętnej pensji (obecne głodowe emerytury to 51 proc.). To najgorszy wynik w Europie i drugi najgorszy na świecie (zaraz po Meksyku). Nie można mieć wątpliwości, że za odkładanie decyzji o założeniu rodziny odpowiada w dużej mierze „zmiana stylu życia”, czyli właśnie ciągłe przedłużanie edukacji.

Znany profesor historii napisał ostatnio na Facebooku, że cała polska nauka ma taki budżet jak uniwersytet Yale. Oczywiście towarzyszyły temu komentarze o chronicznym niedofinansowaniu naszych uczelni. Ale ani ta władza, ani żadna inna tej sytuacji diametralnie nie zmieni. Jeśli więc nie możemy liczyć na jakieś góry złota, które spadną nam z nieba, to może trzeba spróbować dogonić Zachód sposobem. Na przykład zamiast wymyślać kolejny „mający przyciągnąć studentów” kierunek skupić się na wspomnianych wyżej kursach zawodowych i przemyśleć dotychczasową siatkę godzin.

Zobacz też:

Jan Rojewski
Jan Rojewskihttps://truestory.pl
Pisarz, dziennikarz. Publikował m.in. na łamach Gazety Wyborczej, Rzeczpospolitej, Onetu, Tygodnika Powszechnego. Był stałym współpracownikiem Wirtualnej Polski i Tygodnika POLITYKA. Od września 2021 roku redaktor naczelny True Story.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze