
Bilet za 9 euro został przyjęty w Niemczech z ekscytacją, ale też z obawą, która towarzyszy tego typu eksperymentom: czy infrastruktura transportowa będzie w stanie poradzić sobie z oczekiwanym wzrostem liczby pasażerów. Deutsche Bahn wręcz błagały pasażerów, by powstrzymali się od zabierania do pociągu roweru ze względu na ograniczoną liczbę miejsc. Niemieckie zarządy transportu publicznego narzekały też, że miały niewiele czasu na przygotowanie.
Niemcy rozjechali się po kraju. Za 9 euro
– Musieliśmy dostosować naszą infrastrukturę sprzedaży i pozyskać dodatkowe autobusy, pociągi i personel – choć muszę przyznać, że nie było to możliwe w jednej chwili – mówi Lars Wagner ze Związku Niemieckich Przedsiębiorstw Transportowych (VDV), która zrzesza ponad 600 spółek transportu publicznego. Jak dodaje w rozmowie z „Deutsche Welle”, krytycy pomysłu jednolitego biletu wskazują, że pociągi w okresie Zielonych Świątek były nieludzko zatłoczone.
Liczne pociągi regionalne jadące na popularne wybrzeże Bałtyku i Morza Północnego były tak zatłoczone, że trzeba było zawrócić pasażerów. Zabranie rowerów stało się prawie niemożliwe. – Ale tak jest niemal zawsze – dodaje Wagner. I wyjaśnia, że Zielone Świątki to święto państwowe i czas, kiedy wiele osób zazwyczaj podróżuje przez kraj autobusami i pociągami każdego roku. To, co można zarzucić w związku z falą podróżnych, to brak dodatkowego personelu na dworcach.

Bilet zachęcił bowiem – jak zakładano – do korzystania z komunikacji zbiorowej osoby, które nigdy lub rzadko z niej korzystały. Ich zachowanie powodowało niemały chaos – nie orientowali się w przestrzeni dworców, błądzili po peronach, blokując innym wejście na pokład. To powodowało spore i liczne opóźnienia. Niemcy wyciągnęli jednak lekcje z początku miesiąca – obecnie sytuacja jest dużo lepsza, a dodatkowi pracownicy na węzłach komunikacyjnych mają jeszcze bardziej usprawnić obsługę pasażerów.
Bilet wyhamował Niemcom inflację. Hołownia chce go w Polsce
Sukcesy akcji są jednak widoczne gołym okiem. Do 10 milionów posiadaczy biletów miesięcznych, którym przyznano karnety, doszło aż 21 milionów nowych podróżnych. W Berlinie i Brandenburgii liczba pasażerów na niektórych trasach wzrosła o 25 proc, co oznacza, że niemal wróciła do poziomu sprzed pandemii. Deutsche Bahn mówi z kolei o 10-proc. wzroście liczby podróżnych korzystających z pociągów regionalnych. Tłumy Niemców ciągną nad morze, w góry i w głąb kraju, a branża turystyczna zaciera ręce.
Przewoźnicy narzekają jednak, że choć Ministerstwo Transportu zapewniło im 2,5 miliarda euro dopłat na trzy miesiące trwania programu, aby zrekompensować im brak wpływu wynikający z niskiej ceny biletu, to pieniędzy nie starcza na dodatkowy personel, autobusy lub pociągi. Szanse na to, by akcja była kontynuowana, nie są zatem wielkie – przynajmniej nie przy cenie 9 euro za bilet. Akcję chętnie skopiowaliby jednak w Polsce Szymon Hołownia i jego ludzie.
„W Niemczech a rozwiązaniu tym skorzystali też kierowcy, bo mniej samochodów na drogach to mniej korków, a więc także mniej benzyny zużytej na przejazd. Eksperci twierdzą, że eksperyment zadziałał: mniejsze zużycie ropy przełożyło się na obniżenie inflacji (7,9 proc. w maju i 7,6 w czerwcu – red.), a w efekcie nasi zachodni sąsiedzi odnotowali w ubiegłym miesiącu mniejszy wzrost cen, podczas gdy w Polsce inflacja ciągle szybuje w górę” – czytamy w Facebookowym wpisie byłego prezentera TVN.
Jednolity bilet w Polsce? Koszt: 15 mld do końca roku
Hołownia chce wrócić do propozycji, którą posłowie Polski 2050 zgłaszali już dwa miesiące temu: jednolity bilet na wszystkie środki komunikacji publicznej: autobusy miejskie, busy czy pociągi. „Za 50 zł mieszkaniec Radomia dojedzie z domu na dworzec PKP, dalej pociągiem do Warszawy, i dalej jeszcze metrem choćby na Ursynów. Podobnie ze Słupska do Gdańska, czy z Tarnowa do Krakowa – wszystko na jednym bilecie, w jednej cenie. Nas też stać na taki bilet!”- przekonuje.
Według wyliczeń ekspertów z działającego przy partii Hołowni instytutu Strategie 2050, wprowadzenie pilotażowo jednolitego biletu na terenie Polski w okresie wrzesień – grudzień kosztowałoby ok. 15 mld zł – i to wliczając rekompensatę dla samorządów. Hołownia podkreśla, że to jedynie 6 proc. środków, które Polska ma otrzymać z na KPO, a to działanie zgodne z jego przeznaczeniem. „Nie tylko ułatwimy życie milionom Polek i Polaków, ale przy tym obniżymy inflację i zmniejszymy zużycie paliw kopalnych w Polsce!”
Polecamy:
- Komunikacja miejska powinna być darmowa
- Strajk w Polregio będzie gwoździem do trumny dla tej spółki
- Kolej bije rekordy popularności. Dlaczego zatem wciąż jest tak beznadziejna?
„W tym tygodniu o tym rozwiązaniu przypominali rządzącym także nasi posłowie: (…) środki europejskie powinny służyć do przeciwdziałania wysokiej inflacji. One już są, czekają na wykorzystanie. Trzeba tylko wreszcie przestać kombinować i obrażać się na Unię Europejską. Trzeba po prostu wziąć się do pracy. Bo te pieniądze należą do Kwiatkowskiej i Nowaka, nie do Ziobry i Morawieckiego. Jednolity bilet za 50 zł – proszę panie premierze, oto gotowe rozwiązanie (…)” – czytamy na profilu Hołowni.
Czytaj też: