
- Donald Tusk zaapelował do Polaków, by w niedzielę o 18 stawili się na Placu Zamkowym w Warszawie, by bronić obecności kraju w Unii
- Pojawili się też obrońcy krzyża, którzy zagłuszali hymn i Wandę Traczyk-Stawską
- Miało być pięknie, ale wyszło jak z powrotem Tuska do Polski. Dużo ludzi i oczekiwań, tylko Tusk „nie dotarł”
Po tym, jak Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej podtarł sobie tyłek orzeczeniem TK z 2008 roku (polska konstytucja nie stoi w sprzeczności z prawem unijnym), Zbawca Narodu Donald Tusk postanowił działać. Dokończył zabawę ze starszymi wnukami, utulił do snu młodszego i po wypiciu lampki wina pospieszył na ratunek Polsce. Napisał na Twitterze, że w niedzielę o 18. trzeba przyjść na Plac Zamkowy w Warszawie, żeby powstrzymać PiS przed wyprowadzeniem Polski z Unii Europejskiej.
Dzień święty święcić
Posunięcie było przemyślane. W czwartek, tuż po wyroku kolesi Przyłębskiej – za wcześnie. Piątek – nie pasuje. Wiadomo, idzie weekend, pogoda nadspodziewanie ładna, więc Warszawa wyjeżdża poza Warszawę. Sobota – to samo.
Ale za to niedziela
ale za to niedziela
niedziela będzie dla nas
Niedziela, godzina 18., to pora idealna. Sumienne lemingi nie zostawiają powrotu do stolicy na wieczór, ani tym bardziej na poniedziałkowy poranek. O 18. są już zwarci i gotowi, by wyjść na Trakt Królewski. Dziś akurat można było poczuć wspólnotę i wykrzyczeć osiem gwiazdek w dużym tłumie. Na wypadek, gdyby jednak zapowiadany niegdyś przez szefa PO (ale nie tego) Marsz Miliona okazał się marszem paru tysięcy, sztuczny tłok zrobią ludzie wałęsający się po Krakowskim Przedmieściu.
Zgodnie z przewidywaniami Zbawcy Narodu Plac Zamkowy wypełnił się ludźmi. Trochę brakowało jednak młodych, którzy – jak z niesmakiem komentowali weterani protestów spod znaku KOD, a może i Solidarności – pewnie woleli pić sojowe latte w ogródkach. Mieli też słuchawki w uszach i wzrok wpatrzony w ekran najnowszego iPhone’a. Byli tak zaabsorbowani celebracją konsumpcjonizmu, że nie zauważyli historii dziejącej się tuż obok.
Czcij hymn i bohaterów, chamie
Od kilku dziennikarzy dowiedziałem się, że Robert Bąkiewicz i inni pajace uważający się za patriotów, rozstawili swój mandżur w okolicy Placu Zamkowego, żeby przekrzykiwać osoby przemawiające ze sceny. Narodowcy z wykorzystaniem sprzętu zakupionego za dotacje od ministra Glińskiego zagłuszali hymn Polski oraz przemówienie Wandy Traczyk-Stawskiej, bohaterki powstania warszawskiego.
– Milcz, głupi chłopie! Milcz, chamie skończony! – tym trafnym, acz stygmatyzującym ludność chłopskiego pochodzenia sformułowaniem, Traczyk-Stawska domagała się od Bąkiewicza, by zaniechał czynności przedsięwziętych natenczas. Oczywiście znaleźli się tacy, którzy stwierdzili, że nie godzi się wykorzystywać osób w tak podeszłym wieku do celów politycznych. Inni odwinęli się prof. Witoldem Kieżunem, wykorzystywanym rzekomo przez lata w tym samym celu, tyle że przez drugą stronę.
Czytaj też:
- Jesień industrialnego średniowiecza. FELIETON SIEMIONA
- Jednak nie utoniemy w śmieciach? Superenzym rozkłada plastik w kilka dni
Przykazanie miłości: niech wygra Tusk
Po co to wszystko? Jeden z dziennikarzy próbował mnie naprowadzić:
Jeśli dzisiejsze prounijne demonstracje będą frekwencyjnym sukcesem i wyjdą nie tylko partyjni działacze z twardym elektoratem, to Donald Tusk zacznie kruszyć sufit, który ma nad sobą.
Donald Tusk jednak pozostał Donaldem Tuskiem. Czyli gdy zaczęli go przekrzykiwać, to się obraził i przestał mówić. Naród musi zasłużyć na zbawienie. Euroentuzjaści musieli dodać mu otuchy, by wrócił do mówienia o kocie Kaczyńskiego w rządzie.
Jeśli zaś chcecie wiedzieć, jak to wszystko miało wyglądać, wystarczy poczytać wpisy Romana Giertycha. Choć z wykształcenia prawnik, z zamiłowania polityk (niegdyś zagorzały eurosceptyk), to jak mało kto wziął sobie do serca bajkopisarską zasadę lansowaną przez ś.p. red. Pawła Zarzecznego „niech ci prawda w pisaniu nie przeszkadza”.
Polecamy:
Idiotyczno-symetrystyczny artykuł. Przez taki bełkot rządzi nami mafia. MILCZ waść, wstydu oszczędź!