sobota, 20 kwietnia, 2024
Strona głównaSzkoła1 września. Szkoła, jakiej potrzebujemy, ale której możemy nigdy nie mieć

1 września. Szkoła, jakiej potrzebujemy, ale której możemy nigdy nie mieć

Koniec wakacji i początek roku szkolnego oznaczają zawsze niewiadomą. Na razie biorę edukację na dystans, bo mój syn dopiero za dwa lata osiągnie wiek szkolny. Jednak już teraz nie mogę pozbyć się kilku obaw związanych z tym, co go wtedy czeka. Czy dwa lata wystarczą, by trafił do LEPSZEJ szkoły?

Polska edukacja regularnie pozbawia złudzeń uczniów, rodziców i nauczycieli. Jakiej szkoły chciałbym dla swojego dziecka? (fot. publicdomain.net)

Przemysław Czarnek to jeden z głównych i oczywistych powodów do obaw, ale postanowiłem pozwolić wyobraźni na wizje wykraczające poza zmianę obecnego ministra. O tym, jakiej szkoły chciałbym dla mojego syna; czego z obecnej jej wersji bym się najchętniej pozbył, a co zmienił. To sprawy, o których mówi się rzadziej, a jednak w codziennym życiu szkolnym odczują to uczniowie już od czwartku.

Zadania domowe

Chciałbym, żeby mój syn chodził do szkoły, w których nie zadaje się prac domowych. W ogóle. Może jakieś dla chętnych. Ostatecznie długoterminowe. Wolałbym, żeby po powrocie do domu zajął się tym, co go interesuje, tym, w czym chce się rozwijać. I nie przekona mnie, że w Finlandii, Japonii czy Urugwaju mimo wszystko zadania są. Albo że czegoś nie da się opanować w trakcie lekcji, a jest w podstawie programowej.

Wiem, że zbyt często zadania domowe są celem samym w sobie. Wolałbym, żeby czas, który mój syn miałby poświęcić na te zadania, poświęcił na wspólny spacer z tatą. Albo co tam akurat będzie mu sprawiało więcej radości. Może to być akurat nauka — szczególnie, że dzieci chcą wiedzieć.

Religia

Pozbyłbym się też z polskich szkół religii. Chciałbym, żeby mój syn trafił do placówki świeckiej światopoglądowo i wierzę, że takie powinny być też placówki państwowe. Mówienie, że religia nie jest obowiązkowa i że komu to przeszkadza, to niedostrzeganie meritum problemu. Pomijam już kwestię płacenia z publicznych pieniędzy katechetom, księżom i zakonnicom.

W szkole bez religii i bez prac domowych ten mem nie miałby sensu

Pomyślmy o samej obecności krzyży i innych religijnych symboli. Nie patrzeć? Nieźle. A gdy przeklinają, zatkaj uszy. Co jeszcze z takich rad mamy dla dzieci? Zamknij oczy, gdy ktoś puszcza filmy dla dorosłych? Nie lepiej przestać oznaczać nie swój teren i zajęcia z własnej religii prowadzić w budynkach własnej religii?

Wszechobecna, ale nieobowiązkowa religia oznacza również izolowanie dzieci niechodzących na katechezę. Wysyłanie innych uczniów do biblioteki lub świetlicy, bo nawet neutralny światopoglądowo dyrektor nie jest w stanie ustalić planu lekcji dla każdej klasy w taki sposób, by dwie godziny religii wypadały na końcu.

Edukacja dla ucznia

Chciałbym, żeby szkoła odpowiadała na pytania mojego dziecka. Żeby zamiast podstawy programowej stanął w edukacji polskiej w centrum człowiek. Niech w końcu to, co ciekawi młodego człowieka stanie się początkiem jego drogi przez naukę. Niech nie będzie priorytetowym materiał w podręczniku, ale to, co dziecko chce wiedzieć.

Ogólny zarys, jakiś niewielki plan, może przyświecać prowadzącemu zajęcia, ale powinien on być na tyle elastyczny, że pozwalał uczniowi na własne tempo pracy i poszukiwania, które go w ramach danej dziedziny naprawdę interesują. Kolokwialnie sprawę ujmując: żeby nie lecieć z materiałem. Mniej kolokwialnie: pozwolić uczniowi na decydowanie.

Polecamy:

Nauczyciele i zarobki

Zdaję sobie sprawę, że do tak funkcjonującej szkoły potrzeba specjalistów. Niekoniecznie z dyplomami, ale ze świadomością i pomysłem. I tacy, którzy będą wynagrodzeni na tyle dobrze, by nie musieć dorabiać po południu na straganie, którzy będą mieć czas dla siebie i na to, żeby samemu rozwijać się w dziedzinie, którą się zajmują. Tacy, którzy zdają sobie sprawę z własnych ograniczeń, bo tacy będą sobie zdawać sprawę z ograniczeń swoich uczniów.

***

Oczywiście to nie wszystko. Ale nie mogę się tak rozmarzać, bo nie wrócę z tej utopii. Zdaję sobie sprawę w pełni, że za dwa lata niewiele się zmieni, a może zamiast progresu będzie regres. Będzie więc trzeba nie tyle walczyć z systemem, bo to raczej stosunkowo puste słowo, ile z przyzwyczajeniami, które w polskiej szkole mają się bardzo dobrze. Żeby w tej szkole czuli się najlepiej najbardziej zainteresowani, zacznijmy próbować budować lepsze szkoły już dziś. 

Do boju!

Czytaj też:

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Pisarz. Autor "Poza sezonem" (nominacja do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius oraz do Nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny) oraz "za lasem/". Publicysta. Sporadycznie nauczyciel.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

2 KOMENTARZE

  1. Lekcja religii to nic innego jak wskazanie, że jest dobro i sens. W dzisiejszym materialistycznym, konsumpcyjnym świecie lekcja religii z dobrym katechetą/dobrą katechetką to może być „ratowanie sumienia”. Krzyż na ścianie to symbol bycia chrześcijaninem. Nawet jeśli straciłeś/nie masz wiary, rozumiesz jego symbolikę. Myślę, że jest wielka potrzeba, by pod tym znakiem bronić: rodziny i szacunku do bliźniego. Dziś, gdy różne media mydlą oczy młodym ludziom – lekcja religii to „czysta woda”.
    Co do prac domowych – w liceach prac domowych jest jej kolosalna ilość. Dzieci-roboty wstają rano o szóstej i zakuwają, wcześniej siedziały do 24. Są „dobre licea”, które w ten sposób zmuszają do pójścia na korepetycje, bo samodzielnie ogarnąć takie ilości – zwyczajnie się nie da. Oczywiście każdy inteligentny nauczyciel ma świadomość, że istnieją platformy internetowe, gdzie większość zadań jest ogarnięta. Nie wiem jak powinno być. Chyba jakiś „złoty środek”. Nie można zakazać prac domowych, jeśli praca domowa polega na autentycznym zaangażowaniu się w temat zajęć, to chyba jest to cenna rzecz. Sam widzę, że młodzież czeka na „porcję wiadomości” – najlepiej podaną, by móc ją „zapamiętać”/wiele razy przeczytać, zrozumieć. Przy licznych klasach, pójście na żywioł i danie swobody w poszukiwaniu samodzielnym wiedzy, kończy się zwykle „wklejeniem pierwszego wyniku wyszukiwania z Google.
    A co do argumentu, że ktoś kto nie chodzi na religię, ma być na świetlicy. Jaki to jest problem? Świetlica po to jest. Uczeń np. bierze sobie słuchawki i słucha audiobooków w tym czasie. Czuwa nad tym pani ze świetlicy. W ogóle w czasach multikulturowości, nie widzę problemu, by dwie osoby niechodzące na religię, „robiły problem” dla dwudziestu pięciu chodzących na religię. Dodam, że mam świadomość, że jest prowadzony atak na religię w szkołach. Apostazja – słyszę, ksiądz pedofil! – jakie to jest niesprawiedliwe i podłe. (Podobnie słyszę o politykach, polityka to rzekome zło, a potem nikt inteligentny nie chce iść w politykę i idą tam miernoty intelektualne.)
    Dlatego nie atakujmy religii w szkołach. Za chwilę będziemy atakować literaturę polską, że ona taka zaściankowa jest, taka cierpiętnicza, i że „Harry Porter” jest lepszy, bo go czytają młodzi bez przymusu. A potem to już z górki: śmiać się będziemy z uroczystości patriotycznych, hymnu narodowego (ten patos stania na baczność!), rodziny (Majka Jeżowska na kampusie u Trzaskowskiego już to robi – jeszcze niedawno śpiewała „a ja wolę moją mamę”, dziś „rodzice to ciemnogród” i będzie po żłobkach jeździła. propagować „naszą inność”). Przed szkołą faktycznie są zadania. Ufam, że świetni nauczyciele, nastawieni pozytywnie do uczniów – mogą wiele. Najważniejsze zadanie to przekonać, że „warto wiedzieć”, warto przysiąść i poznawać świat, reguły, które nim rządzą.
    Tak nauczyć – żeby dziecko odczuwało, że to fantastyczna rzecz – wiedzieć. Żeby chciało się uczyć. Rzeczywiście bywa wciąż, że nauczyciel postrzegany jest jako groźny wymagający odrealnionych rzeczy „wymagacz”: „Jak to? Nie wiesz, co to jest scholastyka?! Nie znasz daty Wojen Punickich? Nie wiesz nic o sielankach Zimorowica? Siadaj, jedynka! Jutro masz ostateczny termin zaliczenia!” Pozdrawiam wszystkich nauczycieli, szczególnie autora, który czuję, że jest nauczycielem z krwi i kości.

  2. Rodzic i jego Dziecko powinni zaliczyc wymagania systemowe na minimum. Dziecko ma zdawac z klasy do klasy. Reszte roboty edukacyjnej prowadzi swiatłuy rodzic. Uczy tego co potrzebne w życiu razem z dzieckiem szuka pasji i zajęć. Takie dziecko po wielu latach odda z nawiązką te doświadczenie swojemu dziecku. Publiczna edukacja jest jak publiczna komunikacja, gdzieś Cię dowiezie w halasie smrodzie i z pretensjami smutnych wspolpasazerow.

    ps. Religia powinna pozostac jako przedmiot nauczajacy o roznych religiach swiata monoteistycznych, jaki politeistycznych. Tak aby dziecko miało spore horyzonty w życiu.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze