wtorek, 16 kwietnia, 2024
Strona głównaKultura„Wednesday”. Mroczny i zabawny powrót Tima Burtona

„Wednesday”. Mroczny i zabawny powrót Tima Burtona

Twórcy często wpadają w pułapkę, gdy próbują ponownie przedstawić na ekranie znanych widzowi bohaterów. Z jednej strony można podpaść starym wyjadaczom, którzy uznają, że pierwotnie znana im wersja została zbezczeszczona. Z drugiej strony równie proste jest powielenie starego schematu, czyli zaserwowanie odsmażonego kotleta. „Wednesday” stara się łączyć stare z nowym i jako serialowi wychodzi jej to naprawdę dobrze.

Fot. mat. prasowe

Rodzinę Addamsów kojarzę ze swojego dzieciństwa całkiem nieźle. Pamiętam filmy z lat 90., a częściowo także i serial z 1998 roku. Oczywiście dzieła te nie stanowiły pierwszej próby przeniesienia szalonej rodzinki na ekrany. Najstarszy amerykański sitcom o Addamsach pochodzi z 1964 roku, natomiast ich pierwotne źródło, czyli komiks publikowany na łamach gazety New York Times, pojawiło się po raz pierwszy pod koniec lat 40. XX wieku. Trudno ocenić, czy twórca Charles Addams (tak, nosił dokładnie takie samo nazwisko jak wykreowana przez niego rodzinka) spodziewał się, że jego dzieło zyska tak dużą popularność, iż prawa do jego adaptacji wykupi wiele wielkich filmowych przedsiębiorstw.

Jak to zwykle bywa z postaciami, które przenoszone są na ekran kilkukrotnie i w pewnych dłuższych odstępach czasowych, często pojawia się konieczność uczynienia ich bardziej adekwatnymi dla danego okresu. Pewne rzeczy próbuje się uwspółcześnić, inne nieco przemodelować i ostatecznie wychodzi to z różnym rezultatem. Serial Netflixa podołał jednak temu zadaniu.

„Wednesday”. Mieszanka gatunków

Perypetie rodziny Addamsów zawsze miały na celu wyśmianie pewnej konwencji. Zazwyczaj chodziło o horror w klasycznej jego odmianie, gdzie dominowały takie stwory jak zombi, duchy czy wampiry. Zresztą sama postać milczącego i ogromnego kamerdynera Lurcha to ukłon w stronę potwora Frankensteina i jednocześnie naśmiewanie się z niego. Zjawiska takie jak torturowanie, masochizm czy zabójstwa w świecie Addamsów zawsze przedstawiane były w sposób mocno kreskówkowy i nie do końca na serio. Jeśli poraził cię prąd, a żyłeś w omawianym uniwersum, zmieniałeś się w kupkę popiołu. Wednesday jako serial kultywuje tę tradycję, ale i zarazem od niej odchodzi. Jak to możliwe? Zaraz wytłumaczę.

Skupmy się jednak najpierw na wszystkich gatunkowych tropach, jakich dostarcza nam kolaboracja Netflixa i Tima Burtona. Środowisko szkolne, choć zdominowane przez potwory, nadal stanowi zbiorowisko młodych ludzi, którzy dopiero dojrzewają i mają swoje problemy. Dochodzi do pierwszych romansów i przyjaźni, ale i też do pierwszych wrogich relacji. Stąd wyłania się nam teen drama, czy – określając to bardziej po polsku – serial młodzieżowy, który wykształcił się w późnych latach 80. XX wieku. Nastolatkowie czują się ponadto nierozumiani przez swoich rodziców. Są zatem podwójnie wykluczeni – raz ze świata zewnętrznego, a drugi raz z rodzinnego.

Widz dowiaduje się również o tym, że ktoś dokonuje makabrycznych zbrodni, a policja całą winę zrzuca na grasującego w lesie niedźwiedzia. Starająca się nie wyrażać żadnych oznak radości Wednesday przejmuje więc rolę detektywa i z pomocą innych osób (z których część nadal znajduje się w kręgu podejrzanych) postanawia zdemaskować sprawcę. To zatem kolejny trop gatunkowy, którego nie powstydziłaby się ekipa Wehikułu Tajemnic.

Oczywiście widz otrzymuje też kino fantasy w stylu przygód Harry’ego Pottera. Analogie widoczne są tutaj gołym okiem. Mamy szkołę Nevermore, do której uczęszczają dziwolągi różnego typu. Największymi względami niczym cztery domy Hogwartu cieszą się pomniejsze grupy złożone z wampirów, syren, wilkołaków oraz gorgon, ale nie zabraknie także ludzi obdarzonych paranormalnymi zdolnościami. Uczniowie przyswajają wiedzę na temat alchemii i magii, ale i starają się w imię utylitaryzmu wspomóc miejscową społeczność, która bardzo nieprzychylnym okiem patrzy na wszelkiego rodzaju nadprzyrodzone stworzenia. Podobnie jak Hogwart, tak i Nevermore kryje w sobie wiele sekretów, a niektóre z nich wiążą się z poprzednimi pokoleniami, które także odbywały tu swą edukację. Warto także wspomnieć o zawodach wioślarskich o Puchar Poego przywodzących na myśl słynny Turniej Trójmagiczny.

Dobrze, a więc mamy serial młodzieżowy, mamy motywy detektywistyczne, a także fantastykę. A jak sytuacja wygląda z horrorem? Bo wspomniałem przecież, że niezależnie od adaptacji Addamsowie zawsze wyśmiewali kino grozy, stanowiąc ekscentryczną, upiorną, ale jednocześnie kochającą się rodzinę. Serio, posiadanie Addamsów jako rodziny w niektórych przypadkach jawiłoby się nawet dla poszczególnych osób jako lepsza opcja. Ale wiadomo – w takich sprawach wybór praktycznie nie istnieje.

Wróćmy jednak do rzeczy… Dążę do tego, że jeśli sadyzm albo masochizm były ukazane w poprzednich odsłonach, to czyniono to w sposób bardzo niepoważny. Zazwyczaj dekapitację przechodziła lalka, a nie rzeczywista osoba. W serialu Wednesday z kolei Burton nie szczędzi nam krwawych scen. Może nie nazwałbym ich mianem gore, jednak elementy takie jak czerwona posoka, złamane kości czy widok trupów ewidentnie się tu pojawiają.

Miejscami zatem jest poważniej, ale nie na tyle, aby to przytłaczało. W końcu mówimy też o czarnej komedii. I tak choćby otrzymujemy efektowną scenę rozbicia piniaty, z której wychodzą pająki, czy wyprowadzania skorpiona na smyczy. To jest już coś, co doskonale pamiętam z pełnometrażowych adaptacji z lat 90. i podejrzewam, że Burton także zakładał, iż starsi widzowie doszukają się wspólnych elementów pomiędzy starym a nowym ujęciem. Obsadzenie w jednej z ról Christiny Ricci, która kiedyś również wcielała się w rolę poważnej i upiornej córki Addamsów, zdaje się potwierdzać moją teorię.

„Wednesday”. Nostalgia, lecz z głową

Wiele razy pisałem o nostalgii. Na tyle dużo, że zastanawiam się czasami, czy oby się nie powtarzam. Może jednak wynika to z faktu, że często w wielu tworach sięga się po zabieg grania na emocjach starszego widza jak na wiolonczeli. O ile Spider-Man: Bez Drogi do Domu brał po prostu gotowe elementy poprzednich filmów o człowieku-pająku i umieszczał je razem, tak analizowany serial stara się jedynie bazować na tym, co stworzono wcześniej. Przykładowo postać Gomeza absolutnie nie wpisuje się w poprzednie jego aktorskie wersje, ale stanowi bardzo wierne odtworzenie tej postaci z komiksu. Gomez Addams rzeczywiście był nieco tęższy i bynajmniej nie przypominał aparycją Zorro.

W przypadku Rączki postanowiono uczynić z tego nietypowego bohatera kogoś bardziej realistycznego, o ile w ogóle można tak powiedzieć o odciętej, chodzącej dłoni. Choć komizm Rączki stanowi poza okazyjnym manicure jego nieodłączny atrybut, to widz nie ma wątpliwości, że kiedyś ta kończyna ewidentnie do kogoś należała. Wskazują na to blizny i ślady szwów.

Z kolei elementy takie jak wcześniej wspomniany skorpion na smyczy czy czarny karawan pogrzebowy, którym podróżują Addamsowie, przywodzą mi na myśl to, co mogłem oglądać w starych filmach z lat 90. Wyrównanie pomiędzy starym a nowym zgrabnie wpleciono również w fabułę. Choć cała akcja dzieje się współcześnie i niemal każdy nastolatek posiada smartfon, główna bohaterka w ramach swojego buntu wobec przeciętności wyrzeka się technologii.

Czytaj także:

Tim Burton czasami sięga co prawda po swoje typowe sztuczki, które łączą gotycki mrok z baśniową, niekiedy groteskową i kreskówkową stylistyką. Lecz tylko czasami. Na tle wielu jego dzieł to naprawdę się wyróżnia – jakby reżyser postanowił, że musi zerwać z dawnym wizerunkiem. A przyznam otwarcie, że kiedyś mnie jego styl po prostu już zaczął męczyć, choć obecnie na powrót go polubiłem.

Wednesday odniosła niebywały sukces pod względem oglądalności, a to nie pozostanie bez wpływu na przyszłe plany Netflixa. Wiemy już na pewno, że pierwszy sezon nie będzie ostatnim, ale dodatkowo główny scenarzysta Peter Friedlander w jednym z wywiadów wspomniał o nieśmiałych planach stworzenia całego uniwersum poświęconego Addamsom. Możliwe zatem, że dostaniemy coś na wzór MCU. I sądząc po ubiorze Wednesday, raczej nie będzie ono nazbyt pstrokate.

Sebastian Jadowski-Szreder
Sebastian Jadowski-Szrederhttps://www.jadowskiszreder.pl/
Youtuber i pisarz, twórca zbioru opowiadań "Incydenty Antoniego Zapałki", hobbystycznie zbieracz filmów i pasjonat horrorów, a także starych gier. Główną sferą jego zainteresowań jest popkultura z wyraźnym zaakcentowaniem elementów retro.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze