
- PiS próbuje robić dobrze antyunijnemu elektoratowi, wiedząc że koalicja rządząca opiera się na łasce i niełasce Zbigniewa Ziobry
- Jednocześnie promowana jest informacja, że „polexit” to fakenews
- Problemem dla PiS staje się też Konfederacja. Według polityków partii rządzącej, tylko pokazując, że „Konfederację mamy już w domu”, można jej odebrać elektorat
To paradoks, że twarzą zderzenia Polski z UE, jest dziś Mateusz Morawiecki, który przychodził na fotel premiera w 2017 roku między innymi po to, żeby stosunki z Brukselą łagodzić. Eksbankier, w przeciwieństwie do Beaty Szydło, miał być zjadliwy dla miejskiego elektoratu i udowadniać, że PiS to nie tylko barbarzyńcy, chcący nas wyprowadzić z Europy. Cóż, nie udało się.
Mateusz Morawiecki mówił ww Strasburgu do Polaków
Jego ostatnie przemówienie w Strasburgu zostało przedstawione po polsku i było kierowane do Polaków. Mimo że teoretycznie debata miała dotyczyć praworządności w Polsce, premier odniósł się do niej oszczędnie. Zamiast tego mówił o kryzysie migracyjnym, energetycznym czy wysokiej inflacji.
Morawiecki dwukrotnie wspominał, że „tu (czyli w Unii – red.) jesteśmy, tu jest nasze miejsce i nigdzie się stąd nie wybieramy”. Dotykając zaś spraw, z powodu których w ogóle został do Brukseli zaproszony, używał narracji dobrze znanej od lat. Można ją sprowadzić do tego, że Niemcy, Duńczycy i Francuzi rządzą sobie jak chcą, nie oglądając się na UE. Jest w tym maleńkie ziarenko prawdy, tyle że w Niemczech, Danii i Francji nie ma Ziobry, podległej mu prokuratury i prób karania sędziów za wyroki niezgodne z wolą partii rządzącej.
Powiedzmy to sobie wprost, PiS – przynajmniej za Morawieckiego – wychodzić z Unii nie będzie. Mimo najbardziej absurdalnych wyliczeń Patryka Jakiego, premier dobrze wie, że bilans zysków i strat z bycia członkiem Wspólnoty jest dla nas nad wyraz korzystny. Ale wizji Unii Europejskiej jest wiele; od Europy Ojczyzn, przez Stany Zjednoczone Europy, aż po orbanowskie „wolnoć Tomku w swoim domku”, które sprowadza się do tego, że chętnie postawimy fabryki Audi nad Dunajem, ale chcemy mieć prawo do postponowania opozycyjnych mediów i mniejszości.
PiS marzy o Unii, ale tylko gospodarczej
Morawieckiemu oczywiście marzy się ta trzecia Unia. Ta, w której w najlepszym wypadku zrzucamy się na wspólne projekty i wysyłamy sobie życzenia z okazji chrześcijańskich świąt. Jej wizję premier lansuje w Europie i choć raczej przyjmowany jest nieżyczliwie, to nie znaczy to, że nie znajduje pojedynczych zwolenników. Zaliczyć można do nich (poza Orbanem), Matteo Salviniego czy Marine Le Pen, z którą Morawiecki spotkał się na marginesie unijnego szczytu.
Cała ta czwórka to politycy „obrotowi”, którzy chcą panu bogu dawać świeczkę, a diabłu ogarek. To polityka, według której nie ma żadnego stałego kierunku polityki zagranicznej, są tylko tymczasowe sojusze, których nie powinna spajać żadna nić ideowa. Dzisiaj jem obiad z Bidenem, a jutro kolację z Erdoganem. Z jednym i z drugim mam coś do załatwienia.
To myślenie o tyle krótkowzroczne, że niemożliwe do narzucenia całej Unii. W Niemczech takiego podejście do stosunków międzynarodowych odpowiada tylko małej AfD, która jest swoistym pariasem tamtejszej polityki. Co więcej, doktryna obrotowości jasno zakłada poprawę stosunków z Rosją. Bo choć wiele państw (Niemcy w Nord Streamie, Francuzi w Totalu) ma interesy z Rosjanami, to są one traktowane na arenie międzynarodowej jako coś niemoralnego. Gdyby przejść na pełną wizję „obrotowości”, nie moglibyśmy już krytykować Rosji za to, co robi z opozycją, moglibyśmy co najwyżej wynegocjować od niej tani gaz.
Tyle powodów międzynarodowych. Na naszym podwórku granie „polexitem” też może się PiS-owi opłacić, choć to trochę jak żonglowanie granatem, który w każdym momencie może eksplodować w dłoniach.

PiS chce usadzić Ziobrę i Konfederację
Obecnie koalicja rządząca wisi na łasce i niełasce Zbigniewa Ziobry. Po wyeliminowaniu (chyba na amen) Gowina z wielkiej polityki, wszystkie koalicyjne deale odbywają się już wyłącznie między Kaczyńskim a Ziobrą. Ten drugi, wiedząc jaką ma pozycję, spycha PiS w niebezpieczne rewiry polexitu. Prawdę mówiąc, to dla Ziobry w ogóle najlepszym scenariuszem byłaby porażka wyborcza PiS-u i budowanie czegoś na jego gruzach. Kaczyński do partii nigdy go nie wpuści.
PiS musi więc z jednej strony straszyć wyjściem z Unii (używa do tego Trybunału, Terleckiego, Suskiego), z drugiej zapewniać, że nigdy nie wyjdziemy. To działanie wymierzone także w Konfederację. Kaczyński zdaje się pytać: po co chcecie głosować na eurosceptyków, skoro macie eurosceptyków w domu?
Czytaj też:
- Polski prezent na urodziny Putina. Od Przyłębskiej i Kaczyńskiego
- Od premiera do podcastera. Trzynaście minut Morawieckiego
Niestety, taka zabawa nastrojami opinii publicznej może mieć katastrofalne konsekwencje. Morawiecki, mając jakąś tam szansę na osiągnięcie strategicznych celów, pozostanie typem niepokornym wewnątrz UE, usadzenie ziobrystów i konfederatów, a przy tym wszystkim zachowanie schedy po Kaczyńskim. Równie dobrze może jednak przegiąć z dolewaniem benzyny do ognia i sprawić, że euroentuzjazm Polaków zacznie topnieć w oczach. Wtedy może i spełni się jego marzenie o „obrotowej” polityce zagranicznej, ale raczej będą je realizować Ziobro z Bosakiem.
Wspaniała wizja, gospodin Morawiecki.
Polecamy: