
Nowa Zelandia stała się pierwszym państwem na świecie, które zalegalizuje usługę testowania narkotyków. O co chodzi? Cóż, jeśli przychodzicie na koncert z małym kartonem nasączonym LSD, być może znajdziecie specjalny punkt, w którym wyposażona w odczynniki chemiczne obsługa sprawdzi dla was, czy to, co bierzecie jest faktycznie kwasem, czy może jakąś podróbką, po której wylądujecie na OIOM-ie.
Nowa Zelandia. Narkotyki jeszcze nielegalne, ale…
Ale nowe prawo nie ogranicza się tylko do koncertów. Taki punkt będzie mógł otworzyć się dosłownie wszędzie. Eksperci podkreślają, że przepisy tak naprawdę legalizują trend, który już od dawna funkcjonował w szarej strefie. Testy jakości narkotyków stały się w Nowej Zelandii tak powszechne, jak u nas ulotki rozdawane na imprezach przez takie organizacje jak „Bezpieczna zabawa”.
Przeciwko nowemu prawu zareagowali parlamentarzyści z Nowozelandzkiej Partii Narodowej, którzy argumentowali, że jedynym sposobem na uniknięcie konsekwencji brania narkotyków, jest ich niezażywanie. „Nie ma czegoś takiego jak bezpieczne ecstasy” – mówił cytowany przez Vice rzecznik ugrupowania Simon Bridges. Przeciwnicy ustawy argumentują, że takie punkty tak naprawdę oznaczają legalizację twardych narkotyków.
Czytaj też:
- Polska górą. Dlaczego jesteśmy potęgą w produkcji amfetaminy?
- Better Call Saul. Dawać mi ten szósty sezon [SPOILER ALERT]
Nowa Zelandia i Kanada walczą z dopalaczami. Skutecznie
Z kolei zwolennicy nowego prawa twierdzą, że to jedyny sposób, by rzetelnie walczyć z tzw. „designer drugs”, czyli naszymi dopalaczami. Skoro państwo nie jest w stanie skutecznie zlikwidować ich produkcji, pozostaje zachęcać obywateli do przebadania substancji przed zażyciem.
We wrześniu działalność NGO organizującej mobilne punkty badania jakości narkotyków, zarejestrowało ministerstwo zdrowia Kanady.
Polecamy: