piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaLifestylePolska górą. Dlaczego jesteśmy potęgą w produkcji amfetaminy?

Polska górą. Dlaczego jesteśmy potęgą w produkcji amfetaminy?

Z amfetaminą jest jak z węglem brunatnym. Nie opłaca się jej wozić. Produkuje się ją tam, gdzie chętnie i masowo znajdzie się na nią klient. O tego w Polsce nie trudno. Jednym z powodów popularności narkotyku jest fakt, że pozwala on na jakiś czas zapomnieć o zmęczeniu.

Amfetamina jest w Polsce równie popularna, co rodzinne wypieki (fot. iStock)

Z opublikowanego w bieżącym roku raportu agencji antynarkotykowej EMCDDA wynika, że amfetamina to drugi po kokainie najpopularniejszy narkotyk Europy. Rzut oka na ceny obu tych środków odurzających pozwala zrozumieć, dlaczego ta pierwsza zrobiła nad Wisłą furorę. Amfetamina potrafi kosztować nawet 30-40 złotych za gram, podczas gdy zakup tej samej ilości kokainy oznacza wydatek rzędu kilkuset złotych.

Nic dziwnego, że „feta” cieszyła się w Polsce powodzeniem tak samo w latach 90-tych, jak i dziś. Tyle że wtedy pensje dla chemików na uczelniach były tak niskie, że produkcja narkotyków wydawała się opłacalnym biznesem, a towar szedł głównie na eksport. To oczywiście wiązało się z większym ryzykiem wpadki. Dziś sprzedaż w Polsce jest tak wysoka, że rodzimym producentom często po prostu nie chce się podejmować dodatkowego ryzyka.

Rewolucja globalna, rewolucja agrarna

Ponieważ amfetaminę można produkować wszędzie, to producenci nie stracili wiele przy okazji wybuchu pandemii koronawirusa. Co więcej, już wcześniej posiadali świetny know-how w sprzedaży internetowej (niech żyją paczkomaty!).

Wiele produktów „amfetaminopodobnych” sprzedawanych było przez lata jako produkty kolekcjonerskie. Ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii z 2010 roku i wycięcie sieci sklepów z dopalaczami, sprawiły, że na rynku znów powiększyła się „szara strefa”. Tyle że diler pakujący przez kilka godzin opisane w nieoczywisty sposób paczki, ryzykuje mniej niż ten, który jeździ przez całą noc po mieście.

Rewolucja internetowa pociągnęła za sobą inną. W ciągu ostatniej dekady narkotyki trafiły na wieś. Impuls dały sklepy z dopalaczami, które otwierały się nawet w miejscowościach liczących po kilka tysięcy mieszkańców. Wytworzony popyt nie zniknął wraz z zamknięciem sklepów.

Handel twardymi narkotykami przeniósł się do dyskotek. Z perspektywy producentów sprzedaż na wsi ma swoje plusy. Klient nie wybrzydza, a i policja jest mniej czujna niż w mieście. Z kolei ponad 30 lat dostępności na rynku sprawia, że narkotyk wyrobił sobie markę. Kupując go, nikt nie będzie dopytywał o efekty, bo te są powszechnie znane.

Walka ze zmęczeniem

Popularny mit mówi o tym, że feta to znakomity stymulant podczas nauki. Cóż, być może tak by było gdyby zażywający posiadał wagę pozwalającą mu dokładnie odmierzyć miligramy, i przyjął dawkę, odpowiadającą swojej masie, a następnie pilnowałby się, żeby nic nie dorzucać. Bardziej prawdopodobne jest to, że sypać będzie na oko, szybko podniesie sobie ciśnienie krwi i tętno, rozkojarzy się powiadomieniami w mediach społecznościowych i po nieprzespanej nocy dostanie dwóję.

Będzie to także efekt tego, że to, co sprzedawane jest na ulicach jako amfetamina, ma z nią dziś już niezbyt wiele wspólnego. Czysty aminofenylopropan ma okres rozpadu około sześciu godzin. Oznacza to, że gdyby ktoś chciał brać czystą amfetaminę, to musiałby robić to w laboratorium, zaraz po wyprodukowaniu. Środki trafiające do obrotu zawierają przeróżne stabilizatory, ale też wypłeniacze, które mają zbić cenę produkcji. Polska feta jest więc pełna kreatyny, czy efedryny. Samej amfetaminy jest w nich może 30 proc.

Efekt, który pozostaje niezmienny, to brak snu, który zrujnuje każdą pracę intelektualną, ale może wydać się kuszący, jeśli praca jest raczej mechaniczna, nie wymagająca wielkiego skupienia, lub pracownik czuje się w niej tak pewnie, że „mógłby ją wykonywać z zamkniętymi oczami”. Tak było w przypadku kierowców warszawskiego ZTM, którzy spowodowali dwa wypadki w ciągu jednego tygodnia. Przepracowani i zestresowani kierowcy uznali, że jeśli trochę powciągają, to będą w stanie dłużej pracować, a jeden z nich trzymał narkotyki przy sobie, co może świadczyć o tym, że zwiększał dawkę w czasie przerwy. Efekt takiego podejścia był opłakany. Jeden autobus spadł z estakady powodując śmierć jednego z pasażerów, a 20 kolejnych poniosło obrażenia. Drugi wjechał w samochody zaparkowane obok jezdni.

Warszawski przypadek nie jest odosobniony. Na całym świecie znaleźć można historie pracowników, którzy w obliczu kilkunastogodzinnych zmian sięgają właśnie po amfetaminę. W Australii 42-letni Darren Hughes spędzał za kółkiem ciężarówki nawet ponad 30 godzin pod rząd. Aby nie zasnąć palił metaamfetaminę. Niestety, ta krótkowzroczna strategia skończyła się wypadkiem, a kierowca wjechał w stację benzynową. Co ciekawe, jego rodzina otrzymała odszkodowanie, a głównym winowajcą tragedii stała się…firma zatrudniająca Hughesa, która nie kontrolowała czasu pracy i zmuszała pracowników do pokonywania tysięcy kilometrów za jednym zamachem.

To dowód anegdotyczny, ale tych, którym nie wystarczy mogę odesłać do badań uniwersytetu w Oslo, które potwierdzają, że użycie amfetaminy, jako środka pozwalającego wykonywać nisko płatną pracę (a nie dla rozrywki) zwiększa się z roku na rok.

Zobacz też:

To_tylko Redaktor
To_tylko Redaktor
Konto należące do redakcji TrueStory. Czasem wykorzystywane do puszczania niepodpisanych wiadomości od czytelników.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze