
- Liceum w Radomiu odmówiło wzięcia udziału w Akcji Menstruacji, w ramach której w damskich toaletach pojawiłyby się skrzynki z artykułami higienicznymi dla dziewcząt.
Według raportu Kulczyk Foundation ubóstwo menstruacyjne dotyka 500 tys. polskich kobiet - Dlaczego mimo tego temat miesiączki jest dla kogokolwiek kontrowersyjny?
Krew jest istotną częścią naszej kultury. W trakcie liturgii katolickiej uważa się, że wino zmienia się w krew Chrystusa. Cała popkultura stoi krwią – hektolitry rozbryzgują się na ekranach naszych telewizorów, o jakiejkolwiek porze włączy się odbiornik. Jest tylko jeden rodzaj krwi, który nie ma prawa być czerwony (najlepiej, żeby był niebieskim żelem), a tak po prawdzie to idealnie by było udawać, że go nie ma. To krew menstruacyjna.
Fakt, że kobieta krwawi raz w miesiącu, w jakiś niezrozumiały sposób obraża zachodnioeuropejskie społeczeństwo. Bo warto wspomnieć, że są takie kultury, gdzie menstruacja jest powodem do zazdrości, a mężczyźni także udają, że ją przeżywają. Do tej pory w naszym kręgu kulturowym mówienie o okresie, kupowanie podpasek, obnoszenie się z bólami mentruacyjnymi jest jakieś takie nie na miejscu.
Argumenty antagonistów otwartości menstruacyjnej są takie, że przecież mężczyźni nie o opowiadają o swoich wizytach w toalecie. I tu właśnie leży problem z menstruacją. Nijak nie można jej odnieść do męskiej biologii, jej odpowiednik po prostu nie istnieje. Nie ma jak empatyzować. Nie ma jak zrozumieć. Jest to typowo babskie schorzenie, a jak babskie, to sam pan wiesz – jakieś takie wydumane.
Ale tu nawet nie chodzi o otwartość w sprawie krwi menstruacyjnej, tylko zapewnienie dziewczynkom bezpłatnego dostępu do podpasek i tamponów. Ubóstwo menstruacyjne, czyli niemożność finansowa zapewnienia sobie artykułów higienicznych, dotyka w Polsce ok 500 tys. kobiet, jak wynika z raportu Kulczyk Foundation.
Okazuje się, że w 2021 już nie krew jest kontrowersyjna, ale nawet to, w co ma ona wsiąkać. Liceum informuje co prawda, że tego typu środki są dostępne u szkolnej pielęgniarki, a jak pielęgniarki nie ma, to u wicedyrektorki. Jednak po szczegółowym śledztwie dziennikarskim okazało się, że po papier toaletowy czy papierowe ręczniki nie trzeba już z toalety latać do higienistki. Wszystko to można zastać w łazience.
I tu dochodzimy do paradoksu, bo skoro sam okres jest bardzo wstydliwy i wmawia się nam, że raczej powinnyśmy udawać, że jest niebieski, a skrzynka z podpaskami jest zbyt dużym rozpasaniem, jeśli chodzi o temat menstruacji – to jak w ogóle można pójść do kogokolwiek obcego i przyznać się, że dotyka nas właśnie ta wstydliwa przypadłość i jeszcze prosić o podpaskę czy tampon? O to trzeba by zapytać dyrektora liceum i wicedyrektorkę, która pod nieobecność pielęgniarki strzeże zakazanych menstruacyjnych dóbr.
Ale to nie koniec paradoksów. Bo takie kobiece piersi są super na billboardach czy reklamach glebogryzarek, ale gdy matka karmi dziecko w parku, podstępnie zaczynają seksualizować niewinnych przechodniów. Tak samo z krwią – gdy wiąże się ze śmiercią, raną i bólem jest ok, a gdy dotyczy cyklu dającego de facto życie – cóż trochę jednak fujka.