
- Strona rządowa uważa, że migrantów trzeba potraktować ostro i odeprzeć od naszej granicy, nawet jeśli czasem oznacza to pogwałcenie Konwencji Genewskiej
- Opozycja rozsyła obrazki z wyziębionymi ludźmi w lesie, którzy nierzadko nie otrzymawszy na czas pomocy umierają z powodu niskiej temperatury
- Wyjściem z tej sytuacji byłoby stanowcze odepchnięcie tych migrantów, którzy wciąż są na Białorusi i udzielenie niezbędnej pomocy tym, którzy dostali się do Polski
Jak zachować się zgodnie z racją stanu i jednocześnie pozostać człowiekiem? To pytanie, które powinno spędzać sen z powiek wielu politykom, choć mam wrażenie, że ci zajęci są swoimi narracjami i często nie przejmują się faktami. A te są takie, że a) mamy do czynienia z napaścią na Polskę b) jednocześnie nie możemy być obojętni wobec cierpienia oszukanych przez Łukaszenkę ludzi. Jesteśmy zdania, że da się ze sobą te racje pogodzić.
Kuźnica. Na granicę napierają wszyscy
Zacznijmy od tego, że migranci to nie jest jednorodna grupa. W tłumie przy granicy znajdziemy Syryjczyków, Afgańczyków, Kurdów, ale też przybyszy z Afryki. Część z nich ucieka przed dyktaturą i politycznymi szykanami, a część to emigranci ekonomiczni. Co więcej, w tłumie znajdziemy tak „młodych, silnych mężczyzn”, jak i słynne „rodziny z dziećmi”. Na każdy obrazek z facetem walącym w drut kolczasty łopatą, znajdzie się taki z dziewczynką ściskającą misia. Słowem, mamy tu pełen przekrój społeczeństwa.
Nie możemy mieć wątpliwości wobec tego, że ci ludzie zostali oszukani, są tym faktem wkurwieni i – trudno im się dziwić – nie chcą zostawać na Białorusi. Te argumenty pozwalają ich zrozumieć, co nie zmienia faktu, że do Polski większości z nich nie możemy wpuścić.
Dobrze wiemy, że ich celem nie jest praca w Białymstoku, a raczej rajd w stronę niemieckiej granicy. A jeśli przejście graniczne w Świecku zacznie przypominać to w Kuźnicy, to Niemcy nie będą się wahać przed zamknięciem granicy z Polską. My zaś wrócimy do rangi państwa NATO drugiej kategorii, któremu nie można ufać i które nie wypełnia podstawowych zasad współpracy wewnątrz Sojuszu. Tym samym zrealizuje się plan Łukaszenki.
Kryzys migracyjny. Obozy wyjściem z sytuacji
Co jednak zrobić z tymi migrantami, którzy przeszli przez zieloną granicę i znaleźli się w Polsce? Przede wszystkim, nie wolno nam łamać przepisów Konwencji Genewskiej. Jeśli ktoś potrafi udowodnić, że jest uciekinierem politycznym, to naszym psim obowiązkiem jest kogoś takiego przyjąć. Argumenty „za” można podawać różne, od polskiego doświadczenia migracyjnego po nasz udział w wojnach w Iraku i Afganistanie, ale może skończmy na tym, że nieudzielenie potrzeby uciekającym przed prześladowaniem jest zwykłym skurwysyństwem.
Rozpatrzenie wniosku takiej osoby trochę trwa. Kiedy miesiąc temu rozmawiałem z pracownikiem MSZ odpowiedział mi, że absolutnie nie stać nas na to, żeby tych ludzi gdzieś zakwaterować i karmić, czekając na decyzję. Jednocześnie stać nas, na postawienie muru, którego koszt wyniesie około półtora miliarda złotych.
Dziś widać jednak, że Łukaszenka nie zamierza łatwo odpuścić. Stosowane przez Polskę pushbacki, czyli wywożenie ludzi z powrotem na Białoruś, wcale nie zniechęcają mińskiego satrapy. Przeciwnie, wczoraj na przejście graniczne trafiła kolumna migrantów, której do tej pory nie widzieliśmy.
Obozy nie będą droższe niż mobilizacja służb
Rozwiązaniem może być więc budowa przygranicznych obozów dla migrantów, podobnych do tych, które powstały w Grecji. Nie byłoby wówczas obawy, że ktokolwiek umrze w lesie. Jeśli wniosek takiej osoby zostałby rozpatrzony negatywnie, śmiało można by ją odesłać do kraju, z którego pochodzi. Mielibyśmy wówczas czyste sumienia, a nie sądzę, żeby postawienie kilku baraków, wstawienie do nich łóżek polowych i garkuchni generowało większe koszty, niż sprowadzenie kilku tysięcy funkcjonariuszy na granicę.
Polecamy:
- Jak sfinansować wielką armię? Rząd znalazł sposób
- Już nawet prawica mówi to, co TrueStory. Żeby zatrzymać migrantów trzeba działać na miejscu
Nie muszę dodawać, że takie obozy musiałyby być szczelne. Byłby to jednak krok w stronę normalności. Dawałby też możliwość zdjęcia stanu wyjątkowego, pozwolił na wjazd dziennikarzy do strefy przygranicznej i ograniczył ryzyko światowej kompromitacji (a ta nastąpi, jeśli będziemy konsekwentnie blokować dziennikarzy z Zachodu, chcących pokazać, co tam się dzieje).
Stosowanie pushbacków to strategia krótkowzroczna, osoby raz zawrócone na Białoruś wrócą do Polski znowu. I nie ma gwarancji, że wtedy granica będzie dobrze pilnowana.
Zobacz też: