
Żeby rzecz sprawdzić, za pomocą kilku sprytnych sztuczek (oraz zdjęcia gwizdniętego koledze) zalogowałem się na słynny portal, kojarzący chętne pary. Tinder! Nie wiem, czy wyłączono go już w Rosji, w ramach sankcji, czy też może wojsko moskiewskie zarekwirowało go do celów bojowych i zamieszcza anonse typu: „Dowódca haubicy 122mm Goździk pozna sympatycznego kolegę dysponującego amunicją oraz konserwami”. W Polsce, dość powiedzieć, Tinder hula na całego w sposób tradycyjny.
Tinder jak pole bitwy
Dla mniej obeznanych dodam, że chodzi o seks. Amore mio, polewanie się szampanem i te sprawy. Nie oznacza to jednak, że Tinder nie ma nic wspólnego z działaniami zbrojnymi. Ma, i to wiele. Przeprowadzony wywiad środowiskowy oraz oględziny ogłoszeń uzmysłowiły mi, że kobiety (akurat tę sekcję ogłoszeń wziąłem na tapet najpierw, jako tradycjonalista), traktują Tindera strategicznie, jako pole przyszłej bitwy.
Zagadnięta znajoma fotografka z Trójmiasta opowiedziała mi wszystko. Owszem, specjalizuje się w zdjęciach „tinderowych”, jak inni w ślubnych czy okołoporodowych. Współpracuje z makijażystką i fryzjerką – na wojnie istotną rolę w przygotowaniach pełni kamuflaż. Wynajmuje apartament w hotelu i trzaska chętnym zdjęcia, które potem lądują na portalu.

Zdjęcia, które są jak mapy wojenne. Stroje. Koronki. Szpileczki – umundurowanie. Oświetlenie przedpola. Strategiczne urzutowanie, mające zamaskować zbędne sadełko i wyoblić płaski tyłeczek. Artystycznie wygnieciona pościel. Arsenał akcesoriów i dodatków, sugerujących zamożność i wysublimowany smak. Zamiast bitewnych rumaków, wierne yorki i kocurki. Światła, kamera – i w bój!
Nie ma jednak wojny bez służb rozpoznania, czyli mówiąc wprost, bez ordynarnej roboty szpiegowskiej. Kim jest naprawdę przeciwnik z tinderowego anonsu? Taka wiedza może zadecydować o wyniku starcia. Na szczęście są sposoby, aby zanurkować pod błyszczącą powierzchnię. Na próbę skupiłem się na – dziewczynie? Kobiecie? Księżniczce? Osobie z kolejnego anonsu. Aż mi dech zaparło.
Cyganka zniewala, Cyganka apeluje i błaga o porwanie z Ciechanowa
Zjawiskowa Cyganka-artystka z oczami jak gwiazdy i dekoltem do pępka i dalej. W tle smukłe kielichy do szampana Veuve Clicotq i daleka perspektywa marmurowego atelier. Zakochałem się z miejsca. Na szczęście mignął mi tam jeszcze link do Instagrama. Na instowych zdjęciach Cygnaki-artystki było jakby mniej, za to dużo ujęć dwóch rasowych (choć dyskretnie) psów, a także apel, by do bohaterki zdjęć świat zechciał się odzywać, mimo że skończyła te 37 lat.

Było tam też imię i nazwisko. Te z kolei poprowadziły mnie na Facebooka. Tam już zupełnie inna historia: z Cyganki została fajna swojska panna z odrostami i pucatą buzią, mignęły rodzinne foty z Ciechanowa. Oraz link na profesjonalny profil na Linkedin. A tam już zero Cygnaki i szampana.
Polecamy:
- Reklama w serwisie z porno? Polski producent kawy przełamuje stereotyp
- Wojna na Ukrainie. To (nie) jest dobry moment, by zarabiać
Tylko zaorana robotą prawniczka z troską na twarzy, zawalona sprawami z jakże ważnego zakresu compliance w amerykańskiej sieciówce. W jej wzroku na służbowym zdjęciu było prawdziwe błaganie o pomoc. Może nie jak u ukraińskiej matki podczas ewakuacji, ale jednak – błaganie. Tak wygląda prawdziwa wojna.
Dlatego nie wrócę już więcej na Tindera, w świat jego putinowskiej, bezczelnej propagandy. Ale co do tytułowego pytania, nie ma obawy. Nie tylko podczas przemarszu ułanów zza płotka wychylała się panna jak malina. Każdorazowo, gdy czasy robią się nerwowe, a historia puka do drzwi, wszystkim – nawet tym najbardziej skonanym od covida i zimowej aury – natychmiast skacze libido. Odwagi więc, i lance w dłoń!
Czytaj też: