środa, 24 kwietnia, 2024
Strona głównaKulturaEurowizja 2022. Ukraińcy niewdzięczni wobec Polski?

Eurowizja 2022. Ukraińcy niewdzięczni wobec Polski?

Przez polskie media społecznościowe przetoczyła się fala oburzenia związana z wynikami Eurowizji. Ktoś znowu się na nas uwziął i nie docenił utworu „River” Krystiana Ochmana. Najbardziej Polaków zabolał brak punktu od ukraińskiego jury. Czy faktycznie jest sens zarzucać Ukraińcom niewdzięczność?

Ukraińskie jury, mimo iż zinfiltrowane przez Przemysława Rudzkiego (P) i tak nie przyznało Polsce ani punktu (fot. Twitter)

Polska była jednym z czterech krajów, które w największym stopniu przyczyniły się do zwycięstwa Ukrainy na tegorocznej Eurowizji. Obok Litwy, Mołdawii i Łotwy przyznaliśmy utworowi „Stefania” w wykonaniu Kalush Orchestra maksymalną liczbę punktów – 12 od pięcioosobowego jury złożonego z ekspertów muzycznych oraz 12 od głosujących telewidzów. Ukraińcy zdystansowali konkurencję, zgarniając łącznie Ukraina – 639 punktów (2. Wielka Brytania dostała 466).

Eurowizja 2022. Polska skrzywdzona przez ukraińskie jury

Krystian Ochman i jego „Rain” zdobył 151 punktów i zajął 12. miejsce, choć według mokrych snów polskich komentatorów był jednym z faworytów. Zamiast czołówki było miejsce w połowie stawki, więc zaczęło się szukanie winnych. Padło na Ukraińców, którzy nie tylko nie zrewanżowali się maksymalną oceną, ale w ogóle nie przyznali Polsce punktów. W sieci zaczął się festiwal pretensji i oskarżeń o niewdzięczność. Przodowały w niej konta z polską flagą w profilu, albo liderzy opinii w typie Łukasza Warzechy.

Polska dla Ukrainy – 12 punktów, Ukraina dla Polski – 0 punktów. Taki przekaz obiegł media społecznościowe. Oczywiście nikt nie poczekał na podliczenie głosów od telewidzów – tam dostaliśmy od Ukraińców maksymalne 12 punktów. Gdyby zsumować punkty od jury i publiczności, okazałoby się, że tylko od Wielkiej Brytanii dostaliśmy więcej – 18 (od Francji tyle samo: 8 od jury i 4 od widzów). Co istotne, Ukraińcy nie byli zadowoleni z werdyktu swojego jury, przepraszając Polaków za brak punktów.

„Prosimy przekazać kochanym Polakom, jak mocno Ukraińcy są oburzeni głosowaniem naszych jurorów na Eurowizji” – napisał na Facebooku Żenia Klimakin, ukraiński dziennikarz mieszkający w Polsce, cytując jedną z wiadomości, którą otrzymał po festiwalu. Ukraińcom albo faktycznie zrobiło się głupio, że ich jury nie przyznało Polsce punktu, albo też widząc nasze reakcje, poczuli się w obowiązku wytłumaczyć się. Zrobiła to zarówno członkini jury, ale i nawet przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy.

Iryna Fedyszyn zapewniała w sieci, że ona głosowała za przyznaniem Polsce 10 punktów i nie wie, dlaczego finalnie utwór naszego wykonawcy nie dostał ani oczka. Zamieściła przy tym zdjęcie swojej karty do głosowania, choć przyznała, że nie powinna tego robić. Drugi ze wspomnianych „przepraszających”, Rusłan Stefanczuk, napisał na Twitterze, że opinia jury znacząco odbiega od zdania zwykłych Ukraińców i oczekuje, że eksperci zdobędą się na „wyjaśnienie tej rozbieżności”.

Eurowizja 2022. O co chodzi z głosowaniem?

Wydaje się, że najbardziej oburzone na ten werdykt są osoby, które nie do końca wiedzą, o co w Eurowizji chodzi. Konkurs piosenki? Jak najbardziej. Ale tak jak w przypadku Oscarów, walory artystyczne rzadko kiedy są kluczowym czynnikiem decydującym o zwycięstwie. W głosowaniu publiczności znaczenie ma wielkość diaspory danego kraju i sympatie między narodami. Właśnie z tego drugiego powodu zgarnęliśmy 12 punktów od Ukraińców, a liczna Polonia na Wyspach i w Niemczech zapewniła Ochmanowi 28 punktów.

Głosowanie jury to rzecz bardziej skomplikowana. Iryna Fedyszyn nie rozumie, dlaczego jej punkty dla Polski nie zostały uwzględnione, ale wystarczyło, że jej koledzy nie uwzględnili tego utworu w głosowaniu, by znalazł się on poza najlepszą „ukraińską” dziesiątką. Innymi słowy, nie jest wykluczone, że po prostu 10 innych piosenek otrzymało więcej głosów. Nie można też oczywiście wykluczyć, że głosowanie jury – jak już wielokrotnie miało to miejsce – było też sprawą polityczną. 

A Polacy, którzy najczęściej zabierają głos i dominują w przekazie medialnym, polityki nie rozumieją. Jak szef polskiej dyplomacji Józef Beck, który zamiast drogą tejże dyplomacji czynić, co możliwe, by uchronić Polskę od wojny z III Rzeszą, skupiał się na tym jak zostaje przyjęty przez ambasadorów poszczególnych krajów. Szef brytyjskiego MSZ Neville Chamberlain wiedział, że będzie w stanie wysłużyć się nim, jak tylko chce, jeśli rozwinie przed nim czerwony dywan.

Ukraina niewdzięczna wobec Polski?

Tak samo teraz Polacy, chcą być dopieszczani za to, co już zrobili dla Ukraińców. Chcą na każdym kroku słyszeć, że są wyjątkowi, wspaniali i że są prawdziwymi przyjaciółmi, którzy ujawnili się w potrzebie. To wszystko prawda, Polska i Polacy robią dla Ukrainy wiele, ale przecież nie dla poklasku. Zarówno władze, jak i zwykli ludzie czują, że jej klęska oznacza śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony Rosji odroczone w czasie. To normalne, że wolimy teraz, żeby to cudza, a nie nasza krew się lała.

Do podobnego oburzenia doszło już (przypadkiem w tych samo, brunatno-biało-czerwonych częściach internetu) miesiąc przed wybuchem wojny. „Polscy dziennikarze niewpuszczeni na konferencję Zełenskiego” – głosił nagłówek, który wracał jak bumerang w ostatnich tygodniach. Niektórym też przeszkadzało, prezydent Ukrainy organizuje specjalne konferencje dla dziennikarzy z poszczególnych krajów, a samych Polaków jeszcze nie zaprosił.

Do takiego spotkania doszło 29 kwietnia. Zełenski spotkał się z wysłannikami polskich mediów, a atmosfera tego spotkania – jak podkreślają jego uczestnicy – była wyjątkowa. Dlaczego doszło do niego w 10 tygodniu wojny? Ludzie prezydenta tłumaczą, że polscy dziennikarze są po prostu bardzo dobrze zorientowani w tym, co dzieje się w Ukrainie, więc w jej interesie jest narzucanie swojej narracji mediom z innych krajów. Trzeba zrozumieć, że oni walczą o życie i nie mają czasu głaskać nas po głowie.

Ukraina walczy o życie wszelkimi dostępnymi sposobami

Jeśli ktoś zatem domaga się od Ukrainy wyrazów wdzięczności na każdym kroku, w tym w trakcie głosowania jury na Eurowizji, to niech lepiej puknie się w głowę. Polska pomaga Ukrainie, bo leży to w jej interesie, a nie dlatego, że jesteśmy święci. A Ukraina? Rozumie, dlaczego Polska pomaga i wie, że dalej będzie jej pomagać. Wojna trwa, a do jej wygrania potrzebne jest wsparcie innych krajów, dlatego też głosy ukraińskich jurorów mogły trafić właśnie tam, gdzie miały trafić.

Polecamy:

Oczywiście zakładając, że konkurs piosenki ma aż takie znaczenie. Dla nas nie powinien, mimo że utwór Krystiana Ochmana był co najmniej dobry (chociaż początkiem niepokojąco podobny do „Mad world” Gary’ego Julesa). A Ukraina potrzebuje wykorzystywać każdą okazję na arenie międzynarodowej, żeby przyciągnąć uwagę i zaangażowanie innych państw. Po zdecydowanym zwycięstwie zespołu Kalush Orchestra, prezydent kraju Wołodymyr Zełenski zapowiedział, że za rok konkurs zostanie zorganizowany w Mariupolu.

Na ten moment brzmi to jak skrzyżowanie myślenia życzeniowego z deklaracją militarną. Miasto jest opanowane przez Rosjan, poza niewielką enklawą – zakładami metalowymi Azowstal – gdzie przebywa kilkuset wycieńczonych 80-dniowym oblężeniem obrońców, którzy błagają o ewakuację. Jak widać, Ukraina wykorzysta każdą okazję, również Eurowizję, żeby realizować swoje cele. Konkurs przeprowadzony w ruinach, albo odwołany (w przypadku niepowodzenia w odbiciu miasta) będzie wymownym sygnałem wysłanym światu.

Czytaj też:

Maciej Deja
Maciej Deja
Wyrobnik-dyletant, editor in-chief w trzyosobowym zespole TrueStory.pl. Wcześniej w redakcjach: Salon24.pl, FAKT24.PL, Wirtualna Polska, Agencja AIP, iGol.pl.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze