czwartek, 28 marca, 2024
Strona głównaLifestyleAnulowałem subskrypcję Netfliksa. Miałem dość wszechobecnego seksu

Anulowałem subskrypcję Netfliksa. Miałem dość wszechobecnego seksu

Kiedyś korzystałem z Netfliksa niemal codziennie, ale już go nie oglądam. W ogóle. Wylewający się z tamtejszych produkcji seks - nachalny, bez żadnego uzasadnienia fabularnego - sprawił, że anulowałem subskrypcję w tym serwisie. Dlaczego miałem tego dość?

Hitchcock mówił, że „thriller powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. W produkcjach Netfliksa film ma zaczynać się od seksu 

Pierwszy przykład: „The Good Doctor” – serial medyczny. Możemy się spodziewać ciekawych, nieoczywistych przypadków medycznych, dużej ilości specjalistycznego słownictwa i opowieści o walce geniusza z autyzmem, Shauna Murphy’ego (Freddie Highmore) o bycie uznanym za pełnowartościowego chirurga. I to dostajemy. Czy możemy się tam spodziewać seksu? Bo dostajemy go dużo i nawet nie chodzi mi o jakieś odważne sceny, ale o to, że ten temat jest tam bardzo ważny.

Netflix aż kipi od seksu

Już na początku pierwszego odcinka dr Browne (Antonia Thomas) i dr Kalu (Chuku Modu) odbywają stosunek w pomieszczeniu socjalnym. Potem aktywności seksualne poszczególnych bohaterów (zwłaszcza Shauna, ale nie tylko) są przez nich omawiane w pracy, udzielają sobie porad łóżkowych i związkowych także podczas przeprowadzania operacji. Życie erotyczne pacjentów też staje się tematem wiodącym mniej więcej co drugiego odcinka. Wyobrażacie sobie coś takiego w „Na dobre i na złe”?

Kolejny przykład, bardziej hardcore’owy – „Nastoletnie łowczynie nagród” („The Teenage Bounty Hunters”). Już w pierwszej scenie pierwszego odcinka Luke (Spencer House) i Sterling (Maddie Phillips) uprawiają seks w samochodzie. Oboje są uczniami katolickiego liceum, a chłopak początkowo ma opory właśnie z przyczyn religijnych. Ale Sterling cytując mu fragmenty Biblii i rozpinając rozporek jednocześnie przekonuje, że najważniejsza jest miłość…

To jest serial dla młodzieży, a w takich tematyki seksualnej jest zawsze dużo, bo to jest to, co nastolatków najbardziej interesuje, ale tam po prostu seks wylewa się z każdej strony. Nad innym serialem dla młodzieży – „Sex Education” nie będę się rozwodził, bo tu rzeczywiście można się „tego” spodziewać, już sam tytuł jest wymowny. Chociaż, czy to naprawdę takie oczywiste, że licealiści zdobytą wiedzę o seksie będą chcieli od razu wypróbować w praktyce?

Hookup culture

To tylko kilka netfliksowych produkcji promujących kulturę współżycia bez zobowiązań (hookup culture). Jest wiele innych, w których seks pojawia się nagle, niespodziewanie i jest traktowany jako zwykła czynność fizjologiczna, pozbawiona emocji, niemalże zrównana z defekacją, oddawaniem moczu, jedzeniem. Ssie cię w żołądku? Zjedz coś. Popęd seksualny? Odbądź stosunek. Przecież to proste, wszyscy to robią, wystarczy nie być creepem i zaraz seks spadnie ci z nieba. 

Szczytem takiego podejścia jest netfliksowy reality-show pt. „Too hot to handle”. 10 atrakcyjnych osób ma spędzić miesiąc w luksusowej rezydencji i mogą wygrać 100 000 dolarów, jeśli przez ten czas… powstrzymają się od wszelkich czynności seksualnych. Zero całowania, pieszczot (w tym masturbacji) i seksu. Uczestnicy tego programu to z reguły ofiarami nadmiernej seksualizacji popkultury – potrafią zaciągnąć inną osobę do łóżka, ale zbudować z nią związku – już nie.

„Too hot to handle” – materiał promocyjny z sezonu trzeciego. Fanpage programu obserwuje na Instagramie prawie 600 tys osób

Teoretycznie program ma być dla nich formą detoksu (deseksu) terapii, pokazania, że da się inaczej, że seks może być sposobem wyrażania uczuć, a nie tylko sportem. Taka przygoda ma w zamyśle być dla ludzi skupionych na seksie impulsem do nawiązywania głębszych relacji. Tylko co z „przegrywami”, którzy nigdy nie trzymali nawet dziewczyny za rękę, nie mają żadnych doświadczeń romantyczno-seksualnych? Im za ten „wyczyn” nikt nie płaci stu tysięcy dolarów. Ten dysonans tylko napędza spiralę incelizmu

Kto wypłaci incelom 100 000 dolarów?

Kiedy opublikowałem tekst o incelach, zwrócono mi uwagę, że pominąłem ważny powód ich istnienia – przeseksualizowanie świata, a zwłaszcza popkultury. Czego o świecie dowie się z Netflixa młody chłopiec lub mężczyzna, który nie radzi sobie „w tych sprawach”? Że wszyscy ciągle to robią i to z wieloma partnerów. Że przeciętny licealista nie zastanawia się, jak zagadać do koleżanki z klasy, tylko jak zadowolić ją w łóżku. Bo to, że ona z nim pójdzie do łóżka jest oczywiste. To tylko seks, a ona przerobiła już z innymi całą Kamasutrę, więc byle co jej nie wystarczy. 

Cóż, pewnie mój dysonans wynika z różnic kulturowych. Netflix to wytwór zachodniej popkultury, na którą jesteśmy w dużym stopniu skazani aspirując do bycia „częścią Zachodu”. Tyle że nas, Polaków, nikt nie socjalizował do aż takiej otwartości w sferze seksu. Widzieliście serial „Wielka woda” o powodzi w 1997 roku we Wrocławiu? Zgadnijcie, w którym momencie pierwszego odcinka pojawiła się scena seksu. Tym, którzy nie lubią zgadywać, od razu odpowiem: nie minęło nawet osiem minut.

Scena otwierająca wyprodukowany w Polsce serial Netfliksa „Wielka woda”. Niespełna pięć minut później główna bohaterka już bujała kamperem ze swoim partnerem (fot. Netflix)

Nie mogę też mieć do Netfliksa pretensji – każda audycja zawiera odpowiednie ostrzeżenia o konkretnych treściach, których użytkownik może nie chcieć oglądać. Chodzi raczej o obraz świata jaki kreuje zachodnia popkultura. Zdejmując tabu z seksu i epatując nim, nie przekazuje jednocześnie, że nie uprawianie seksu w wieku dwudziestu kilku i więcej lat też jest ok. Ludzie, którzy tak myślą, zainteresują się pewnie zjawiskiem purity culture.

Purity culture i Netflix dla konserwatystów

To trend, który upowszechnił się w amerykańskich kościołach protestanckich w latach 90-tych. Młode dziewczyny na tzw. „balach czystości” przyrzekały swoim ojcom, że zachowają dziewictwo do ślubu, zakładając „pierścień czystości”. Młodzież podpisywała specjalne oświadczenia, że powstrzymają się od wszelkich „grzesznych praktyk”. Gdy chłopak i dziewczyna chcą razem zatańczyć na takim balu, powinni to robić na odległość wyciągniętych rąk, tak by między nimi „zostawić miejsce dla Jezusa”.

Także w USA powstały chrześcijańskie platformy streamingowe, mające być alternatywą dla Netfliksa. Przeznaczone są nie tylko dla osób, które – tak jak ja – miały dość erotycznego contentu, ale również sprzeciwiają się „propagandzie LGBT” i „dyktaturze poprawności politycznej”. Wśród tych serwisów wyróżnia się mormoński VidAngel, który oferuje nie tylko treści z natury „czyste”, ale także ocenzurowane wersje „normalnych” produkcji. Jeśli więc chcemy obejrzeć jakiś serial dostępny na Netfliksie, ale bez scen seksu, nie ma problemu – VidAngel te sceny wytnie.

Polecamy:

Przegięcie? Raczej druga strona medalu. Potrzebujemy drogi wyjścia spomiędzy młota  przeseksualizowanej popkultury, czyniącej z seksu bożka i kowadła demonizowania go przez konserwatystów. Potrzebujemy umiaru: seks jest ważny i nie trzeba się od niego odgradzać i jak najbardziej może pojawiać się w filmach i serialach.  Z drugiej strony sceny z gatunku soft-porn mogłyby pozostać w produkcjach, który mają stricte taki charakter. Dopóki będą pojawiać się w serialach, które nie są oznaczane jako erotyczne, nie odnowię subskrypcji na Netfliksie.

Czytaj też:

Krzysztof Całus
Krzysztof Całus
Doktor nauk humanistycznych. Politolog, filozof, historyk. Na TrueStory porusza głównie tematy z pogranicza polityki i „obyczajówki”. Pasjonat Ameryki Łacińskiej. Autor dysertacji pt. „Kuba i rewolucja kubańska w prasie polskiej 1958-2016”.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze