
Alarmy bombowe na Ukrainie. Autorzy wydzwaniają z Rosji
Seria fałszywych alarmów doprowadziła do konieczności ewakuacji tysięcy szkół w Kijowie, Charkowie, Lwowie, Zaporożu czy Czernihowie, a także w wielu mniejszych miastach. Zaalarmowane zostały także stacje kijowskiego metra, liczne stołeczne galerie handlowe oraz lotnisk Kijów-Żulany i Kijów-Boryspil. Nie było niemal pojedynczych, odosobnionych przypadków – za każdym razem do telefonów z informacją o bombach dochodziło w kilkunastu miejscach naraz.
Ukraina za wywoływanie alarmów obwinia Rosję, a jej działania uważa za trwającą wojnę hybrydową przeciwko swojemu niezależnemu od 30 lat krajowi. Fala fałszywych zgłoszeń to ewidentna operacja Rosjan, jak podkreśla Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) w raporcie wydanym 21 stycznia. SBU stwierdza w nim, że większość (ok. 70%) gróźb pochodzi albo ze źródeł wewnątrz Rosji, albo z Donbasu, który znajduje się w rękach sterowanych przez Moskwę separatystów. Jedynie niewielka liczba pogróżek pochodziła z wolnego terytorium Ukrainy, a źródła części nie udało się zidentyfikować.
Alarmy bombowe na Ukrainie. Zagrożenie staje się realne
„Cel rosyjskich służb specjalnych jest oczywisty – wywieranie dodatkowej presji na Ukrainę, sianie niepokoju i paniki wśród społeczeństwa” – powiedzieli przedstawiciele SBU, dodając, że w styczniu odnotowano ponad 600 zagrożeń bombowych w więcej niż 5 tysiącach lokacji. Szefowie policji podkreślają, że każde zgłoszenie będzie traktowane poważnie, a budynki będą konsekwentnie ewakuowane, ponieważ bezpieczeństwo obywateli Ukrainy to najwyższy priorytet dla władz. Zatrzymano ogółem ponad 20 osób, a tylko część z nich okazała się być żartownisiami bez powiązań z Rosją.
Przez pewien czas, podobnie jak w Polsce, przy żadnym alarmie bombowym nie było żadnego zagrożenia. Sytuacja jednak się zaostrzyła i wydaje się być znacznie poważniejsza. 10 lutego SBU poinformowała, że aresztowano domniemanego agenta białoruskich służb, który usiłował podpalić pojazd zaparkowany przez siedzibą organizacji pozarządowej w Kijowie. Po przeprowadzeniu serii przeszukań okazało się, że osobnik ten wysyłał groźby do dziennikarzy i obcokrajowców, wywoływał fałszywe alarmy, uczestniczył w antyrządowych wiecach oraz zbierał w internecie dane żołnierzy stacjonujących w rejonach przygranicznych.
Zwerbowano go na anonimowej grupie na Telegramie, popularnym wśród cyberprzestępców. Z nieznanymi przełożonymi kontaktował się wyłącznie za pośrednictwem zakazanych na Ukrainie rosyjskich serwisów komunikacyjnych. Za otrzymane z Rosji przelewy na własne konto kupił on samochód, materiały wybuchowe i łatwopalne. To gra w otwarte karty. Ewidentnie rosyjskie służby chcą, aby Ukraina wiedziała, że jest infiltrowana. Działanie szpiegów w świetle dnia to kolejny element polityki zastraszania w ramach operacji hybrydowej przeciwko Kijowowi.

Alarmy bombowe na Ukrainie. Rosja umywa ręce
Pomimo ewidentnych dowodów, Moskwa konsekwentnie zaprzecza swojemu mieszaniu się w porządek na Ukrainie. Tak samo zresztą, jak od lat neguje, że ma cokolwiek wspólnego z prorosyjskimi separatystami z Donbasu, gdzie trwająca wojna zabiła od 2014 roku ponad 13 200 osób. Rosja znana jest z tego, że złapana za rękę twierdzi, że to nie jej ręka. Dodajmy, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, od 2019 r. alarmy bombowe w Polsce również są albo sterowane, albo co najmniej inspirowane przez rosyjskie służby.
Rosjanie obwiniają natomiast Ukrainę za podobną serię fałszywych alarmów bombowych, które zmusiły rosyjskie szkoły, centra handlowe i przedszkola do ewakuacji dziesiątek tysięcy ludzi. Po długotrwałej przerwie, fałszywe zgłoszenia o bombach w Rosji zostały wznowione jesienią, akurat wtedy, gdy wzrosło napięcie między Moskwą a Kijowem.
Polecamy także:
- Telefoniczni podszywacze. Siedzą w rosyjskim darknecie
- Last dance Putina. Wojna mogłaby być jego końcem
Jedno wcale nie musi wykluczać drugiego. Służby działające na zlecenie Kremla równie dobrze mogą wywoływać fikcyjne alarmy w swoim kraju, a następnie spychać winę na Ukrainę. To tym bardziej oczywiste, że ostatnim, co byłoby potrzebne Kijowowi, to dalsza eskalacja napięcia. Historia jednak uczy, że w obliczu wojny służby gotowe są na wszystko, nawet, jeśli ich działania są szyte nićmi najgrubszymi z możliwych. Prowokacja gliwicka wykonana przez Niemców 31 sierpnia 1939 r. również była fatalnie wykonanym blamażem służb – co nie miało znaczenia dla tego, co wydarzyło się dzień później.
Czytaj też: