czwartek, 18 kwietnia, 2024
Strona głównaLifestyleAborcja. Dlaczego referendum to nie jest dobry pomysł?

Aborcja. Dlaczego referendum to nie jest dobry pomysł?

„Ani jednej więcej” - seria protestów po śmierci 30-letniej Izy w szpitalu w Pszczynie pokazała, że Polacy chcą walczyć z groźnym prawem aborcyjnym. Lawinowy wzrost poparcia dla liberalizacji przepisów pokazują też najnowsze sondaże. Co więc może pójść nie tak? Wszystko, bo za temat bierze się polska opozycja.

Warszawa i Kraków były miastami, gdzie w weekend odbyły się największe manifestacje przeciwników ubiegłorocznego wyroku Trybunały Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. 22 października orzekł on, że dokonanie aborcji, jeśli płód jest uszkodzony – jest niezgodne z z konstytucją. Na tragiczne konsekwencje tego rozstrzygnięcia trzeba było czekać niespełna rok. W szpitalu w Pszczynie zmarła 30-latka, u której lekarze bali się poddać aborcji uszkodzony płód.

Aborcja. Polacy chcą zmian

Sprawą od kilku dni żyje niemal cała Polska, a opinie są niemal jednoznaczne – Polacy chcą zmiany niebezpiecznego prawa. W sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski za złagodzeniem przepisów opowiada się aż 74 proc. ankietowanych. 31,1 proc. chce aborcji na żądanie do 12 tygodnia ciąży, a 43,8 opowiada się za powrotem do „kompromisu aborcyjnego”. Nawet wyborcy PiS chcą „poluzowania” przepisów. 14 proc. opowiada jest za aborcją na żądanie, a powrotu do tzw. kompromisu chce 28 proc. z nich.

Przypomnijmy, że „kompromis aborcyjny” to stan prawny, który obowiązywał praktycznie od 1993 do 2020 roku, choć zwolennicy liberalizacji przepisów podkreślają, że przez ostatnie kilkanaście lat dostęp do zabiegu był utrudniony ze względu na tzw. „klauzulę sumienia”. Lekarz, który nie chciał dokonać legalnej aborcji, mógł jej odmówić ze względów pozamedycznych.

Najnowszy sondaż dla WP. Wyrok TK ws. aborcji bezlitośnie oceniony przez Polaków w rok po orzeczeniu

Skoro 3/4 obywateli chce liberalizacji przepisów, wydaje się, że zmiana jest tylko kwestią czasu. Pytanie brzmi: jak i kto powinien to zrobić? PiS, aby nie drażnić środowisk, wobec których rok temu zrobiło ukłon, nie może teraz zrobić kroku wstecz. Z drugiej strony, trudno wyobrazić sobie, by nie odrzucił projektu nowelizacji jakiejkolwiek ustawy, który nie wyszedł spod pióra jego posłów.

Szymon Hołownia chce referendum

Szymon Hołownia zaproponował, by w sprawie prawa aborcyjnego przeprowadzić referendum. – Chcę zobaczyć i usłyszeć w Polsce nie wolę Jarosława Kaczyńskiego w sprawie tego, co kobiety powinny zrobić ze swoim życiem, tylko chcę zobaczyć i usłyszeć wolę Polaków – powiedział w programie Polsatu „Gość Wydarzeń” lider ruchu Polska 2050. Choć prawie 60 proc. Polaków popiera ten pomysł (ten sam sondaż dla WP z 5 listopada), to jednak Hołownia spotkał się ze ścianą.

„Obrzydliwy i tchórzliwy pomysł referendum w sprawie aborcji. Ktoś pomylił telewizyjne show, gdzie widzowie decydują o tym kto wygra, z realnym życiem milionów kobiet. Polityk musi mieć odwagę do zmiany. #anijednejwiecej” – napisał oburzony Robert Biedroń. „Jak bardzo trzeba gardzić ludźmi, a bardzo kochać siebie, żeby oddanie ludziom głosu nazywać „obrzydliwym tchórzostwem”, a oddanie głosu sobie – odwagą – zripostował Hołownia, który pojawił się w sobotę na marszu w Warszawie.

W podobnym co Biedroń, choć mniej konfrontacyjnym tonie, wypowiada się jednak wielu innych polityków i organizacji kobiecych. Prawa człowieka nie powinny być głosowane w referendum – to główny argument. W końcu mowa o zabiegu medycznym, więc dlaczego o losie kobiet w ciąży mają decydować – dajmy na to – panowie w podeszłym wieku? W Irlandii, na którą często powołują się zwolennicy referendum, taka forma była konieczna, bo do zmiany prawa niezbędna była zmiana konstytucji.

Referendum ws. aborcji. Zagrożenia

Sam Hołownia zwracał uwagę na to, że referendum rozpisane przez rząd może zawierać zmanipulowane pytania. Należy też pamiętać, że władze mają szeroki wachlarz narzędzi dezinformacyjnych, a na brutalną kampanię antyaborcyjną może wydać dziesiątki milionów złotych. Może też wybrać bezpieczniejszą opcję – bojkotowania zarówno samego referendum (zorganizuje je, ale będzie robić wszystko, by obniżyć frekwencję), jak i jego wyniku.

Trzeba też pamiętać, że referendum to ostatnio w polskim systemie politycznym narzędzie skompromitowane. Przed drugą turą wyborów prezydenckich w 2015 roku zostało instrumentalnie użyte przez Bronisława Komorowskiego w desperackiej próbie przymilenia się wyborcom Pawła Kukiza, który referendum miał od zawsze na sztandarach. Zagłosowało w nim niespełna 8 proc. obywateli.

Czytaj też:

Trzy lata później z inicjatywy Andrzeja Dudy miało odbyć się referendum konstytucyjne. Prezydent myślał, że może robić coś poza podpisywaniem papierów przysłanych mu z Wiejskiej, ale projekt jego ustawy poparło dziesięciu ze stu senatorów (żaden z PiS). Później mówiono, że to PKW zgłaszała wątpliwości, ale tak naprawdę było to wysłanie głowy państwa do kąta za działania nieskonsultowane z Jarosławem Kaczyńskim. Skoro więc nie referendum, to co? 

PiS zapewniał, że nie odrzuci bez czytania w Sejmie żadnej obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej. Tak tłumaczył się z procedowania niedawno haniebnego projektu środowiska Kai Godek. Obecnie trwa zbiórka podpisów pod projektem „Legalna aborcja. Bez kompromisów”, który zakłada aborcję na żądanie do końca 12. tygodnia ciąży. W sejmowej zamrażarce leży też projekt ustawy prezydenta, cofający w praktyce przepisy aborcyjne do stanu sprzed orzeczenia TK. Może tym razem Andrzejowi Dudzie coś się uda.

Polecamy:

Maciej Deja
Maciej Deja
Wyrobnik-dyletant, editor in-chief w trzyosobowym zespole TrueStory.pl. Wcześniej w redakcjach: Salon24.pl, FAKT24.PL, Wirtualna Polska, Agencja AIP, iGol.pl.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze