środa, 24 kwietnia, 2024
Strona głównaTechnologieYandex - kto stoi za sukcesem rosyjskiego Google?

Yandex – kto stoi za sukcesem rosyjskiego Google?

Gdy wybuchła wojna na Ukrainie wiele osób apelowało o wykorzystanie Google Maps do omijania kremlowskiej propagandy i pisania w recenzjach restauracji co aktualnie dzieje się na froncie. Inni odpowiadali, że lepszym narzędziem niż aplikacja Google, będzie Yandex Navigator, rosyjski odpowiednik wyszukiwarki. Tyle, że Yandex to nie Google. To bardziej jak Google, Uber i Amazon w jednym. Firma lewiatan.

Jak widać Yandex skupia się także na podboju rynku w państwach ościennych, m.in. w Białorusi, Uzbekistanie czy Turcji

Dzień inwazji na Ukrainę musiał być trudny dla Arkadego Volozha, właściciela Yandexu. Z powodu kaprysu Putina już na starcie wojny stracił 400 milionów dolarów i wypadł z grona miliarderów. Każdy kolejny dzień wojny wpływał na wycenę firmy. Rosyjski milioner był już do takich ciosów przyzwyczajany.

Już wcześniej legislacyjne wymysły Kremla sprawiały, że tracił bardzo dużo pieniędzy. Tym razem nic jednak nie zapowiada poprawy. Yandex nie będzie mógł sfinansować dalszych prac nad projektem autonomicznych samochodów. W ten sposób zaczyna przegrywać wyścig z amerykańskimi gigantami technologicznymi. Rywalizację, w której jako lokalna potęga długo trzymał ich na dystans.

Yandex. Firma od wszystkiego

Chcesz kupić lodówkę do domu? O najlepszą ofertę zapytaj Alice (yandexowy odpowiednik Siri), która pomoże ci wybrać produkt z Yandex Marketu. Później zamówisz obiad z Yandex Lavki (to akurat bardziej „dark store” jak Lisek niż Uber Eats), za który zapłacisz pieniędzmi zgromadzonymi w Yandex Wallecie. Czekając na jedzenie przeskrolujesz Yandex News, jednym okiem zerkając na postępy kuriera przesuwającego się na mapie w Yandex Navigatorze.

Yandex szedł drogą Google, choć zaczynał raczej jako X-Kom. W latach 90. Arkady Wolozh założył sklep z komputerami, które sprowadzał z Austrii. Biznes szedł na tyle dobrze, że właściciel postanowił poeksperymentować na nowym rynku wyszukiwarek. Głównym rywalem był inny rosyjski produkt – Rumbler.

Gdy okręt Google pojawił się na horyzoncie, to musiał nadrobić zaległości językowe, a Yandex powiększał nad nim przewagę. Zresztą widząc na jak trudny rynek trafili, dyrektorzy Google, swoim zwyczajem, próbowali Yandex po prostu kupić. Nie udało się, a obie firmy od prawie dwudziestu lat próbują wydzierać sobie kolejne fragmenty rynku. Analitycy z Massachusetts Institute of Technology twierdzą, że w przededniu wojny rosyjska firma wygrywała z Google w stosunku 60 do 40.

Yandex. Ciężar danych potrzebnych Kremlowi

Im więcej Yandex wiedział o Rosjanach, tym bardziej potrzebny był władzy. Pierwszy raz Kreml zwrócił uwagę na firmę w 2008 roku. Chodziło o wojnę w Gruzji i to jak przedstawia ją Yandex News. Będąca agregatorem treści przeglądarka ściągała na swoje łamy teksty przedstawiające obie strony konfliktu. Zaowocowało to pierwszą wizytą smutnych panów ze służby bezpieczeństwa w siedzibie firmy. Tłumaczenia, że artykuły wybiera algorytm, a nie człowiek zdały się na nic. „Myślenie” maszyny należało poprawić.

Tak wygląda wystawianie „proukraińskich” recenzji na Yandexie w praktyce (fot.Twitter)

Był to czas gdy niezależnością przeglądarki najłatwiej było zachwiać po prostu ją kupując. Próbował to zrobić Aliszer Usmanow, najbogatszy z rosyjskich oligarchów. Podobnie jak Google musiał obejść się smakiem. Usmanow zrekompensował sobie Yandex kupując udziały w Uberze. Dwa miesiące temu (co za przypadek!) dokonał zakupu pakietu większościowego w vKontakte, największym rosyjskim portalu społecznościowym. Ten może już cenzurować do woli. Szczególnie teraz, gdy Kreml bardzo potrzebuje jego pomocy na tym polu.

Yandex. Nadejście suwerennego internetu

Kolejnym wyzwaniem dla Yandexu, było nadejście tzw. suwerennego internetu. To szeroko zakrojony projekt będący częścią tzw. suwerennej demokracji, a więc takiej, na którą nie ma wpływu żadne inne państwo. Przyjemna nazwa na drogę Rosji do pełnej dyktatury miała ukryć szereg zmian w prawie, utrudniających działalność firmom technologicznym. Media sprzyjające Kremlowi zaczęły zmieniać klimat wokół Yandexu.

Publicznie pisano, że służby zachodnich państw wywierały presję na kierownictwie firmy, aby w jej radzie nadzorczej znaleźli się obcokrajowcy, a ona sama została zarejestrowana za granicą (faktycznie, wówczas Yandex był zarejestrowany w Holandii, a sześciu z 12 członków zarządu nie miało rosyjskiego paszportu). To działania przypominające trochę próbę „polonizacji” TVN-u przez Prawo i Sprawiedliwość. Wiadomo, że gdyby wymóc na firmie sprzedaż w ręce polskiego kapitału, to najłatwiej byłoby ją nabyć jakiejś spółce skarbu państwa. Na przykład Orlenowi.

Technologicznie Yandex jeszcze przed chwilą miał bardzo wysokie ambicje. Teraz firmie grozi niewypłacalność.

Dla Yandexu takim Orlenem był Sberbank

Sberbank to największy bank w Rosji, który w ponad 50 proc. kontrolowany jest przez państwo. W październiku 2018 roku gruchnęła informacja, że bank szykuje się do zakupu 30 proc. udziałów w Yandexie. Rynek zareagował błyskawicznie, a akcje firmy momentalnie straciły prawie 10 proc. wartości.

Już rok później rządząca w kraju Jedna Rosja szykowała projekt ustawy, który zakładał ograniczenie wpływu obcego kapitału na firmy mające „znaczące zasoby informacyjne”. Dla Yandexu był to gigantyczny cios, bo ponad 80 proc. akcji firmy było w obrocie na amerykańskiej giełdzie. Znów notowania firmy pikowały w dół, a Google zacierał ręce.

Epilog. Yandex idzie na pełną współpracę

Co Volozh mógł zrobić aby Kreml się od niego na dobre odpieprzył? Rozwiązaniem było albo sprzedanie firmy jakiemuś wyznaczonemu do tego oligarsze, albo pójście na pełną współpracę. Ostatecznie milioner wybrał to drugie.

Wytracanie resztek niezależności przez Yandex to proces, który nie ma spektakularnego finału. Firma połykana jest metodą salami, kawałek po kawałku, tak aby nie zrazić do reszty pracujących w niej informatyków, z których wielu wykształciło się na Zachodzie i ma raczej liberalne (przynajmniej jak na Federację Rosyjską) poglądy.

List pracownicy Yandexu, która zdecydowała się odejść z firmy ze względu na napaść na Ukrainę (fot. Twitter)

Weźmy taką sprawę: moskiewski policjant został oskarżony o podłożenie narkotyków niezależnemu dziennikarzowi. Pytany przez sąd skąd wiedział gdzie tamten przebywa bez cienia żenady odpowiedział, że poprosił o jego aktualny adres w Yandexie. Firma wystosowała komunikat, w którym poinformowała, że zawsze wspiera organy ścigania.

Gdy w zeszłym roku, niedługo przed wyborami do Dumy, na Yandex Navigatorze zaczęły się pojawiać recenzje opisujące metodę „inteligentnego głosowania” promowaną przez Aleksieja Nawalnego firma usuwała je mówiąc, że są „nie na temat”. Zresztą wpisując dziś w wyszukiwarkę nazwisko opozycjonisty raczej nie znajdziemy pozytywnych materiałów na jego temat. Yandex broni się mówiąc, że to nie on dostarcza wiadomości. Robi to za niego algorytm. Na ironię zakrawa fakt, że w 2008 roku ten sam argument miał obronić firmę przed agentami FSB.

Zobacz też:

Jan Rojewski
Jan Rojewskihttps://truestory.pl
Pisarz, dziennikarz. Publikował m.in. na łamach Gazety Wyborczej, Rzeczpospolitej, Onetu, Tygodnika Powszechnego. Był stałym współpracownikiem Wirtualnej Polski i Tygodnika POLITYKA. Od września 2021 roku redaktor naczelny True Story.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze