Lekarze bez Granic oraz 20 innych organizacji prowadzących działania ratunkowe na Morzu Śródziemnym opublikowały oświadczenie ws. nowego prawa przyjętego przez włoskie władze. NGOS-y alarmują, że utrudni ono ratowanie życia na morzu i przyczyni się do większej liczby przypadków śmiertelnych. Organizacje przekonują, że nowe regulacje stoją w sprzeczności z międzynarodowym prawem morskim, prawami człowieka i prawem europejskim.
Włochy idą na wojnę z NGOS-ami ratującymi migrantów
„Tym samy powinny spotkać się z ostrą reakcją Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego, państw członkowskich Unii Europejskiej i innych europejskich instytucji. (…) wzywamy włoski rząd do natychmiastowego wycofania wydanego ostatnio dekretu. Wzywamy też wszystkich członków i członkinie włoskiego parlamentu do sprzeciwienia się tym regulacjom i zapobieżenia ich wejściu w życie” – czytamy w oświadczeniu. NGOS-y wzywają też kraje UE do przestrzegania obowiązującego prawa.
Organizacje najmocniej krytykują trzy zapisy:
- nakaz powrotu do portu po każdej akcji ratunkowej (tymczasem wiele łodzi używanych przez NGOS-y wykonuje kilka „kursów”, zanim wróci na ląd),
- nakaz powrotu do portu wyznaczonego przez włoskie władze (mają one być oddalone niekiedy aż o 4 dni żeglugi od miejsca działań),
- nakaz zbierania danych osobowych od uratowanych oraz ich deklaracji odnośnie do ubiegania się o ochronę międzynarodową i przekazywanie tych informacji władzom (w teorii są do tego uprawnieni tylko funkcjonariusze państwowi).
Jak donosi Reuters, kolejnym nakazem, jaki nowe prawo nakłada na załogi statków ratunkowych, jest instruowanie uratowanych, że wniosek o ochronę międzynarodową mogą złożyć w dowolnym państwie UE. Agencja donosi też, że w razie nieprzestrzegania nowych przepisów, kapitanom grozi grzywna w wysokości 50 tys. euro, a w przypadku recydywy – konfiskata jednostki przez włoskie władze.
„Od 2014 roku cywilne jednostki ratunkowe starają się (…) wypełnić lukę, którą państwa europejskie celowo zostawiły, kiedy przerwały działania poszukiwawczo-ratunkowe na Morzu Śródziemnym. NGOS-y odgrywały kluczową rolę w ich zastąpieniu i zapobieganiu jeszcze większej liczbie śmiertelnych zdarzeń, cały czas działając zgodnie z obowiązującym prawem. Tymczasem kraje UE, a w szczególności Włochy, przez lata starały się utrudniać działania ratunkowe – zniesławiając, nękając administracyjnie i kryminalizując organizacje pozarządowe i aktywistów” – czytamy w oświadczeniu.
Polityka migracyjna UE jak kot Schrödingera
Migracja przez Morze Śródziemne pozostaje jednym z największych zagrożeń dla UE. Od wspomnianego 2014 roku państwa członkowskie nie mogą w wypracować wspólnej polityki w tym zakresie. Zgodnie z prawem, wszyscy migranci mają prawo złożyć wniosek o ochronę międzynarodową (np. azyl). Do czasu, aż zostanie on rozpatrzony, nie mogą oni jednak legalnie przebywać na terytorium UE pobytu, więc koszaruje się je w tzw. ośrodkach przejściowych.
Jest to proces skrajnie niewydolny – migrantów jest za dużo, często nie mają dokumentów (kradną im je przemytnicy), a urzędników niezbędnych do tej wdrożenia procedury – za mało. Za mało jest też pieniędzy na utrzymanie jednych i drugich, co prowadzi nieuchronnie do obrazków znanych z Lampedusy, Lesbos czy Ceuty – pożary, choroby, głód i zamieszki w ośrodkach dla migrantów. Włochy, Grecja i Hiszpania narzekają, że reszta Europy pozostawiła ich z problemem samym sobie.
Giorgia Meloni wygrała w październiku wybory głównie dzięki wykorzystaniu nastrojów antymigracyjnych. Według oficjalnych statystyk w ciągu ostatnich 5 lat do Włoch przybyło pół miliona osób, głównie z Afryki Północnej, którzy są źródłem wielu niepokojów społecznych (słusznie lub mniej słusznie). Przed wprowadzeniem nowego dekretu Meloni zapowiedziała m.in., że skończy z „taksówkami dla migrantów”, jak nazwała łodzie należące do organizacji pozarządowych.
Na tym tle dochodzi do międzynarodowych zgrzytów. Ostatnio władze portu we włoskiej Rawennie nie chciały wpuścić łodzi z ponad 200 migrantami. Stało się to dopiero po ponagleniach ze strony francuskiej i niemieckiej dyplomacji. Włochy domagały się zapewnień, że oba państwa wezmą na siebie obowiązki związane z przyjęciem uratowanych pasażerów. Teraz rząd Meloni, zgodnie z przedwyborczymi obietnicami, oddala problem od siebie, licząc że Europa będzie zbyt zajęta Ukrainą, by potępiać Rzym.
***
Niestety, wiele wskazuje na to, że włoscy rządzący nie mylą się w swoich kalkulacjach, i to nie tylko ze względu na wojnę Putina. W ostatnich dwóch latach instytucje europejskie – wobec politycznego impasu w kwestii podejścia do migrantów – wręcz jawnie zezwalają państwom zewnętrznym UE na łamanie prawa międzynarodowego. Dzieje się to w postaci tzw. pushbacków (znanych doskonale z polsko-białoruskiej granicy) lub utrudniania, czy wręcz uniemożliwiania, procedury azylowej.
Polecamy:
- Mateusz Morawiecki wspiera walkę z dezinformacją finansując twórców fake newsów
- Niebezpieczne związki Moniki Jaruzelskiej. Prorosyjscy działacze i agenci Kremla
Rządy państw ościennych w „obsłudze” migrantów miał odciążyć Frontex, organizacja z formalną siedzibą w Warszawie, finansowana z budżetu UE (ponad 750 mln euro w 2022 roku). Jej ostatni dyrektor wykonawczy – Fabrice Leggeri – w kwietniu podał się do dymisji właśnie ze względu na powyższe oskarżenia o bezprawne działania funkcjonariuszy.
Następcy do tej pory nie wybrano, co tylko pokazuje, jak beznadziejne w gruncie rzeczy zadanie przed nim stoi. W sytuacji, kiedy bieda, wojny, katastrofa klimatyczna, zarazy i demografia jasno pokazują, że milion wniosków o azyl rocznie już wkrótce będzie błogim wspomnieniem, Europa wciąż miota się pomiędzy naiwnym miłosierdziem a okrutnym bezprawiem.
Czytaj też: