piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaLifestyleWezwania na ćwiczenia wojskowe. Czy dyskryminacja pozytywna jest OK?

Wezwania na ćwiczenia wojskowe. Czy dyskryminacja pozytywna jest OK?

Ostatnimi czasy na wielu portalach z Wykopem na czele można czytać o tym, że tylnymi drzwiami rząd próbuje przywrócić obowiązkową służbę wojskową. Daje to asumpt do rzetelnych dyskusji, ale też niestety do atakowania kobiet, które według niektórych ponoszą winę za taki stan rzeczy. W tej debacie co jakiś czas pojawia się też temat zasadności tzw. dyskryminacji pozytywnej.

Wojsko jest jedną z tych instytucji, w których parytet niespecjalnie się przyjął.

Zacznijmy może od powodu, dla którego postanowiłem napisać ten artykuł. Na portalu Wykop kilku internautów przesłało screeny z wezwaniem na ćwiczenia do jednostki w Sieradzu, tłumacząc, że ewidentnie musiała zajść jakaś pomyłka, gdyż poza komisją wojskową nie mają oni z armią nic wspólnego. Nie dziwi mnie wcale, że ogólny strach związany z takim incydentem mógł wzbudzić spore emocje, zwłaszcza że nie od dziś wiadomo o patologicznych sytuacjach takich jak choćby zjawisko fali występujące podczas obowiązkowej służby wojskowej wiele już lat temu. Mężczyźni posiadający rodziny, własne biznesy i wyjątkowo niskie zaufanie do naszego rządu teraz nagle mają rzucać wszystko i za głodowe stawki wyjąć sobie kilka tygodni z życiorysu, by i tak nie nauczyć się niczego poza bezmyślnym posłuszeństwem.

Wezwania do wojska. Równość, czyli wszyscy albo nikt

Problem z całą sytuacją był taki, że – jak się okazało – jednostka w Sieradzu nie pierwszy raz zinterpretowała prawo po swojemu, choć w tym wypadku mocno na jej korzyść przemawiają nowe przepisy automatycznie przypisujące wszystkich mężczyzn do tak zwanej służby pasywnej. Rozpętała się medialna burza pełna dezinformacji, skupiona w dużej mierze na straszeniu ludzi. Wymieniano nawet reprezentantów zawodów najbardziej narażonych na wezwanie. Profesji publicysty z TrueStory jednak nie znalazłem na tej liście, więc chyba ja i redakcyjni koledzy możemy odetchnąć z ulgą.

Tu jednak pojawia się kolejny przykład tego, jak ustawodawstwo buduje się w naszym kraju z kartonu. Na ćwiczenia w 2023 roku mają podobno zostać powołane osoby niemające wcześniej styczności ze służbą w maksymalnej liczbie trzech tysięcy. Szef Wojskowego Centrum Rekrutacji publicznie oznajmił, że wezwanie na ćwiczenia stanowi jedynie propozycję. Czyż zatem nie jest logicznie uzasadnioną możliwość jej odrzucenia? Podobne pytanie zadał jeden z dziennikarzy obecnych na konferencji. Szef WCR otwarcie jednak przyznał, że „jeśli składamy odmowę, musi być to czymś uzasadnione”. Czyli rozumiem, że „nie idę, bo mam to gdzieś” również się kwalifikuje?

Szokować może ten informacyjny zamęt, w którym sensacja i klikalność stanowią wyższe wartości niż prawda. W tym momencie pojawia się też temat nierówności, która zdaje się być akceptowana przez elitę rządzącą i niektórych obywateli. Bo o ile w Szwecji czy Norwegii powołanie do odbycia służby wojskowej dotyczy tak mężczyzn jak i kobiet, to w wielu krajach wyłącznie mężczyźni posiadają taki obowiązek. Aby więc mówić o równości, trzeba odbić albo w stronę poboru wszystkich obywateli bez względu na płeć, albo w stronę dobrowolności dla każdego. Ja opowiadam się za drugą opcją.

Jak już wspomniałem, nie brakuje postaw absolutnie skrajnych. Internauci dumnie obarczają kobiety winą za taki stan rzeczy, a nawet wytykają im to, że nie rodzą dzieci albo nie wchodzą w związek małżeński i z tego powodu też powinny iść w kamasze. Nie wydaje mi się, aby moja żona, moja mama albo moje znajome w jakikolwiek sposób były winne tej sytuacji. Chyba że dążymy do sytuacji z „Opowieści podręcznej” Margaret Atwood.

Z drugiej strony – jeśli już szukamy hipokryzji – mamy choćby posłankę Annę Marię Żukowską, która choć deklaruje się za równością, nie widzi absolutnie problemu w powoływaniu niezainteresowanych aspektami militarnymi mężczyzn do wojska. Mówimy tu dokładnie o tej samej osobie, która hołdowała właściwie stosunkowo niedawno hasłu „Moje ciało, moja sprawa”. Czy narażanie własnego życia na wojnie, a także zdrowia psychicznego i fizycznego na ćwiczeniach wojskowych nie stanowi ingerencji w ciało poborowych? A może ciało mężczyzny jest już zbiorowym interesem państwa, nie zaś jego indywidualnym?

Warto też dodać, że pod względem obowiązku obrony ojczyzny mężczyźni posiadają mniej swobody niż kobiety, ponieważ nie mogą wówczas ot, tak, opuścić granic państwa. I tu właśnie wkracza dyskryminacja pozytywna. Polega ona na utrzymywaniu czasowych lub stałych rozwiązań oraz środków prawnych, których celem jest wyrównanie szans pewnych grup dyskryminowanych na przykład ze względu na płeć, orientację seksualną, kolor skóry czy religię.

Wbrew pozorom rozwiązania tego typu wcale nie należą do nowych. W czasach PRL-u funkcjonowały tak zwane punkty za pochodzenie, które miały zmniejszyć nierówność, zwiększając tym samym szanse na przyjęcie na uczelnię wyższą młodzieży chłopskiej i robotniczej. Punkty te zostawały dodane do puli przekładającej się na wynik egzaminów wstępnych. Jeśli zatem ktoś pochodził z rodziny inteligenckiej i zdobył taką samą punktację za poszczególne zadania co syn miejscowego rolnika, w efekcie miał ich tak naprawdę mniej.

Obecnie dyskryminacja pozytywna na stałe zawładnęła popkulturą amerykańską. Sam Tom Hanks przyznał, że w obecnych czasach nie mógłby odgrywać bohatera filmu Filadelfia z 1993 roku, ponieważ nie posiada orientacji homoseksualnej. Z kolei dubbingujący czarnoskórą postać Clevelanda Browna z serialu Family Guy biały aktor Mike Henry po wielu latach ustąpił miejsca Arifowi Zahirowi. To tylko kilka z przypadków.

Dyskryminacja pozytywna. Krytyka zjawiska

Krytyka zjawiska dyskryminacji pozytywnej opiera się na kilku głównych zarzutach. Pierwszy z nich dotyczy samego słowa „dyskryminacja”, które już ze swojej natury jest nacechowane pejoratywnie. Myślę, że dość trudno byłoby przekonać, że takie zjawiska jak choćby nękanie czy gwałt mogą jawić się jako pozytywne. Wielu krytyków wskazuje na to, że podobnie jak dwa wcześniej wspomniane działania tak i dyskryminacja nie może uchodzić za coś dobrego.

Drugą kwestią podjętą między innymi przez członka Czarnych Konserwatystów, Dutcha Martina, jest upowszechnianie przez dyskryminację pozytywną sytuacji, w których Afroamerykanie są postrzegani jako mniej inteligentni niż biali. Martin uważa, że osoby czarnoskóre potrafią osiągnąć dobre wyniki bez stosowania wobec nich taryfy ulgowej. Tu należy także wspomnieć o pewnej powtarzającej się cyklicznie imprezie, kiedy amerykańscy studenci organizują afirmacyjną akcję sprzedaży ciasteczek. Zasady są takie, że biali oraz Azjaci mogą zakupić produkt po jednym dolarze, natomiast rdzenni Amerykanie, Latynosi i Afroamerykanie po 50 centów. Kobiety z kolei po 25 centów. Organizatorzy tłumaczą, że to, co robią, odzwierciedla metody działania dyskryminacji pozytywnej.

Inni krytycy wskazują, że w omawianym pojęciu ewidentnie brakuje obiektywnych kryteriów reprezentacji danej grupy społecznej. Chodzi o to, że nie wiadomo do końca, jaka reprezentacja (na przykład Latynosów) powinna mieć miejsce w obrębie ekipy filmowej zajmującej się kręceniem danego dzieła. Zakładając, że na sto osób wchodzących w skład całej grupy tylko jedna będzie Latynosem, można mieć wątpliwości, czy jest to wystarczające. Tak samo może zastanawiać fakt, czy bardziej w tej chwili główna uwaga nie skupia się na kolorze skóry niż na realnym doświadczeniu danej osoby.

Dodatkowo zawsze będzie dochodzić do sytuacji, kiedy jakaś grupa, którą także będzie można uznać za niedoreprezentowaną, zostanie po prostu pominięta. Bo jakby nie patrzeć, zdecydowana większość ludzi pod względem jakichś swoich cech należy do mniejszości. Uwzględniając cechy powiązane z rasą czy etnicznością, można łatwo zapomnieć o płci i orientacji. A nawet przy uwzględnieniu wszystkich tych czterech elementów pominięte mogą zostać osoby niepełnosprawne. Niepełnosprawność jednakże ma różne oblicza i jeśli w ekipie znajdzie się osoba na wózku inwalidzkim, to ta niesłysząca czy niewidoma także powinna dołączyć do prac nad filmem.

Rzecz jasna, odrobinę ironizuję, bo trzeba jeszcze mieć na uwadze przeszłość pełną niesprawiedliwości, w tym politykę kolonialną, która nie pozostała bez wpływu na społeczność czarnoskórych. Uważam, że rodzinom tych osób, które z powodu rasizmu rzeczywiście zostały potraktowane w sposób niegodny, należą się reparacje ze strony państwa. Podobnie jak Polska moim zdaniem powinna otrzymać zadośćuczynienie za wojnę i okupację ze strony niemieckiej oraz rosyjskiej – niestety wątpię, aby się to kiedykolwiek stało.

Musimy jednak mieć na uwadze, że dyskryminacja pozytywna często narzuca odpowiedzialność zbiorową, gdzie każdy reprezentant większości ma się obwiniać i poczuć niewygodę ze względu na to, co kiedyś uczynił jego przodek. Wydaje się to dość absurdalne i łatwo w tym kontekście odnieść się do naszych wschodnich sąsiadów. Po tym, jak Polska przyjęła kilka milionów Ukraińców pod swe skrzydła, znaleźli się malkontenci odwołujący się do wydarzeń w Wołyniu.

Tylko czy naprawdę osoby urodzone często w latach 70. czy 80., a także później, mają cokolwiek wspólnego z tym ludobójstwem? I czy wskutek tego mamy traktować Ukraińców gorzej? Poza tym odpowiedzialność zbiorowa niejako zwalnia z poniesienia konsekwencji przez te instytucje i jednostki, które naprawdę są winne. Bo jeśli Mati wybił szybę, a odpowiada cała klasa, to z kilkuset złotych za wstawienie nowej robi się kilkadziesiąt, a płacić muszą osoby niezwiązane z tym zdarzeniem.

Czytaj także:

Dyskryminacja pozytywna zdaje się zjadać własne dzieci niczym Kronos. Całkowicie odwraca sytuację i zamiast godzić ze sobą ludzi, powoduje kolejne konflikty. Głównym moim problemem z tym zjawiskiem jest fakt, że początkowa chęć wyrównania szans została zmodyfikowana, by szale nie znajdowały się na tym samym poziomie, a po to, aby zawsze jedna górowała nad drugą.

W przypadku poboru mężczyzn wydaje mi się, że nie do końca możemy mówić o dyskryminacji pozytywnej, a o tej pierwotnej, gdyż takie ograniczające wolność działania prowadzone były od zarania dziejów. Główny problem polega tu na normalizacji tego stanu rzeczy. Trochę w tym naleciałości tradycyjnych, każących wierzyć, że tak musi być, bo tak sprawy się miały zawsze. A to wszystko polane sosem toksycznej męskości, w której „chłop ma być chłopem, a nie mięczakiem w rurkach”.

Polecamy:

Sebastian Jadowski-Szreder
Sebastian Jadowski-Szrederhttps://www.jadowskiszreder.pl/
Youtuber i pisarz, twórca zbioru opowiadań "Incydenty Antoniego Zapałki", hobbystycznie zbieracz filmów i pasjonat horrorów, a także starych gier. Główną sferą jego zainteresowań jest popkultura z wyraźnym zaakcentowaniem elementów retro.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze