
1: Mocniejszy przeciwnik w prawyborach
W 2016 r. Trump trafił na wyjątkowo kiepskich kontrkandydatów w prawyborach partii republikańskiej. Typowany początkowo na pewniaka Jeb Bush, młodszy brat George’a, okazał się Bronisławem Komorowskim USA i skompromitował się zbyt wiele razy, by zyskać jakiekolwiek poparcie. Startujący zaś jako inny anty-establishmentowy kandydat, senator z Teksasu Ted Cruz, został przez Trumpa przelicytowany w populistycznej retoryce.
Tymczasem dzisiaj wiele wskazuje na to, że nową gwiazdą na republikańskim firmamencie może być Ron DeSantis, który właśnie odniósł przytłaczające zwycięstwo, uzyskując reelekcję na stanowisko gubernatora Florydy. Istnieje duża szansa, że DeSantis może stać się priorytetowym wyborem dla tych republikanów, którzy mają dość paranoicznej i spiskowej narracji Trumpa i jego akolitów, ale chcą jednocześnie powrotu do wartości konserwatywnych reprezentowanych tradycyjnie przez Grand Old Party.
Niedługo przed ogłoszeniem startu Trumpa wykonano sondaże w stanach Iowa i New Hampshire, w których jako pierwszych odbywają się głosy w republikańskich prawyborach. W obu przypadkach DeSantis wygrywa z byłym prezydentem o dwucyfrową liczbę punktów procentowych. Podobne dane pochodzą zresztą z Florydy i Georgii. Może się okazać, że miliarder ma zwyczajnie zbyt silny elektorat negatywny w swojej partii. Owszem, w 2016 r. udało mu się przebić swój sufit, jednak nikt wtedy nie wiedział, jakim będzie prezydentem. Dziś, gdy jest to jasne, trudniej mu będzie odtworzyć ponownie swój pozytywny image.
2: Porażki Trumpa jako prezydenta
W 2016 r. Trump mógł obiecywać cuda na kiju, bo nigdy wcześniej nie piastował publicznego urzędu i nie było go z czego rozliczać. Obecnie jednak można mu wypomnieć szereg niedotrzymanych obietnic. Miliarder nie uchylił reform opieki zdrowotnej z czasów Baracka Obamy, co było jednym z jego sztandarowych projektów, zbudował też tylko 79 km słynnego „muru” w miejscach, w których granica z Meksykiem była wolna od zabezpieczeń (reszta powstała jako dodatkowa linia, albo w ramach wymiany istniejących barier). Cel budowy nie został zresztą osiągnięty, bo jeszcze za kadencji Trumpa liczba migrantów znów zaczęła gwałtownie rosnąć.
Miliarder kompletnie nie poradził sobie także z pandemią koronawirusa, która pochłonęła w kraju ponad milion (!) ofiar, najwięcej na świecie i prawie dwukrotnie więcej niż w drugiej Brazylii. Z drugiej strony, były prezydent najprawdopodobniej wrzuci narrację wojny kulturowej, a w niej odniósł wielkie „pośmiertne” zwycięstwo, gdy mianowani przez niego sędziowie Sądu Najwyższego doprowadzili do uchylenia wyroku w sprawie Roe vs Wade, zapewniającego prawo do aborcji na poziomie federalnym.
Za Trumpem będzie się także ciągnął smród ze stycznia 2021 r., kiedy to jego podburzeni zwolennicy zaatakowali Kapitol, nie tylko demolując jego wnętrza, ale też wstrzymując proces przekazania władzy. Miliarder do dziś twierdzi, że wybory zostały „skradzione” mimo braku cienia dowodu na fałszerstwa. Jednak nie wszyscy republikanie są tą narracją zainteresowani – ostatnie wybory połówkowe pokazały, że wielu kandydatów z frakcji Trumpa wypadło gorzej, od działaczy partii niewspierających tez o oszustwie wyborczym.

3: Liczne problemy prawne Trumpa
Niektórzy komentatorzy wskazują, że Trump zamierza przekuć w oręż toczące się przeciwko niemu postępowania i podnieść w toku kampanii, że stanowią one represje za jego działalność polityczną ze strony demokratycznego establishmentu. Wśród nich jest nie tylko sprawa ataku na Kapitol, ale też między innymi wyniesienia tajnych rządowych dokumentów z Białego Domu do prywatnej willi, celowego zawyżania cen nieruchomości w zeznaniach podatkowych czy próby wpłynięcia na rezultat wyborów prezydenckich w Georgii. We wszystkich tych sprawach miliarder odpiera zarzuty i podnosi, że prowadzone postępowania to polowanie na czarownice, w którym to on gra rolę niewinnej ofiary.
Czytaj także:
- Marjorie Taylor Greene. Czy chrześcijańska nacjonalistka zostanie „running mate” Trumpa?
- Kryzys Chiny-USA wokół Tajwanu. Dlaczego inwazji na wyspę nie będzie
Jest bardzo prawdopodobne, że w ciągu dwóch lat, które dzielą nas od kolejnych wyborów, te sprawy będą po kolei znajdować swoje rozwiązania, co skutkować będzie ich eksplozjami w nagłówkach portali i w prasie. To zaś może byłego prezydenta bardzo słono kosztować choćby z tego powodu, że nie będzie mógł w tym czasie narzucać opinii publicznej swojej narracji, w czym, jak każdy populista, jest mistrzem. Dotychczasowe skandale odbijały się od niego jak piłka od ściany, ale w przypadku sprawy, którą wielu interpretuje jako próba dokonania zamachu stanu, może to nie być już takie proste.
Polecamy: