
Wołodymyr Zełenski na środowym spotkaniu z dziennikarzami w Kijowie stwierdził, że we wtorek wieczorem otrzymał raporty od dowództwa sił powietrznych w sprawie wybuchu we wsi Przewodów przy granicy z Polską. Prezydent Ukrainy stwierdził, że „nie może im nie ufać”. – Chcę, żebyśmy byli sprawiedliwi i jeśli to była rakieta użyta przez naszą obronę przeciwlotniczą, to chcę na to dowodów – powiedział. Zełenski powtórzył, że ukraińskie służby powinny być dopuszczone na miejsce katastrofy.
Wołodymyr Zełenski: Nie mam wątpliwości, że to nie była nasza rakieta
– Nie mam wątpliwości, że to nie była nasza rakieta, ani nasz atak rakietowy – podkreślił prezydent Ukrainy. Jego zdaniem do czasu zakończenia dochodzenia w tej sprawie nie powinno się wyciągać ostatecznych wniosków. W środę wczesnym popołudniem szef ukraińskiego BBN-u Ołeksji Daniłow opowiedzia się za wspólnym zbadaniem incydentu. „Jesteśmy gotowi przekazać dowód rosyjskiego śladu, który posiadamy” – napisał na Twitterze.
Daniłow dodał, że Ukraina oczekuje od swoich partnerów informacji, na podstawie których wyciągnięto wniosek, że jest to pocisk obrony przeciwlotniczej. Takie informacje zaczęły przeważać w środę wczesnym rankiem. Najpierw Joe Biden, przebywający na szczycie G20 w Indonezji stwierdził, że z punktu widzenia trajektorii lotu rakiety jest mało prawdopodobne, by została wystrzelona z Rosji. – Istnieją wstępne informacje, które temu przeczą – powiedział prezydent USA.

– Wstępne analizy wskazują, że eksplozja była prawdopodobnie spowodowana przez pocisk ukraińskiej obrony przeciwlotniczej – mówił sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg po spotkaniu Rady Północnoatlantyckiej w środę. Andrzej Duda, który po północy mówił o „rosyjskiej rakiecie”, w południe, przed posiedzeniem Rady Bezpieczeństwa Narodowego, podkreślał już, że nic nie wskazuje, by uderzenie rakiety w Przewodów był intencjonalnym atakiem na Polskę.
Rakieta spadła na Przewodów. Jak to się stało? Mocna hipoteza
– Nie mamy w tej chwili żadnych dowodów, że rakieta została wystrzelona przez stronę rosyjską, natomiast jest wysokie prawdopodobieństwo, że służyła (ukraińskiej) obronie przeciwrakietowej, czyli została użyta przez ukraińskie siły obronne – doprecyzował. Duda potwierdził, że szczątki, które znaleziono niedaleko miejsca wybuchu, wskazują prawdopodobnie na pocisk typu S-300. To radziecka rakieta wyprodukowana w latach 70-tych.
Wiadomo, że pocisków tego typu używa się w obronie przeciwrakietowej – początkowo naprowadzane są za pomocą radaru, a gdy już dotrą w pobliże celu, to aktywują się za pomocą fal radiowych. Dochodzi wtedy do detonacji ładunku odłamkowego, który niszczy rakietę wroga. Tak wygląda to w teorii, ale opisywany mechanizm nie jest niezawodny. W momencie, kiedy nie przechwyci on celu, powinien ulec samozniszczeniu, lub zostać unieszkodliwiony przez operatora.
Warunki bojowe i wiek uzbrojenia też mogły zrobić swoje – wiele wskazuje na to, że pocisk wystrzelony przez Ukraińców nie zadziałał, podobnie jak komenda autodestrukcji. Pozbawiony celu pocisk zamienił się w zwykłą rakietę balistyczną, która poleciała zwykłą parabolą i trafiła przypadkowy cel – w tym przypadku przyczepę ciągnika we wsi Przewodów. Czy tak było – to spróbują ustalić polscy i amerykańscy (i być może ukraińscy) specjaliści, wspierani danymi z satelitów.
Polecamy:
- Przewodów. Chaos w mediach i fatalne wypowiedzi „ekspertów”
- Wołodymyr Zełenski do Polaków: przyjmijcie nasze kondolencje
Artykuł aktualizowany