czwartek, 28 marca, 2024
Strona głównaPolitykaTomasz Lis „kaja się” w „Krytyce Politycznej”. Damage control i autoreklama

Tomasz Lis „kaja się” w „Krytyce Politycznej”. Damage control i autoreklama

„Czy Tomasz Lis obraził już dzisiaj Lewicę” - profil o takiej nazwie był niedawno dość popularny na Twitterze. Dzisiaj były naczelny „Newsweeka” nie tylko nie obraził lewicy, ale wręcz złożył jej hołd. Taka była cena publikacji grzeczno-dociekliwego wywiadu na łamach „Krytyki Politycznej”. Jaki jest jej cel?

Tomasz Lis doszedł do wniosku, że spróbuje się wybielić na łamach „Krytyki Politycznej” (fot. youtube/twitter)

„My, liberałowie, cieszyliśmy się przez lata, że rządzą nasi. A w tym czasie lewica wykonywała pracę na polu wprowadzania pewnej wrażliwości oraz idei. I osiągnęła sukcesy. I dlatego dziś to ja się bronię, a ty atakujesz” – mówił Tomasz Lis w rozmowie z Agnieszką Wiśniewską redaktorką naczelną portalu „Krytyki Politycznej”, która w lipcu zastąpiła go w porannej audycji Jacka Żakowskiego TOK FM, nazywanej „trzódką”.

Tomasz Lis i samokrytyka w „Krytyce Politycznej”. „Moje metody były retro”

Tomasz Lis w rozmowie z dziennikarką przyznał, że odkąd pożegnał się z „Newsweekiem” miał czas na rachunek sumienia. I doszedł do wniosku, że jego metody zarządzania były „trochę retro, a może bardzo retro”. „Mój komputer chodził na przestarzałym oprogramowaniu, więc w jakimś sensie był bezużyteczny w nowych czasach” – ocenił. Jako przykład podał boomerskie dowcipy, którymi raczył współpracowników na kolegiach, przez co zyskał – jego zdaniem niesprawiedliwie – łatkę mizogina i homofoba.

Tomasz Lis wyznał też, został ukształtowany przez „kulturę totalnego zapierdolu”. „Tak mnie wychowano – chcesz mieć sukces, to harujesz jak wół, chcesz mieć więcej niż inni, to pracujesz ciężej niż inni, chcesz być mistrzem, to nie odpuszczasz sobie nigdy” – stwierdził w rozmowie z Wiśniewską. I zgodził się, że gdyby nie ostatnie trzy miesiące, prawdopodobnie nigdy nie zdobyłby się refleksję, że nie może wymagać od swojego zespołu wszystkiego, czego wymagał i wymaga od siebie.

Były redaktor naczelny „Newsweeka” uważa, że to podejście cechuje jakaś skrajność, ale „szczerze, (…) też jakaś idea. Wiedzieliśmy, że jak chcesz mieć sukces, to (…) zapierdalasz, bo innej drogi nie ma”. Dociera do niego, że tego typu filozofia odchodzi powoli w zapomnienie, ale przestrzega, by wahadło nie wychyliło się w drugą stronę. „Nie wiem, czy zaraz nie dojdzie do przegięcia i czy nie zaczniemy potępiać ciężkiej pracy i wybitności, bo słabszym stwarza dyskomfort”. 

Tomasz Lis kontratakuje. Mówi o konflikcie interesów Szymona Jadczaka

I tu miły i samokrytyczny Tomasz Lis się kończy. Pozostała część wywiadu to z jednej strony przekonywanie, że z „Newsweeka” nikt go nie wyrzucał, a jego odejście (na które zanosiło się już od 2-3 lat) za porozumieniem stron było tylko „stemplem na papierach rozwodowych”. Z drugiej strony większość krytycznych głosów, które wybrzmiały przy okazji publikacji tekstu na temat mobbingu, którego miał się dopuszczać, nazywa „plotkami, insynuacjami, oszczerstwami”.

„(…) przecież nie będę biegał i prostował, że także plotka numer 77 jest totalną bzdurą. Bo w całej tej operacji ani przez moment nie chodziło o żadną prawdę. Szło o załatwienie wroga w ramach wielkiej kampanii zniesławiającej” – podkreśla Lis. Jedną z przyczyn jej wszczęcia miał być fakt „odstrzelenia” rozmów o przejściu autora tekstu o jego domniemanym mobbingu do „Newsweeka”. Dziennikarz podkreśla, że w takiej sytuacji Szymon Jadczak nie powinien pisać o nim tekstu, bo to konflikt interesów.

Do sprawy odniósł się już Jadczak, publikując na Twitterze oświadczenie. Nie szczędzi w nim Lisowi złośliwości, podkreśla jego wakacyjny ubiór, jaki miał na sobie w trakcie spotkania, które naczelny „Newsweeka” miał zainicjować. Jak twierdzi Jadczak, Lis w rozmowie z nim obrażał jego pracodawcę, jak również swoich podwładnych, przez co szybko stracił zainteresowanie. Prawdopodobnie chodziło jednak o to, że warunki pracy, które zaproponował Lis, nie była na tyle atrakcyjne, co te w WP.

Tomasz Lis zgłasza akces do polityki. Chce wziąć udział w kampanii

Jadczak podkreśla, że naczelny „Newsweeka” chciał mu złożyć „dużo poważniejszą ofertę” pół roku później – w lutym 2022 roku. Lis w ostatniej chwili odwołał spotkanie, bo doszły do niego słuchy, że Jadczak niepochlebnie się o nim wyraża. Dziennikarz o propozycji od naczelnego „Newsweeka” opowiadał znajomym, ale kąśliwie stwierdził, że Lis „w końcu zrobił jakiś research na jego temat”. Ten pewnie chciał się odegrać, ale możliwe, że kłamiąc na ten temat pogrążył się jeszcze bardziej.

Lis podważał wiarygodność jego rozmówców, podkreślając, że wybierał do tekstu „tych, co mu zwymiotują na głowę tak, żeby smród rozszedł się na cały kraj”. Choć zapowiadał kroki prawne wobec osób, które powielają tezy zawarte we wspomnianym tekście, to jednak tego nie zrobił. Jak tłumaczy, powiedział swoim prawnikom, że Jadczak to „atencjusz, który chce rozgłosu” (z tym akurat trudno polemizować), a on nie chce się „w tym taplać bez końca”. I dodaje, że żaden z organów nie potwierdził jego winy.

Czytelnicy „Krytyki Politycznej” z umiarkowanym optymizmem komentują wywiad z Tomaszem Lisem

Polecamy:

Co Tomasz Lis będzie teraz robił? Tutaj robi się ciekawie. Stwierdził, że realizuje kilka pomysłów na styku biznesu i dziennikarstwa, ale zaraz wspomniał o kampanii wyborczej i jej decydującym dla przyszłości Polski znaczeniu. „(…) jako obywatel nie mogę dać ciała. Gdyby była jakaś okazja przetransferowania mojego zaangażowania i doświadczenia dziennikarskiego w kampanię, zrobiłbym to z radością i z głębokim przekonaniem, że to ma sens”. Jaka to okazja? Chyba nie trzeba tłumaczyć.

Czytaj też:

Maciej Deja
Maciej Deja
Wyrobnik-dyletant, editor in-chief w trzyosobowym zespole TrueStory.pl. Wcześniej w redakcjach: Salon24.pl, FAKT24.PL, Wirtualna Polska, Agencja AIP, iGol.pl.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze