Rocznica powstania w getcie warszawskim to kolejna okazja, by się pokłócić. Powód – wystarczyła informacja, że z tej okazji, już jutro w Warszawie zawyją syreny. Nagłówek artykułu wystarczył, żeby dziennikarze wyspecjalizowani w szukaniu symetryzmu tam, gdzie go nie ma, zaczęli produkować twitterowe mądrości.
Konstanty Radziwiłł znowu wyje
Marcin Dobski opublikował screen nagłówka z komentarzem „A co z biednymi uchodźcami, traumą ukraińskich dzieci? Ostatnio było dużo wycia o wycie syren”. Rozumiecie: ludzie protestowali, przeszkadzało im wycie syren alarmowych 10 kwietnia, bo gardzą PiS-em i kultem smoleńskim, a teraz już nie przeszkadza. Teraz nie protestują, bo rocznica jest godna, żydowska, więc będą sobie wyli. Takie to podwójne standardy.
No dobrze, tylko syreny mają zawyć za kilkanaście godzin, a informacja o tym pojawiła się już po południu. W przypadku syreny smoleńskiej decyzja zapadła dużo wcześniej i trzeźwo myślący próbowali wymóc jej zmianę. Kto teraz ma protestować? Ludzie zostali wzięci z zaskoczenia, wracają ze świątecznych wyjazdów. Poza tym sytuacja sprzed półtora tygodnia pokazała, że żadne protesty na nic się zdadzą, jak ktoś się uprze, żeby wyć.
„Warszawa uczci pamięć o bohaterach powstania” – głosi nagłówek tekstu na portalu, gdzie pracuje wspomniany dziennikarz. Czyli Trzaskowski wyje, bo mu wycie 19 kwietnia pasuje? No niekoniecznie: znów, tak jak 10 kwietnia, wbrew władzom stolicy i wbrew woli Muzeum Polin, będzie wył wojewoda Konstanty Radziwiłł. Ale tego dowiecie się dopiero po tym, jak w tekst klikniecie. Nagłówek ma utwierdzać prawicowego odbiorcę Salonu24, że w tej sytuacji stosuje się podwójne standardy.
Syrena na bok. 1 sierpnia też
Igor Sokołowski, kiedyś WP i TVN24, a teraz Polsat, też pokusił się o pokrętną krytykę. „Mój dźwięk syren jest lepszy niż twój. Tylko głupota ta sama. Dźwięk syren jest alarmem. W czasie pokoju mogą upamiętniać cokolwiek chcemy. W czasie wojny nie powinny. Bo nie temu służą” – napisał. Czyja głupota? Tego oczywiście się nie dowiemy, ale skoro „mój dźwięk syren jest lepszy”, to chyba chodzi o kogoś innego, niż ten, kto używał ich poprzednio. Tylko że znów za wycie odpowiada ta sama osoba.
Paniczyk, któremu nie za bardzo chce się robić cokolwiek na swoim stanowisku, ale za to chętnie nabije sobie parę punktów upamiętniając Smoleńsk i powstanie w getcie w tak bezmyślny sposób. Panie wojewodo, proponuję pójść dalej i na jakąś następną smutną rocznicę zarządzić serię z karabinów maszynowych, salwy z armaty albo może bombardowanie wybranych celów. Może ktoś zginie, może ludzie posrają się ze strachu, ale upamiętnienie będzie wyjątkowo godne.
Polecamy:
- Żołnierze Chrystusa obrażają Powstańców Warszawskich
- Uchodźcy z Ukrainy. Kiedy entuzjazm Polaków się skończy?
Pierwsza „syrenowa” okazja, która przychodzi mi do głowy, to rocznica powstania warszawskiego. Gdy dwumilionowe miasto zamiera w godzinie szczytu, gdy rozgrzane powietrze (zauważyliście, że 1 sierpnia prawie zawsze jest gorąco i prawie nigdy nie pada?) przecina syrena alarmowa wmieszana z dźwiękami klaksonów tysięcy aut, gdy powiewają flagi, a ludzie stoją na baczność, można z niemal z pewnością powiedzieć: Warszawa pamięta i pokazuje to pięknie i właściwie.
Ale jeśli (oby nie) wojna za naszą granicą za 15 tygodni dalej będzie trwała, to – na litość boską – nie włączajmy syreny alarmowej. Klaksony lub minuta ciszy w zupełności wystarczą tym, którzy zginęli.
