sobota, 20 kwietnia, 2024
Strona głównaPolitykaStrajk nauczycieli. Nie mamy czerwonych długopisów

Strajk nauczycieli. Nie mamy czerwonych długopisów

Strajk nauczycieli wisiał w powietrzu, atmosfera w szkolnictwie zrobiła się naprawdę gęsta, a poziom wkurwu osiągnął taki pułap, że ZNP stwierdził: nie ma na co czekać. Wyznaczono datę - 1 września - ale nie wybrano formy strajku, który porwie belfrów i wstrząśnie władzą. A przecież wybór jest prosty.

Strajk nauczycieli według zapowiedzi ZNP odbędzie się 1 września. Władze nie określiły jeszcze, jaką formę ma on przybrać. Jedno rozwiązanie jest genialne w swojej prostocie (publicdomainpictures.net)

Czy Związkowi zaufają nauczyciele, którzy w znacznej części właśnie władze tejże organizacji obwiniają za porażkę poprzedniego zrywu? Pewnie gdyby kolejny strajk miał przypominać ten z 2019 roku, niektórzy nauczyciele do niego nie przystąpią. Nie można im się dziwić. Wtedy raczej stracili, niż zyskali. Związki zawodowe, jeśli będą chciały naprawdę uzyskać poparcie tych zrzeszonych jak i niezrzeszonych nauczycieli ze szkół państwowych, powinny znaleźć inne rozwiązanie.

Tak się składa, że mogę jedno zaproponować.

A gdyby tak nauczyciele zażądali od pracodawcy wywiązania się z obowiązku przygotowania miejsca pracy i wszystkich narzędzi niezbędnych do jej wykonywania? Bo, jak łatwo zauważyć, w wielu szkołach jest z tym spory problem. Kiedy na różnych grupach udostępniano mój tekst o dokładaniu się nauczycieli do pracy, czytałem w komentarzach, że właściwie szkoły i przedszkola nie są w stanie funkcjonować wyłącznie na własnych materiałach.

Że w szkołach państwowych brakuje papieru do drukarki, ale i czasami tonera w kserokopiarce. Że nagrody dla dzieci, jak i zaproszonych gości muszą zapewnić nauczyciele. Że pieniądze, które płacą nauczycielowi za pracę w szkole, częstokroć wracają do szkoły. Precyzyjniej: że te niewielkie pieniądze, jakie nauczyciele ze szkół i przedszkoli państwowych dostają za swoją pracę, częstokroć przeznaczane są na podstawowe materiały niezbędne do pracy.

Może w ramach strajku, w ramach protestu od pierwszego września, niech wszyscy nauczyciele ogłoszą, że będą pracować zgodnie z przepisami. Że oto oczekują od pracodawcy stworzenia narzędzi oraz przygotowania miejsca pracy. Że jeśli w klasie nie ma markerów, to nie będzie nic zapisane na tablicy. Że skoro nie ma papieru ani toneru do ksero, to nie będę robić testów. Szkoła nie zapewnia dostępu do komputera? Nie przygotuję sprawozdania, testów itd. 

Nie ma czerwonego długopisu? To nie będą sprawdzać zadań.

Szczególnie to ostatnie może ciekawie wypaść w przypadku polonistów. Nie będzie sprawdzania prac pisemnych. Chyba że uczniowie będą je odczytywać. Ale wtedy nie będą zabierać pracy do domu. Zabierać pracę do domu? Co też znowu mi przyszło na myśl? Przecież miejsce pracy ma zorganizować (powtórzmy to raz jeszcze, żeby każdy zapamiętał) pracodawca. Tak, pracodawca. Czy w polskich szkołach są zapewnione warunki do tego, aby całe grono pedagogiczne wykonywało sumiennie swoje obowiązki? 

Czy dla każdego nauczyciele znajdzie się wystarczająco dużo miejsca, aby pomieścił w nim pomoce naukowe oraz spokojnie zasiadł do pracy? Ciekawe, jakie efekty miałaby właśnie taka forma protestu. Jak potoczyłyby się dalej rozmowy, gdyby wszyscy nauczyciele powiedzieli, że chętnie wykonają swoją pracę, ale nie mają długopisu. Nie mam czerwonego długopisu, panie dyrektorze! Panie dyrektor, nie mam w domu służbowego komputera.

Polecamy:

Mówiąc krótko, proponuję nauczycielom szkół państwowych protest oparty o oczekiwania zgodne z kodeksem pracy. Związek Nauczycielstwa Polskiego musi stanąć za pracownikami oficjalnie ogłaszając, że na wszelkie naciski na nauczycieli protestujących w ten sposób będzie reagować. Będzie działać. Że pomoże każdemu z protestujących. I może wtedy nauczyciele wreszcie poczują wsparcie.

Może to zadanie trudniejsze dla związków zawodowych niż w poprzednim przypadku, ale nie o związkach myślę. Myślę raczej o szeregowym nauczycielu, który nie tylko nie może sobie pozwolić na straty finansowe takie, jakie wielu poniosło poprzednim razem. Ale także o tym, że edukacja w tym kraju to nie jest jego prywatny interes.

Myślę też o uczniach i rodzicach, którzy powinni nauczycieli wspierać i cieszyć się, że ci strajkują. A dlaczego? Bo to przynajmniej dowód na to, że wciąż im zależy.

Czytaj też:

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Pisarz. Autor "Poza sezonem" (nominacja do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius oraz do Nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny) oraz "za lasem/". Publicysta. Sporadycznie nauczyciel.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

3 KOMENTARZE

  1. to byłby strajk przeciw dyrektorom szkół, którzy w zasadzie są po stronie nauczycieli a nie mają żadnej mocy decyzyjnej w sprawie płac czy finansowania szkół.
    pomysł z czapy. taki strajk o aksamitnym charakterze. szlachetny i nic nie zmienający.

  2. Dyrektor ma tyle pieniędzy budżetowych, ile da mu gmina (dla podstawówek) lub powiat (dla średnich). Nic od niego nie zależy. Jak będzie za dużo fikal i domagał się środków, to po prostu poleci.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze