
„Rzut życia”. LeBron James i Adam Sandler robią film o koszykówce
Wśród producentów można z łatwością dostrzec LeBrona Jamesa, Mavericka Cartera i Jamala Hendersona. To trio odpowiada także za poprzedni głośny film o koszykówce, „Kosmiczny mecz: Nowa era”, nawiązujący do absolutnie kultowego „Kosmicznego meczu” z 1996 r. Zeszłoroczna produkcja, w której LeBron zagrał główną rolę gracza współpracującego z animkami ze studia Looney Tunes, okazała się jednak klapą zarówno artystyczną, jak i komercyjną.
Z uwagi na to można było mieć obawy przed włączeniem „Rzutu życia”. Za reżyserię odpowiadał szerzej nieznany Jeremiah Zagar, a w głównej roli obsadzono wszak Adama Sandlera – choć to niezwykle utalentowany aktor, to zwykł jednak grać w produkcjach, nazwijmy to eufemistycznie, drugiej jakości. Kto jednak widział popisy Sandlera w innym hicie Netflixa – „Nieoszlifowanych diamentach” braci Safdie – nie będzie „Rzutem życia” zawiedziony. Chociaż to nie aż tak dobry film jak ten ostatni, odtwórca głównej roli zdecydowanie ciągnie go za uszy.
„Rzut życia”. Kino sportowe wyższej kategorii
Z pozoru to taka historia, jakich już w kinie było wiele. Sandler odgrywa rolę Stanley’a Sugermana, działacz sportowy i skaut zatrudniony w klubie NBA Philadelphia 76ers. Jest dobry w swoim fachu, ale czuje się wypalony i wolałby spróbować swoich sił w trenerce. Pewnego dnia szukając talentów w Hiszpanii trafia na uliczny mecz, w którym popisuje się niejaki Bo Cruz, na co dzień pracownik fizyczny (w tej roli debiutujący na wielkim ekranie Juancho Hernangómez, prawdziwy zawodnik Utah Jazz). Sugarmen postanawia za wszelką cenę zapewnić młodzieńcowi angaż w NBA.
I chociaż „Rzut życia” zachowuje strukturę typowego kina sportowego, w którym bohater musi pokonać drogę od zera do bohatera, to rozwój młodego koszykarza jest równie ważny, jak realizacje własnych ambicji przez postać graną przez Sandlera. Z ekranu bije też chemia między postacią zgorzkniałego wyjadacza i zahukanego młodzieńca, która stanowi główną oś napędową filmu.
Fabuła częściowo odkłamuje mit „bez pracy nie ma kołaczy”, zgodnie z którym wystarczy, że sportowiec będzie ciężko pracował, a wszystko mu się uda. Tymczasem spełnienie zawodowych ambicji w filmie jest możliwe nie tylko dzięki talentowi i dawce sprytu, ale równie ważne są znajomości, a także zwykły przypadek.
„Rzut życia”. Z pasji do koszykówki
Trzecim głównym bohaterem filmu jest sama koszykówka, przedstawiona tak, że po senasie będziecie sprawdzać, na czym dokładnie polega combine draft przed sezonem NBA. Swoje cameo odgrywa zresztą wielu znanych zawodników, włącznie z postaciami, które nie są anonimowe nawet dla antyfana tego sportu – jak Seth Curry, Shaq O’Neal czy Dirk Nowitzki. Fikcja miesza się z rzeczywistością, bo chociażby ten ostatni w filmie jest kumplem Stanleya Sugermana, zaś w klubie Philadelhpia 76ers pracuje grający sam siebie, prawdziwy szkoleniowec tego zespołu – Doc Rivers.
„Rzut życia” jednocześnie nie jest zupełnie wolny od wad. Teledyskowa, treningowa sekwencja, nieodłączny budulec każdego kina sportowego, wyjątkowo się w nim dłuży, a akcja momentami przyspiesza na łeb, na szyję, jakby sugerując, że tu i ówdzie cięto materiał. Można też było pokazać więcej samej gry. To jednak nie przeszkadza temu, by umieszczać produkcję Netflixa w lineupie festiwalu filmów antydepresyjnych, bo mówi wiele o przyjaźni, współpracy i budowaniu relacji. Adam Sandler zaś konsekwentnie pokazuje, że jest kimś więcej, niż gościem od głupkowatych komedyjek.
Czytaj także:
- „Kosmiczny mecz”. Słaby film, który pokochaliśmy
- Nowe „365 dni” to najgorszy film w historii ludzkości
Przede wszystkim widać w „Rzucie życia” to samo, co pisał redakcyjny kolega Szymon Stępnik o oryginalnym „Kosmicznym meczu” – widać, że koszykówka to pasja osób zaangażowanych w produkcję. „Czy kochasz kosza? Ale tak z całego twojego serca?„, pyta retorycznie w pewnym momencie Stanley Sugerman Bo Cruza.
Co ciekawe, na pytanie, czy taki film mógłby powstać o jednak popularniejszej na świecie piłce nożnej, postać grana przez Sandlera odpowiada słowami „soccer is boring„. Gdyby za produkcję piłkarskiego kina odpowiadała ekipa od „Rzutu życia”, to zapewniam, że tak by nie było.
Polecamy: