Rosjanie w Gruzji. Wjeżdżają bez wiz i kupują nieruchomości
Nie dość, że w Gruzji coraz powszechniej słychać rosyjski, to gwałtownie wzrosła liczba posiadaczy ziemi z rosyjskim paszportem. Gruzińskie prawo nie reguluje specjalnie sposobu nabywania nieruchomości przez obcokrajowców. Jedyne ograniczenie dotyczy kupna działek rolnych, za które w praktyce uważa się ziemię położoną poza głównymi miastami, jak Tbilisi czy Batumi. Jednak do zakupu ziemi w pozostałych lokacjach, ze szczególnym uwzględnieniem nieruchomości zabudowanych, jak hotele, sklepy czy przestrzenie biurowe, wystarczy paszport i walizka z gotówką.
Nie ma także żadnego problemu w zakładaniu firm czy w samym wjeździe na terytorium kaukaskiego kraju, bo obywatele Rosji są wyjęci spod obowiązku wizowego. Kolejnymi plusami są dla nich niski podatek dochodowy, preferencyjny w szczególności dla tych, którzy chcą zakładać firmy z branży nowych technologii. Nie można nie wspomnieć też o bliskości kulturowej (Gruzja to kraj silnie prawosławny) oraz o tym, że większość jej mieszkańców zna jednak rosyjski (chociaż często udaje, że nie).
Co więcej, zgodnie z przepisami, Gruzja oferuje możliwość ubiegania się o pozwolenie na pobyt w kraju dla każdego, kto zainwestuje w nieruchomość o wartości przekraczającej 100 tys. dolarów. To pozwolenie jest wprawdzie czasowe, ale istnieje możliwość ubiegania się o stałe prawo pobytu po zainwestowaniu kwoty przekraczającej 300 tys. dolarów po upływie 5 lat. To zaś jest prostą ścieżką do uzyskania obywatelstwa.
Rosjanie przyjeżdżają, Gruzini emigrują
Tymczasem w Polsce już w kwietniu 1920 roku (jeszcze przed bitwą warszawską!) weszła w życie obowiązująca do dzisiaj ustawa, której pierwsze słowa brzmią: „Nabycie nieruchomości przez cudzoziemca wymaga zezwolenia.” Młode państwo polskie, toczące wówczas wojny o przebieg większości swoich granic, doskonale zrozumiało zagrożenie związane z wykupem jego terytorium przez wrogów. Gruzini, chociaż oczywiście łakną zagranicznych inwestycji jak dżdżu, powinni mieć to na uwadze.
A Rosjanie chętnie ruszają do kraju o tak liberalnych przepisach – liczbę nowo przybyłych do Gruzji szacuje się co najmniej na 40 tysięcy. Kupują ziemię, zakładają firmy i irytuje ich to, że gruzińskie społeczeństwo zasadniczo nie przyjmuje ich zbyt ciepło. Trudno się dziwić, gdy Rosja od 2008 r. de facto okupuje 20% Gruzji – w postaci marionetkowych Abchazji i Osetii Południowej. Powszechny jest strach przed tym, że obecny scenariusz ukraiński wkrótce powtórzy się w Gruzji, a rosyjskie czołgi znów uderzą na Tbilisi.
Na skutek fali imigracji od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę ceny nieruchomości w kraju, jak i czynsze, gwałtownie wzrosły. Kraj nie reguluje w żaden sposób najmu krótkoterminowego (w modelu typu Airbnb), co może doprowadzić do łatwego przejęcia tego rynku przez Rosjan. A to dodatkowo dzieje się w momencie, gdy wielu Gruzinów opuszcza kraj z powodów społeczno-ekonomicznych lub planuje to zrobić w najbliższej przyszłości.
Najczęstszym kierunkiem migracji dla tych ostatnich są oczywiście kraje Unii Europejskiej. Szczególnie młodzi Gruzini są rozczarowani faktem, że od kilkunastu lat ich państwo nie poczyniło żadnego progresu, by dołączyć do zachodnich organizacji, a wręcz osuwa się z powrotem w autorytaryzm.
Rosjanie emigrujący do Gruzji. Kim są?
Czy Rosjanie uciekający z kraju to uchodźcy, czy jednak rosyjska piąta kolumna? Wedle danych z badania przeprowadzonego przez socjologów z OK Russians, do Gruzji udało się ok. 23% wszystkich szukających ścieżki wyjazdu z kraju. Tylko 3% badanych planuje w dalszej perspektywie wrócić do ojczyzny. Według deklaracji, jedynie 1,5% z emigrantów to wyborcy putinowskiej Jednej Rosji, zaś aż 86% popiera postulaty Aleksieja Nawalnego.
To głównie ludzie młodzi, dobrze wykształceni, z czego prawie połowa pracowała wcześniej w sektorze IT, a pozostali w korporacjach albo w sektorze kultury. Większość z nich zadeklarowała również nastawienie antywojenne, a 30% twierdzi, że wspierało ukraińskich uchodźców. Dodatkowo 20% jako powód do emigracji podało lęk przed przymusowym poborem do wojska, który staje się w Rosji faktem.
Teoretycznie powyższe pozwalałoby przyjąć założenie, że ci „zwykli Rosjanie” nie będą integrować się z klasą poprzednich rosyjskich emigrantów – postsowieckich oligarchów. Ci zresztą obrali sobie za cel wyjazdu zupełnie inne kraje – przede wszystkim Zjednoczone Emiraty Arabskie, ale też Turcję, Kazachstan czy Azerbejdżan. Przeciętnych Rosjan w Gruzji interesuje bliskość geograficzna i kulturowa, a także preferencyjne prawo dla pracowników umysłowych z branż nowych technologii.
Czytaj także:
- Górski Karabach czy Arcach. O co walczą Azerbejdżan i Armenia
- Rosja miała zaanektować Chersoń. Czy przyłączy Osetię Południową?
Gruzini jednak pozostają słusznie zaniepokojeni. Większość Rosjan, nawet ci, którzy zostaną w kraju, nie będzie się asymilować przez naukę gruzińskiego, a już prędzej dołączą do klasy kosmopolitycznej. Niezależnie od tego decydenci na Kremlu mogą potencjalnie wpaść na pomysł, że rodaków trzeba pilnie uratować przed gruzińskimi faszystami. Dmitrij Miedwiediew w usuniętym wpisie na Telegramie podał już, że Gruzja nigdy nie istniała przed „unifikacją z Rosją” na początku XIX wieku.
Nie oszukujmy się też, że wśród zwykłych emigrantów nie znajdzie się chmara agentów rosyjskich służb bezpieczeństwa. Pewne jest natomiast to, że nawet „dobrzy Rosjanie” mogą swoimi pieniędzmi bardzo łatwo zepsuć niewielki gruziński rynek nieruchomości, co jeszcze tylko przyspieszy emigrację z tego pogrążonego w marazmie państwa.
Polecamy:
- Forum Wolnych Narodów Rosji. Czas zdekolonizować imperium
- Kto przejmie władzę po Putinie (i dlaczego nie Nawalny)
Ceterum censeo Moscoviam esse delendam.