Skutki użycia broni atomowej
Przypomnijmy, że 6 sierpnia 1945 roku, Amerykanie zrzucili na japońską Hiroszimę bombę atomową. W wyniku użycia tejże dochodzi do radioaktywnego skażenia gruntu, zbiorników wodnych i atmosfery. To oznacza także w istocie destrukcję wszelkiego życia na znacznym obszarze – może objąć od kilku do nawet kilkudziesięciu kilometrów. Jeśli chodzi o atak na Japonię, zaznaczmy, że były to jedyne w historii dwa przypadki użycia broni atomowej do działań zbrojnych.
Władze Japonii stawiały opór
Mimo użycia przez Amerykanów broni atomowej władze Japonii nie zamierzały złożyć kapitulacji. Wojskowi zamierzali dalej prowadzić wojnę. Niemniej 10 sierpnia cesarz Hirohito wydał rozkaz zaakceptowania propozycji USA i to dzięki niemu doszło do kapitulacji Japonii.
Kilkadziesiąt ofiar podawano zrazu, a było ich ponad 100 tys.
Pierwotne szacunki Amerykanów w 1945 roku wskazywały na 70 tys. śmiertelnych ofiar w Hiroszimie. Jezuici, którzy realizowali misję w Hiroszimie, podważali te dane, mówiąc o minimum 100 tys. zabitych. Co więcej, z czasem ta liczba stale rosła. Wynikało to z choroby popromiennej i skażenia radioaktywnego.
Dziś można natknąć się na dane dowodzące, że zginęło wówczas ok. 140 tys. spośród 350 tys. mieszkańców. Malo tego, niewyobrażalna fala uderzeniowa miała doprowadzić do śmierci 70 tys. osób na miejscu. Na domiar złego kilkadziesiąt tysięcy zmarło z czasem na skutek odniesionych obrażeń lub choroby popromiennej.
Nowotwory krwi, guzy nowotworowe…
Badacze pytali ludzi o drobne detale (np. „na jakim przedmieściu, jakiej ulicy, w którym domu znajdował się pan, gdy bomba detonowała?”), by ocenić dawkę promieniowania, jaka przypadła każdej osobie oddzielnie. To efekt ustaleń dotyczący tego, co dotknęło osoby tam przebywające:
- 89 zachorowało na nowotwory krwi;
- 440 zmarło na guzy nowotworowe;
- 250 padło ofiarą popromiennych zawałów serca;
- 30 noworodków przyszło na świat z upośledzeniem umysłowym.
„Bębny wojny nuklearnej znowu biją”
Te liczby pokazują ogrom cierpienia i traum, jaki wiąże się z użyciem broni atomowej. Przewodniczący ONZ mówił o „bębnach wojny nuklearnej, które znowu biją”, jego zdaniem – co dość oczywiste – to wzmaga podziały i prowadzi do utraty zaufania do władz.
Przesłanie Guterresa przekazała Wysoka Przedstawiciel ONZ ds. Rozbrojenia Izumi Nakamitsu. Portugalczyk obawia się „nuklearnego cienia”, który zaobserwowano już podczas zimnej wojny, a teraz jest kolejny raz niestety widoczny.
Polityk szefujący ONZ jest zdania, że od czasów zimnej wojny, a przecież minęło już kilkadziesiąt lat, nie było na świecie tylu obaw związanych z możliwym użyciem broni nuklearnej. Dodał, że niepokoić może to, iż trudno zabezpieczyć się przed ewentualnymi działaniami takiej niebezpiecznej broni.
Ten polityk już od dłuższego czasu wyraża obawy w związku z możliwym użyciem broni atomowej:
Waszyngton zareagował na nuklearne groźby Kremla
– Użycie broni nuklearnej na Ukrainie – lub gdziekolwiek indziej – byłoby katastrofalne dla świata i miałoby poważne konsekwencje dla Rosji. Nadal uważnie monitorujemy sytuację, ale nie widzimy żadnego powodu, aby zmieniać naszą politykę nuklearną ani żadnych oznak, że Rosja przygotowuje się do użycia broni atomowej – powiedział 1. sierpnia Jake Sullivan, doradca prezydenta USA Joe Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego.
Prezydent USA Joe Biden stwierdził z kolei, że nie wierzy, by Rosja mogła użyć broni nuklearnej, bo – to hipoteza wielu komentatorów – oznaczałoby zagładę świata.
Te wypowiedzi były reakcją na szczególnie radykalnego w kremlowskim obozie Dmitrija Miedwiediewa, który wypowiedział się tak:
„Jeśli sobie wyobrazić, że ofensywa «Ukrobanderowców» przy wsparciu NATO zakończyłaby się sukcesem i odebrano by część naszej ziemi, to musielibyśmy uciekać się do użycia broni jądrowej zgodnie z zasadami Dekretu Prezydenta Rosji z dnia 2 czerwca 2020 r. Po prostu nie ma innego wyjścia. Dlatego nasi wrogowie powinni modlić się za naszych żołnierzy. Oni zapobiegają wybuchowi globalnego pożaru nuklearnego” – napisał Dmitrij Miedwiediew na swoim koncie na Telegramie.
Spadek globalnego bezpieczeństwa
Dodajmy, że nowy raport Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI) dowodzi, iż obecnie są znacznie większe problemy z kwestią globalnego bezpieczeństwa aniżeli jeszcze dekadę temu.
To kwestia coraz „gorętszych” stosunków w obszarze geopolityki odnoszących się do działań państw posiadających jądrowy arsenał – Stany Zjednoczone, Rosja, Wielka Brytania, Francja, Chiny, Indie, Pakistan, Korea Północna i Izrael – ci wytrawni geopolityczni gracze zwiększają liczbę rozmieszczonych głowic nuklearnych, dążąc do unowocześnienia w dużej mierze własnych arsenałów nuklearnych. Rok temu część z nich rozmieściła nowe systemy uzbrojenia z głowicami nuklearnymi.
Obawy Bidena
– Kiedy byłem tutaj około dwa lata temu, mówiąc, że martwię się wysychaniem rzeki Kolorado, wszyscy patrzyli na mnie, jakbym zwariował. Spojrzeli na mnie tak, jak wtedy, gdy powiedziałem, że martwię się o to, że Putin użyje taktycznej broni nuklearnej. To prawda – powiedział Biden pod koniec czerwca.
Przypomnijmy, że Władimir Putin w lutym zawiesił udział Rosji w traktacie jądrowym. Tymczasem z jego ustaleń wynikało, że każda ze stron zobowiązała się do ograniczenia liczby swoich głowic nuklearnych dla rozmieszczonych pocisków balistycznych ICBM (międzykontynentalnych – red.) i SLBM (wystrzeliwanych z okrętu podwodnego – red.) do łącznie 1550 sztuk.
Na Rosję trzeba cały czas uważać i przyglądać jej się pod kątem ewentualnego – odpukać – użycia broni atomowej, Rosja bowiem jest nieobliczalna. Słowa przewodniczącego ONZ należy traktować z niezwykłą powagą.
Czytaj także:
Kuriozum w Hiszpanii po wyborach. Sami przegrani, prawica i lewica?
Prezydent Egiptu poniżył Putina jak Erdogan
Pomysł Korwina. Leczmy ludzi jak zwierzęta