Wódka kojarzy nam się z pijaństwem. Rozpijaniem chłopów, pijanym, wąsatym wujem na weselu, czy delikwentami, którzy przegrali walkę z grawitacją gdzieś pod płotem czy w okolicy ławeczki. Narzekamy, że nie mamy kultury picia, ale z drugiej strony robimy niewiele, by to zmienić. „Ze mną się nie napijesz?” wciąż jest uważane jako ostatnie ostrzeżenie przed śmiertelnym afrontem, a gdy na spotkaniu towarzyskim ktoś deklaruje, że nie pije, chór zatroskanych od razu pyta „dlaczego”?
Polska wódka znana na całym świecie
Choć między sobą nie wstydzimy się picia, to za granicą nie chcielibyśmy być uznawani za pijaków. Z drugiej strony z pewną dumą cytujemy fragmenty z encyklopedii, gdzie przy śmiertelnej dawce alkoholu poczyniono zastrzeżenie „nie dotyczy Polaków i Rosjan”. Tymczasem z wódki jesteśmy znani i to nie w negatywnym kontekście. Próżno szukać drugiego trunku czy dania z Polski (choć tu w pewne konkury mogą iść pierogi), które byłoby równie popularne na świecie.
Hugh Laurie, brytyjski aktor, przed dekadą niezwykle popularny jako odtwórca tytułowej roli w serialu „Dr House”, został zapytany kiedyś o to, czy lubi rosyjską wódkę. Odpowiedział wtedy, że owszem, jest ona dobra, ale do czyszczenia piekarnika. Do picia musi być polska. Swego czasu jedną z marek reklamował jeszcze bardziej znany Bruce Willis, a inna „zagrała” jako składowa słynnego „wstrząśniętego, niemieszanego” drinka, którym raczył się filmowy Bond w „Spectre”.
Wódki z naszego kraju znajdziemy w sklepach z alkoholami na całym świecie. Są znane i cenione, ale w Polsce traktowane nieco po macoszemu. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości faworyzuje piwo, którego producenci nie bardzo przejmują się przestrzeganiem prawa, zabraniającego im reklamować trunek w sposób sugerujący, że jego picie jest fajne. Producenci wódki z reguły nie promują się w tak problematyczny sposób, choć wyjątkiem jest Janusz Palikot, który bez skrupułów rozpija małolatów reklamując swoje produkty w social mediach.
Polska białą plamą na mapie Europy. Chodzi o sprzedaż alkoholu
W przypadku mocniejszych trunków pedagogika wstydu zbiera swoje żniwo. Polska jest jedynym krajem Unii Europejskiej, gdzie nie można handlować alkoholem przez internet. Po tym, jak pandemia pozbawiła części wpływów producentów trunków z Łotwy, tamtejszy rząd zezwolił warunkowo na e-sprzedaż. Polska pozostaje czarnym punktem na mapie Europy, a wszystko przez brak nowych przepisów – stare pochodzą niemal sprzed czterech dekad, gdy internetu nie było.
Ustawa o wychowaniu w trzeźwości pochodzi jeszcze z lat 80. Regionalni producenci alkoholi z Polski narzekają, że brak przepisów zmniejsza ich szanse na przetrwanie po pandemii i w obliczu wojny w Ukrainie. Podczas gdy internetowa sprzedaż w innych branżach kwitnie, producenci trunków liczą straty. Prezes Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy Witold Włodarczyk przekonuje, że nie wiąże się to z żadnymi wydatkami ze strony państwa.
A Polska pozostaje białą plamą na unijnej mapie alkoholowego e-commerce’u.
– Polacy coraz bardziej cenią produkty regionalne o wysokiej jakości, do których konsumenci nie mają dostępu lub jest on ograniczony. Sprzedaż przez internet to szansa dla wytwórców tych produktów – mówi Włodarczyk. W całej Europie system uniemożliwiający zakup alkoholu osobom niepełnoletnim działa, ale w Polsce – mimo kilku prób – dalej nie funkcjonuje. To przekłada się na realne straty dal budżetu państwa i grozi bankructwem wielu firm z branży zatrudniającej przeszło 100 tys. osób.
4 mln turystów rocznie zwiedza wytwórnie whisky i koniaku. W Polsce to margines
Uruchomienie sprzedaży alkoholu przez internet to zupełnie co innego niż masowa promocja małpek czy taniej wódki, które można uznać za „czynnik rozpijający”. E-commerce pozwoliłby dotrzeć nie tylko do krajowych, ale także zagranicznych klientów, którzy doceniają jakość polskich wyrobów. Włodarczyk w rozmowie z TrueStory podkreśla, że dostosowanie przepisów do realiów XXI wieku nie zwiększyło spożycia alkoholu w żadnym kraju. Nastąpiła zmiana jakościowa – trunki z wyższej półki zaczęły wypierać te tańsze.
Tak zmiana działa też pozytywnie na eksport. W Szkocji 80 proc. whisky sprzedaje się za granicę, a w przypadku francuskiego koniaku jest to aż 90 proc. W Polsce zaledwie co piąta butelka idzie na eksport. Szansą dla lokalnych wytwórców alkoholi mocnych mogłaby być też polska wersja „spirits tourism”. – To szlaki turystyczne, w ramach których można degustować alkohol, poznawać jego historię i proces produkcji, zwiedzać okolicę, próbować lokalnych potraw, korzystać z miejscowej bazy noclegowej – mówi Włodarczyk.
Polecamy:
We wspomnianej Francji czy Szkocji przyciągają ponad 2 mln turystów rocznie. Głównie z zagranicy. Prezes ZPPPS przekonuje, że Polska ma w tym zakresie wielki i niewykorzystany potencjał. I zapowiada, że już wkrótce taką trasą można będzie udać się – szlakiem destylarni i gorzelni i jednocześnie najbardziej znanych postaci i momentów polskiej historii – z Warszawy, przez Żelazową Wolę, Toruń, po Pomorze.
– W najbliższym czasie wybieramy się na różnego rodzaju imprezy targowe. Chcemy promować polskie produkty spirytusowe. To element naszego stołu, naszej historii i kultury. I zamiast się tego wstydzić, powinniśmy być z tego dumni – podkreśla Włodarczyk.
Czytaj też: