piątek, 6 grudnia, 2024
Strona głównaPolityka„Miasto jest nasze”. Na wojnie policji z obywatelami przegrywają wszyscy

„Miasto jest nasze”. Na wojnie policji z obywatelami przegrywają wszyscy

Dziękuję twórcom serialu „Miasto jest nasze”, że nie próbowali nakręcić drugiego „The Wire” w 20 lat po premierze pierwszego odcinka. Nie chcieli prequela, sequela, spin-offa. Wzięli na warsztat to samo miasto, ten sam temat, ale to inna - oparta na faktach - historia, tyle że kilkanaście lat później.

Jon Bernthal brawurowo wciela się w postać brudnego gliny, Wayne’a Jenkinsa (fot. kadry z serialu „Miasto jest nasze”)

Nie da się napisać czegokolwiek o serialu „Miasto jest nasze” bez napisania o „The Wire”, którego tytuł przetłumaczono na polski jako „Prawo ulicy”. Produkcja z lat 2002-2008 to w obiegowej opinii jeden z najlepszych seriali w historii, a według 203 ekspertów z 43 krajów z branży filmowej i telewizyjnej, najlepszy serial dwóch pierwszych dekad XXI wieku. W Polsce to jednak dzieło – niesłusznie – niezbyt szeroko znane.

„Miasto jest nasze”. Nowe „Prawo ulicy” bez odcinania kuponów

„The Wire” to serial lepiej dokumentujący pracę śledczą policji niż jakikolwiek dokument, trudno w nim o ciekawsze role, w które brawurowo wcielali się naturszczycy (w tym dzieci) czy aktorzy bez nieznani szerszej publiczności. W „Miasto jest nasze” nie ma nawiązań do tamtych bohaterów, ale widzimy te same twarze, postarzone jedynie o niecałe 20 lat. Przezabawny sierżant Landsman (Delaney Williams) to teraz Kevin Davis, poczciwy szef policji, który chce dobrze, ale niewiele może.

Marlo (Jamie Hector) nie jest już młodym gangusem, który robi rozpierdziel wśród starych zawodników, którzy podzielili między siebie miasto, a detektywem na dorobku, z przeszłością w oddziałach niemundurowych. Pojawiają się jeszcze dillujące dzieciak, Poof (Tray Chaney) oraz Dukie (Jermaine Crawford), którzy   grają teraz młodych policjantów z dochodzeniówki i patroli ulicznych czy Herc (Domenic Lombardozzi), który stał się szychą w policyjnym związku zawodowym.

Poznajecie? Parę nazwisk się powtarza

Główne postaci to jednak dwójka śledczych z wydziału wewnętrznego (Dagmara Domińczyk i Don Harvey) i ich przełożony, którzy rozpracowują aferę związaną z nadużyciami policjantów w Baltimore oraz Nicole Steele (Wunmi Mosaku) z wydziału praw obywatelskich, która robi tę samą robotę, tylko odwrotnie: od ogółu do szczegółu. Ci pierwsi chcą zdobyć dowody i zeznania, by skazać policjantów, którym pomyliły się role, a tej drugiej zależy na „naprawieniu” instytucji jako takiej.

„Miasto jest nasze”. Dobry i zły glina w jednym

Mamy funkcjonariuszy, którzy okradają zatrzymanych, podrzucają im dowody, manipulują zeznaniami, a nawet handlują przechwyconym towarem. Zeszli na złą drogę? W kraju, w którym policja jest na ciągłej wojnie z obywatelami, pewnie każdy próbuje być na tyle uczciwy, na ile pozwala mu jego kompas moralny. Efekt? Miasto jest w dupie, a ci, którzy dążą do jego naprawy, finalnie i tak rozbijają się o mur sprzecznych interesów. Albo okazuje się, że walczyli z przestępcami w interesie innych przestępców.

Władza wymaga skuteczności od policji, choć jej nie wspiera, w ramach kary za nieskuteczność i gnojenie obywateli. Policja bez wsparcia, za to z wynikami do zrobienia (którymi władza może się pochwalić przed wyborcami), gnoi obywateli, a gnojeni obywatele nie chcą współpracować z policją, przez co przestępczość kwitnie. Władza znów podnosi wymagania wobec policji i obcina jej fundusze, bo przecież jest nieudolna.

Wszyscy wiedzą, że to błędne koło, ale lista wzajemnych krzywd jest tak długa, że powrotu do punktu wyjścia już nie ma. To dlatego policjanci okradają przestępców, a czasem tylko podejrzanych. To dlatego maksymalnie wykorzystują luki w systemie. To dlatego czują się jak na wojnie, gdzie nie ma miejsca na półśrodki. Są tamci – ci, którzy posiadają narkotyki lub broń – i oni, którzy muszą im to udowodnić, albo profilaktycznie podrzucić. W końcu trzeba robić wyniki.

„Miasto jest nasze”. Czyli czyje?

A w samym środku tego wszystkiego jest ten pieprzony Wayne Jenkins, sierżant, w którego brawurowo wciela się Jon Bernthal. Jeśli ktoś nie kojarzy tego aktora, to lepiej niech czym prędzej zacznie. Szerszej publiczności pokazał się jako macho w „Wilku z Wall Street” (po drodze w serialach „Walking dead” i „Punisher”), a ostatnio jako poczciwy trener w biografii ojca sióstr Williams. Rola w „Miasto jest nasze” wydaje się wprost skrojona pod niego. Jest bohaterem i wzorem dla innych policjantów, a jednocześnie sięga dna.

Paradoks? Raczej spektakularna ścieżka funkcjonowania w chorym systemie. Inni próbują inaczej, ale kończą jak szef policji Ken Davies, kończący jako kozioł ofiarny, czy detektyw Suiter, którego obiecująca droga do zostania porządnym gliną zostaje tragicznie przerwana. Jak się okazuje, można walczyć o szczytne idee, ale na wojnie lojalność wobec kolegów broni jest znacznie ważniejsza niż to, po co toczy się walkę.

Polecamy:

„Wojna z narkotykami to wojna z obywatelami” – mówi w przedostatnim odcinku wykładowca ze szkoły policyjnej, który przez 20 lat był żołnierzem na tej wojnie. On po latach zrozumiał, że finalnie wyrządza ona więcej szkód, niż pożytku. USA to potężne państwo, ale niemal niezdolne do zmian i zrobienia kroku wstecz. Widać to w sprawie posiadania broni, widać to po pacie w Baltimore i innych miastach. Coraz więcej krajów widzi, do czego prowadzi taka nieugiętość i idzie zupełnie inną drogą.

Czytaj też:

Maciej Deja
Maciej Deja
Wyrobnik-dyletant, editor in-chief w trzyosobowym zespole TrueStory.pl. Wcześniej w redakcjach: Salon24.pl, FAKT24.PL, Wirtualna Polska, Agencja AIP, iGol.pl.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

1 KOMENTARZ

  1. Następna strona prowadzona przez służby. We łbach się wam przewraca. I tak niedługo kraj zostanie zaorany, więc dobranoc

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze