
To nie żart – w supermarketach, gdzie nie uprzątnięto jeszcze plastikowych dyń po polskim Halloween i stosów zniczy dla zmarłych po dniu Wszystkich Świętych, personel wykłada już nadzienie i żurawinę do indyka. Bóg da, że i jankeskie Święto Dziękczynienia wejdzie w modę i przyczyni się do zwiększenia sieciowych obrotów? Nad tym wszystkim zaś płyną z niewidzialnych głośników skoczne tony Jingle Bells i oczywiście Last Christmas. Szekspirowski książę Hamlet powiedziałby o takim kociokwiku, że „czas wypadł z ram”, ale to nieważne. Gwiazdki w tym roku nie będzie.
Nie mówię oczywiście o Bożym Narodzeniu, święcie zmartwychwstania i odrodzenia się światła. Tu nadal, wbrew listopadowej apatii i mroku, można mieć pewne nadzieje. Słabsze są jednak widoki na stos prezentowych paczek pod choinką i stół uginający się od dań oraz napojów. Ale po kolei.
150 dla Mikołaja, 20 koła za kontener
Najpierw nasz jakże sympatyczny wszędobylski Covid-19 przetrzebił szeregi Mikołajów – tych od roznoszenia prezentów. Nie ma chętnych na odwiedzanie rodziny za rodziną i pytanie zza fałszywej brody, czy dzieci były aby grzeczne (wiadomo, że nie były, jak to na zdalnym nauczaniu). Na stronach z ogłoszeniami o pracę kandydaci na Mikołajów są tak rozchwytywani, że proponuje im się nawet 150 złotych za godzinę. Tradycyjnie (wstyd, swoją drogą!) kobiety zarabiają mniej: Śnieżynka do 50 zł, a Elfka (Elficzka?) nieco mniej, bo złotych 40.
Mówcie co chcecie, ale 150 złotych to stawka godzinowa w zasadzie dyrektorska. Jeszcze gorzej będzie, kiedy na widok kosztownego Mikołaja z workiem prezentów, dziatwa oświadczy nam, że żaden Mikołaj nie istnieje, a gruby typ w drzwiach to ściema ideologiczna, mająca im namieszać w głowach i zobojętnić na hegemonistyczny dyskurs późnego kapitalizmu (tak, wyczytały to sobie w internecie). Tyle kasy na nic.
Zagrożenie jest jednak tylko teoretyczne, bo zapowiada się, iż wór Mikołaja tak czy siak będzie pusty. Tak się bowiem składa, że większość gwiazdkowych prezentów, zwłaszcza zabawek i elektroniki, powstaje nie na osławionym Biegunie Północnym, lecz w milionie fabryczek nad brzegami rzek Żółtej i Perłowej. Tak jest, w Chinach. Potem miliony załadowanych kontenerów płyną sobie do Ameryki i Europy, by zdążyć na świąteczny czas. Ale w tym roku nie zdążą. Covid-19 zdziesiątkował portowców, przez co zakorkowały się szlaki żeglugowe. Koszt wysyłki typowego kontenera z Chin do Europy przez rok urósł z 3 tysięcy do 20 tysięcy dolarów.
– Działam w tej branży od 43 lat i jeszcze nigdy nie widziałem, żeby było tak źle. Wszystko, co mogło pójść nie tak, poszło nie tak w tym samym momencie – powiedział Bloombergowi założyciel i szef firmy MGA Entertainment, jednego z największych producentów zabawek na świecie, Isaac Larian. Nie pomogło nawet składanie zamówień z rocznym wyprzedzeniem. Wygląda na to, że elektroniczne pierdulety, lalki Barbie i cała reszta podchoinkowych umilaczy życia dotrze do nas dopiero na Wielkanoc.
Biblijne księgi na ponowoczesnym riffie
Nie, jeszcze nie skończyłem krakać. Większość z nas zna, ceni sobie i popiera tę piękną tradycję, jaką jest firmowa impreza gwiazdkowa. Najpierw nico sztywne przemówienie Prezesa i opłatek, życzenia i całusy, i znowu życzenia („No, to zdrowych, rodzinnych, ale przede wszystkim zdrowych, i rodzinnych oczywiście…”), potem husarska szarża na stoły z kateringiem, szybkie toasty w podgrupach, a potem, różnie bywa… Choć wydruki, które po którejś z takich imprez znaleziono u nas na kserokopiarce przyprawiły HR o palpitacje serca…
Ale na szczęście nie w tym roku! Raz, że Covid, a przecież trudno całować się z biurową sympatią w maseczce, lub co gorsza w trybie zdalnym. Dwa, żywność i alkohol drożeją tak samo jak wszystko, czyli upiornie. Śledź za chwilę będzie w cenie jesiotra, wódka w cenie koniaku Courvoisier, a sianko pod obrusem najtaniej będzie zrobić z pociętych banknotów. Tymczasem z przyczyny coraz bliższej recesji firma musi ciąć koszty! Zamiast hulanek i swawoli nas, ludzi z korpo, czeka więc w tym roku jeszcze więcej wytężonej pracy.
Czytaj też:
- Jesień industrialnego średniowiecza. FELIETON SIEMIONA
- Zjadanie bogów czyli papu Maty. FELIETON SIEMIONA
Powyższe akapity brzmią jak ponowoczesny riff na tematy z biblijnej Księgi Jeremiasza i Księgi Hioba. Panie, za co nas tak pokarałeś? A przecież szczery i głęboki rachunek sumienia da nam łatwą odpowiedź na takie skargi. Kto bowiem zdecydował przenieść gdzieś na drugi koniec świata cała światową produkcję, od układów scalonych dla aut aż po sztuczne brody dla Mikołajów? Kto zadłużał się na karcie kredytowej tak długo, ufny że „plastik to nie pieniądze”, że stracił przysłowiową zdolność? Kto pętał się po zatłoczonych lokalach bez maseczki? Kto zamiast pograć ze swoimi dzieciakami w piłkę, zlewał je, a potem zasypywał prezentami pod choinkę? Kto płacił grosze ludziom z kateringu i Śnieżynkom, pewny, że nic z tym nie zrobią, bo niby jak?
Sprawa jest jasna. Wszyscy, indywidualnie i zbiorowo, każdy po troszeczku, zapracowaliśmy na to, że Gwiazdki w tym roku nie będzie. Uświadommy to sobie, nim usiądziemy do świątecznego stołu i zaczniemy uskarżać się na nasz marny los, za słuchacza mając karpia, zimnym wzrokiem popatrującego na nas z półmiska.
Polecamy: