Rzesza nastolatków
Wiele razy pojawiały się w przestrzeni publicznej informacje, które wskazują na to, że wśród protestujących, buntujących się przeciwko francuskiemu państwu, zdecydowanie przeważają nastolatkowie, są wśród nich także osoby jeszcze niepełnoletnie.
Ich świat w dużej mierze kształtują social media. To tam się komunikują. Twitter, Facebook, Instagram czy TikTok to platformy, które pozwalają im na organizowanie akcji protestacyjnych, a te niestety nie przebiegają w pokojowej atmosferze. Rewolta uliczna zaniepokoiła całą Europę, mówi zresztą o niej cały świat.
Wtorkowy pomysł podzielił Francję
We wtorek prezydent Francji, który spotkał się z merami miast (najwięcej mówiło się dotąd o niepokojach w Paryżu i Marsylii), miał rozważyć ową blokadę mediów społecznościowych, by stłumić bunt młodych osób, które są sfrustrowane, niszczą budynki, plądrują sklepy, zatracając się w agresji.
Usuwanie kont już trwa
Gwoli prawdy minister ds. transformacji cyfrowej Jean-Noel Barrot ogłosił już, że podczas niepokojów, które targają Francją od pewnego czasu, media społecznościowe usunęły już kilka tysięcy nielegalnych treści i kilkaset kont. Francuski rząd wezwał właścicieli tych platform do jak najszybszego usunięcia treści podżegających do przemocy. Na prośbę ministra senatorowie mają utworzyć grupy roboczej ds. kontrolowania treści w mediach społecznościowych.
Czy to nie jest aby… cenzura?
Część opinii publicznej jednak przyjęła tę stanowczość w działaniach w sieci ze strony władz ze sceptycyzmem czy nawet oburzeniem. Pojawił się argument, że to może być rozpatrywane jako przejaw… cenzury.
Sprawę skomentował rzecznik rządu francuskiego, odpierając krytykę artykułowaną przez opozycję:
„Można zawieszać pewne funkcje mediów społecznościowych, np. geolokalizację, która pozwala młodym ludziom gromadzić się w miejscach pożarów w przestrzeni publicznej” – argumentował Veran.
Analogia – blokada Trumpa
Warto w tym miejscu przywołać inne zdarzenie w związku z rozważaniami, co jest blokowaniem treści w słusznej sprawie, a co cenzurą. Otóż szturm na Kapitol Stanów Zjednoczonych, do którego doszło 6 stycznia 2021 roku roku w Waszyngtonie, mógł się wydarzyć, bo ustępujący prezydent Donald Trump przekonywał swoich zwolenników na Twitterze, że zwycięstwo wyborcze zostało mu „ukradzione”. Wzywał fanatyków do pełnej mobilizacji i marszu po sprawiedliwość przezeń opacznie rozumianą.
Wówczas tysiące zwolenników Trumpa w proteście przeciwko wynikom wyborów prezydenckich z listopada 2020 roku, które Donald Trump wielokrotnie wcześniej podważał, wtargnęło do amerykańskiego parlamentu, gdy członkowie obu izby tegoż prowadzili obrady mające potwierdzić zwycięstwo Joe Bidena.
Chęć zabicia wiceprezydenta
Mówiło się, że zwolennicy Trumpa chcieli schwytać wiceprezydenta z jego administracji Mike’a Penca, uznając go za zdrajcę, ponieważ przystąpił do zatwierdzenia głosów elektorskich, godząc się ze zwycięstwem Bidena w wyborach. Fanatycy dążyli do tego, by zabić Pence’a, co im się nie udało. Kongresmeni chronili się, gdzie tylko mogli, a Trump milczał. To on wzniecił ogień, po czym umywał ręce.
W Kongresie rozgrywały się sceny absurdalne (Człowiek Bizon zrobił furorę w sieci) i gorszące, obawy o bezpieczeństwo:
Twitter wkrótce go zawiesił za podżeganie do buntu i przemocy. Gdy tę platformę kupił Elon Musk, Trump mógł wrócić, ale odmówił. Stworzył własną – Truth Social.
Wątpliwości niemieckiej kanclerz
Co ciekawe, ówczesna kanclerz Niemiec Angela Merkel stwierdziła wtedy, że bezterminowe zawieszenie konta Donalda Trumpa na Twitterze przez kierownictwo serwisu społecznościowego jest „problematyczne”. To była argumentacja wielu osób, uznających, że doszło do cenzury. Zwolennicy Trumpa uwypuklali aspekt ideologiczny, obsesyjnie wskazując na to, że lewica zwalcza ich lidera, który nie zrobił niczego złego.
We Francji teraz, per analogiam, znowu rozważana jest kwestia blokady social mediów i biorąc pod uwagę, że protesty, które wzmagają agresję na ulicach, przybierały dotąd na sile za sprawą młodych, rozgniewanych osób, które nie są przykładnymi obywatelami, wydaje się ze wszech miar zasadne, że władze państwowe podjęły kategoryczną decyzję.
Dziś młode osoby w dużej mierze funkcjonują dzięki social mediom, to tam toczy się ich życie, tam szukają dla siebie interesujących rzeczy. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że oderwanie ich od social mediów poprzez przymus może być stanowczym, ale też efektywnym sposobem na walkę z nienawiścią, którą widzieliśmy w ostatnim czasie na francuskich ulicach.
Przydałaby się jedność
Niektórzy tworzyli już apokaliptyczne wizje, mówili o upadku Zachodu, erozji zachodnich wartości, triumfie przemocy, bezprawia i frustracji. Sprawa jest na pewno poważna, a jeśli teraz buntownicy przenoszą się do sieci, by tam omawiać szczegóły swoich akcji, to należy działać tak, by im to uniemożliwiać. Wydaje się, że w tym momencie nie ma miejsca na rozterki i rozważania, czy to nie jest cenzura. Deliberacje w takich okolicznościach wszak mijają się z celem i mogą być niedźwiedzią przysługą wyświadczoną państwu francuskiemu.
Obóz władzy i opozycja we Francji to formacje polityczne, które powinny być zgodne w walce z przemocą i ich obowiązkiem powinno być to, by znaleźć konsensus w zapobieganiu postępom tych rozruchów, które ogarnęły kraj będący ważnym graczem w europejskiej i – co za tym idzie – światowej rozgrywce politycznej.