środa, 9 października, 2024
Strona głównaKulturaEmir Kusturica. "Ostatni Jugosłowianin" wyjeżdża do ZSRR. Sylwetka reżysera

Emir Kusturica. „Ostatni Jugosłowianin” wyjeżdża do ZSRR. Sylwetka reżysera

Znany bośniacki reżyser filmowy Emir Kusturica zgodził się pracować w Moskwie - przyjął propozycję ministra obrony Federacji Rosyjskiej Siergieja Szojgu, aby stanąć na czele Centralnego Teatru Akademickiego Armii Rosyjskiej. Reżyser wyraził nadzieję, że "będzie to udana praca" i podkreślił, że "w świecie, gdzie wartości zmieniają się bardzo szybko", będzie starał się zachować klasyczne wartości.

To nie fotomontaż. Zdjęcie zrobiono w 2016 roku

Przyjęcie przez Kusturicę nominacji w dniu, w którym Władimir Putin odmówił Ukrainie prawa do samostanowienia wywołało szok wśród opinii publicznej. W końcu mowa o reżyserze, który otrzymał złotą palmę w Cannes i srebrnego niedźwiedzia w Berlinie. I choć sam Kusturica zbliża się do siedemdziesiątki, a swoje najsłynniejsze filmy nakręcił 20 lat temu, to dla wielu wciąż jest postacią kultową. Nazywany „ostatnim Jugosłowianinem” tworzył w swoich filmach („Czarny kot, biały kot”, „Życie jest cudem”, „Underground”) sentymentalny obraz krainy pełnej alkoholu, awantur i realizmu magicznego. Kraj jego wspomnień był w tym karykaturalny, ale przy tym taki jakim chcieliśmy go widzieć. Dziki, niezbadany i cywilizacyjnie bardziej zapuszczony niż Polska (co biorąc pod uwagę jugosłowiańską wersję socjalizmu, wcale nie jest prawdą). Przypadek sprawił, że obok Kusturicy, ten sposób pokazania Bałkanów zyskał na przełomie XX i XXI wieku jeszcze jednego ambasadora. Mowa oczywiście o Goranie Bregovicu.

Salla kurusıkı dağa taşa. Kız gibi bak kalasnikov! Kalasnikov!

Dopóki putinowski plan stworzenia konserwatywnej międzynarodówki nie nabrał kształtu, Kusturica mógł uchodzić za dziwaka. Był trochę antykapitalistą, trochę socjalistą, a trochę wielbicielem rządów twardej ręki. Przy tym wszystkim pozostawał humanistą nienawidzącym ludzkiej krzywdy. Wszystkie te twarze mieścił w sobie i obdarzał nimi stwarzanych przez siebie bohaterów.

Najlepiej chyba oddawał to dokument, który poświęcił Diego Armando Maradonie, człowiekowi, tak samo pokręconemu jak on. Maradona upadał, podnosił się, znów upadał, rzucał jak z rękawa populistycznymi poglądami i był przy tym wszystkim traktowany jak Bóg. Obaj zdradzali dziwną słabość do egzotycznych dyktatorów (przede wszystkim Fidela Castro).

Żadnego Kusturica nie chwalił wprost, ale poglądy na sytuację w Jugosławii miał wyraźne. W 1992 na łamach Le Monde krytykował bośniackich Muzułmanów, za co spalono dom w jego rodzinnym Sarajewie. Zresztą do miasta nigdy już nie wrócił.

Emir Kusturica, lat 8 (koloryzowane)

 Krytycy mówili, że w jego późniejszych filmach tak samo ważne jest to co pokazywał na ekranie, jak i to co się omijał. Popularny słoweński filozof Slavoj Zizek, mówił że Kusturica robi filmy wygodne dla serbskich komunistów, którzy zresztą dają na nie pieniądze. „Oni myślą tak: niech ci pisarze, filmowcy, intelektualiści sprzedają mit Bałkanów, zwariowanej krainy, a o te czystki etniczne nie da się nikogo obwinić, to takie już nasze tysiącletnie zwyczaje” – grzmiał intelektualista. Kusturica nie pozostał dłużny nazywając Zizka „oszustem”.

Putin łowi talenty

Przejście Emira Kusturicy do obozu pro-putinowskiego odbywało się stopniowo, ale już podczas pierwszej „wojny o Donbas” i aneksji Krymu, reżyser trzymał stronę Rosji, traktując rozpad ZSRR jako taki sam dopust boży co rozbicie dawnej Jugosławii. Obok niego Putina wychwalali Steven Segal czy Gerard Depardieu. O ile jednak ich głos może się jeszcze jakoś na Zachodzie przebić (choć raczej karykaturalnie, zważywszy na dynamikę ich karier), o tyle o Kusturicy mało już kto pamięta. On sam pokazał światu środkowy palec po klapie filmu „Arizona Dream” z Johnnym Deepem, bo choć ten nad Wisłą ma swoich fanów, o tyle w USA nie doczekał się nawet kinowej dystrybucji. Etat dla Kusturicy, to więc raczej podziękowanie za dotychczasową postawę, niż próba ściągnięcia istotnego publicysty, który mógłby swoimi filmami zwrócić czyjąś uwagę.

To ostatnie wychodzi zresztą Putinowi coraz gorzej. Przygotowując się do tego tekstu odnalazłem wywiad z Danielem Olbrychskim z 2007 roku. Polski aktor chwalił się w nim, że właśnie wrócił z Moskwy, gdzie odbyło się wręczenie nagrody Stanisławskiego, a on sam wręczył Putinowi swoją książkę. Prezydenta Rosji chwalił za luz, którego brakuje polskim politykom. Wówczas takie zwierzenia, było co najwyżej ciekawostką. Dziś, byłoby pocałunkiem śmierci.

Zobacz też:

Jan Rojewski
Jan Rojewskihttps://truestory.pl
Pisarz, dziennikarz. Publikował m.in. na łamach Gazety Wyborczej, Rzeczpospolitej, Onetu, Tygodnika Powszechnego. Był stałym współpracownikiem Wirtualnej Polski i Tygodnika POLITYKA. Od września 2021 roku redaktor naczelny True Story.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze